Zajęcia z self dystrybucji na przykładzie produkcji "Baby Bump" poprowadziły Agata Szymańska i Magdalena Kamińska (Balapolis). Przypadek filmu Kuby Czekaja wydaje się szczególny. Początkowo jego dystrybucją miała zająć się VUE Movie Distribution, ale firma wycofała się z polskiego rynku. Producentki zastanawiały się nad przekazaniem filmu innemu dystrybutorowi, jednak w końcu zdecydowały się na samodzielną drogę rozpowszechniania dzieła młodego reżysera. Podczas wykładu omówiły kolejne kroki działań (data premiery, nawiązanie współpracy z box office, oszacowanie widowi). Istotne było skompletowanie zespołu, podzielenie pracy, wybór kin czy przygotowanie informacji o filmie. – Kluczowe były specjalne pokazy w ramach cykli w kilku miastach z udziałem twórców – mówiła Agata Szymańska. Producentki opowiedziały szczegółowo o budżecie P&A, kopiach filmowych, promocji i marketingu przedstawiając konkretne kwoty i efekty działań medialnych. Sporą część wykładu poświęciły budowaniu widowni w poszczególnych miastach, a także zwróciły uwagę na znaczenie lokalnej promocji. – Działania promocyjne lokalnych kiniarzy są niezbędne do zainteresowania widowni udziałem w spotkaniach z reżyserem czy aktorami. Sprowadzenie gości powinno ściągać większą widownię niż na normalnym seansie. Niestety, nie zawsze tak to wygląda – komentowała Magdalena Kamińska. Po okresie dystrybucji w kinach przychodzi czas na rozpowszechnianie filmu za pomocą platform VOD, płyt DVD, insertów do czasopism oraz rozmów z telewizjami, które mogłyby zakupić prawa. Wcześniej mogą pojawiać się festiwale filmowe oraz agent sprzedaży filmu za granicą.
Agata Szymańska, Magdalena Kamińska, fot. Łukasz Bąk
Samodzielna dystrybucja filmu artystycznego jakim jest "Baby Bump" wymagała ogromnego nakładu pracy i dużego wysiłku niewielkiego zespołu. Zdaniem producentek w Polsce brakuje większego pola zorganizowanej dystrybucji dla kina artystycznego. Duże firmy dystrybucyjne zainteresowane są zyskiem, dlatego decydują się najczęściej na kino komercyjne lub gatunkowe.
Kadr z filmu Baby bump", fot. Balapolis
"Baby Bump" Kuby Czekaja Balapolis wprowadziło
do kin 3 czerwca 2016 roku. Film otrzymał wcześniej wyróżnienie Specjalne Queer
Lion Award podczas MFF w Wenecji oraz specjalne wyróżnienie w konkursie
"Inne Spojrzenie" podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni 2015 roku. Kuba
Czekaj został wyróżniony Nagrodą im. Stanisława Różewicza za reżyserię oraz
Nagrodą Dziennikarzy podczas Młodzi i Film w Koszalinie w 2016 roku. Film
obejrzało w kinach 5 600 osób (nie licząc pokazów festiwalowych). Firma
Balapolis dystrybuowała również film "Słońce, to słońce mnie oślepiło" Anny i
Wilhelma Sasnali. Obecnie są w trakcie produkcji filmu „Wilkołak” Adriana
Panka.
Fotos z filmu "Wilkołak", fot. Łukasz Bąk Balapolis
O
rynku dystrybucyjnym opowiedział Roman Jarosz (Alter Ego Pictures). Przedstawił
dość obszerne dane dotyczące obecności Polski wśród innych krajów na mapie
światowej dystrybucji. Liczba ekranów w Polsce wynosi 1256, dla porównania we
Francji jest ich 5741. – Film wymaga ekranów. Ich brak powoduje zwyczaj
nieuczęszczania do kina – mówił Roman Jarosz. Z tego powodu w Polsce nie ma
miejsca dla kina artystycznego. Multipleksy wyświetlają filmy komercyjne, bo
dla nich liczy się przede wszystkim zysk. Powoli tą drogą podążają też mniejsze
obiekty, które muszą na siebie zarobić. Z kolei młodzież dorasta w kinach
wielosalowych, dlatego nie ma świadomości, że może obejrzeć inny rodzaj filmów
– autorskich czy gatunkowych. Okazuje się jednak, że dzienna frekwencja
obecności w kinach jest zbliżona w Polsce i we Francji. Wynika to z większej liczy
widzów w naszych kinach. W 2016 roku było to ponad 51 mln osób, a 11 mln z nich wybrało polskie filmy (47
rodzimych tytułów obecnych w repertuarze). - Polacy posiadają już skłonność
chodzenia do kina. Problemem jest liczba ekranów i pieniądze – podsumował Jarosz.
Uczestnicy warsztatów podczas wykładu mec. Krzysztofa Czyżewskiego o prawnych aspektach dystrybucji filmowej, fot. Mikołaj Zacharow
Producent
i dystrybutor zwrócił uwagę na podział gatunkowy filmów. Produkcją artystyczną
nazwał kino autorskie, robione po swojemu, nastawione na konkretnego widza.
Kino środka - operuje językiem autorskim z elementami gatunku i z założenia
kierowane do większej grupy odbiorców. Według Jarosza obecnie na naszym rynku
najlepiej rozwija się kino komercyjne i gatunkowe. Poza problemem niewielkiej
ilości ekranów i marginalizowaniu kina artystycznego pojawia się jeszcze
kwestia piractwa, która zabiera dużą liczbę widzów.
Podsumowując Roman Jarosz podkreślił, że coraz więcej filmów trafia do kin, ale jednocześnie
coraz trudniej o dobrą datę premiery (szczególnie jesienią i w okresie
styczeń-luty), zmniejsza się liczba seansów w odniesieniu do konkretnego tytułu,
multipleksy wymagają opłaty VPF (Virtual Print Fee), przez co kino artystyczne
nie ma szans z komercyjnym. Ponad to dystrybutorzy zagraniczni mają dominującą
pozycję na rynku. Pocieszający pozostaje natomiast fakt, że kina, ale też
częściej widzowie wybierają rodzime filmy. Coraz większym zainteresowaniem cieszy się również
dystrybucja VOD, o czym napiszemy w kolejnej relacji.
Lodołamacz odbył się w dniach 17-19 lipca, podczas 7. edycji Transatlantyk Festival.