Andrzej Gwóźdź: W Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego jesteśmy obecni na dwóch kierunkach i dwóch poziomach studiów (licencjackim i magisterskim): na kulturoznawstwie ze specjalnością: filmoznawstwo i wiedza o mediach oraz na kulturach mediów ze specjalnością: kultury wizualne. Staramy się zatem znaleźć rozsądny kompromis między tradycyjnym, zorientowanym na film oraz kino filmoznawstwem, a obejmującym szerszy porządek kulturowo-medialny medioznawstwem. Uważam, że separowanie wiedzy o filmie od wiedzy o mediach jest sztuczne i niewłaściwe, przecież film to także medium, a wiedza o filmie musi w sposób naturalny pozostawać elementem wiedzy o mediach. Nie stronimy więc od rozważań nad telewizją, od refleksji nad mediami elektronicznymi, internetem, tzw. nowymi mediami. Filmoznawstwo poszerzone o nowe media, nowe środowiska nadawczo-odbiorcze, o nowe praktyki artystyczne i kulturowe – to wszystko dlatego, że film żyje, że sam również jest pochodną zmian, jakie zachodzą w mediach elektronicznych. Próbujemy więc wyciągać konsekwencje z ewolucji ruchomych obrazów w kulturze i spoglądać na kino w całej dynamice przemian, jakim ono podlega w cywilizacji obrazów.
W swoich pracach, zanim jeszcze była modna teoria konwergencji mediów Henry’ego Jenkinsa, wykazywał pan, że kino istnieje w wielu formach, bytach i środowiskach i dociera do nas różnymi kanałami.
Tradycyjne, klasyczne filmoznawstwo tkwiło w wieży z kości słoniowej, odcinając się od tego, co było poza kinem. To kino było miejscem świętym, to z jego perspektywy pisano historie i teorie filmu. Doprowadziło to do tego, że przespano chociażby dzieje filmu w kulturze wideo. A to był bardzo ważny etap w rozwoju kultury filmowej: VHS, magnetowidy, wszystkie te obszary między twórczością oficjalną i niszową... Otwarcie się na film poza kinem – w jakimś sensie także przecież „po kinie” – jest próbą odnalezienia się w bogatym środowisku form filmowych, które są przechodnie, bo migrują pomiędzy mediami. Nie tylko studenci przecież oglądają filmy na swoich gadżetach elektronicznych.
Po rozdaniu Oscarów w 2015 roku internet obiegło zdjęcie młodej osoby w metrze, która ogląda na tablecie Idę. Pan nie ma z tym problemu?
Nie nazwałbym tego problemem. Prywatnie cenię sobie komfort oglądania dobrych filmów. Na Idę w metrze bym się nie zdecydował, gdybym miał szansę na zobaczenie jej w kinie lub w domu. Film Pawła Pawlikowskiego jest filmem zrobionym dla kina i właśnie tam wybrzmiewa całą mocą swego artyzmu. Są filmy przypisane do kina jako swego macierzystego środowiska, takie, które w innych mediach będą jedynie cytatami siebie samych. Na nowych gadżetach lepiej wypadają filmy „powierzchniowe”, atakujące bodźcami zmysłowymi, nawiązujące efektami do poetyki gier, niż np. utwory fascynujące narracyjnym kunsztem.