PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Tematem wiodącym nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 2/2017) są agencje aktorskie. Oto fragment artykułu Artura Zaborskiego, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 lutego.

O swojej pracy mówią chętnie. Nie ukrywają jej wad, nie próbują gloryfikować, nie udają, że jest kolorowo i bajecznie. Ale też chętnie zaznaczają swoje sukcesy i podkreślają, że czują się zawodowo spełnieni.

Nazwiska jednak ujawnić nie chcą. Proszą: „Tylko nie pisz, z jakiej jestem agencji i nie podawaj moich personaliów. To za młody rynek. Czytelnicy mogliby źle odebrać, że po paru latach aktywności próbuję brzmieć jak wieloletni mentor”. Podobne tłumaczenie się w moich rozmowach z agentami powraca jak mantra. W efekcie na ujawnienie godzi się zaledwie kilka osób. Dlatego poniższy tekst nie jest inkrustowany cytatami z wypowiedzi wcale. Przy znakomitej większości zamiast nazwiska rozmówcy i nazwy firmy, którą reprezentuje, musiałaby się bowiem znaleźć adnotacja „mówi X, prosząc o zachowanie anonimowości”. Dla wygody Czytelnika artykuł został ujednolicony do formy deskryptywnej.

Na początku należy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak zostaje się w Polsce agentem. Szkoły, która kształciłaby w tym zawodzie w naszym kraju nie ma. Kim więc są osoby uprawiające tę profesję? To zazwyczaj absolwenci filmoznawstwa, kulturoznawstwa, anglistyki lub innej filologii, teatrologii i produkcji filmowej. Czy może raczej: absolwentki, bo to zawód, który w przytłaczającej większości uprawiają kobiety. Podczas pracy nad tekstem natrafiłem jedynie na kilku rodzynków, którzy mieli epizody z pracą w tym charakterze. Choć warto zaznaczyć, że pionierzy tego zawodu nad Wisłą to mężczyźni: Jerzy Gudejko i Bartosz Stasina, ale o tym później. Początek z reguły wszyscy mają podobny. Zazwyczaj wiąże się z profesjonalną agencją, do której trafia się najczęściej przypadkiem. Ktoś szukał pracy w filmie, ktoś inny marzył o tym, żeby zostać aktorem, ale odkrył, że to zawód niekoniecznie dla niego, jednak chcąc pozostać blisko ludzi wykonujących go, zdecydował się na pracę w agencji. Jeszcze kto inny trafił tam zupełnie przez przypadek, kiedy najzwyczajniej w świecie odpowiedział na ogłoszenie o pracę. Później ścieżki kariery są dwie. Albo zostaje się w macierzystej agencji i pod jej egidą pracuje na chwałę firmy i reprezentowanych aktorów, albo zdobywa się doświadczenie i odchodzi, rozpoczynając własną kameralną działalność. Niekiedy zabiera się z agencji „swoich” aktorów.

W efekcie powstaje coraz więcej jednoosobowych firm, które skupiają kameralną liczbę artystów. Duże agencje reprezentują nawet 400 osób (tak jest w przypadku Gudejko, prowadzonej przez Grażynę i Jerzego Gudejków, najstarszej i największej firmy tego typu w Polsce). Agentki działające w pojedynkę mają ich znacznie mniej – od jednej osoby (tak jest z agentkami, którymi są żony bądź inne bliskie aktorom osoby, ale są i nieliczne wyjątki, gdy jednym twórcą opiekuje się managerka, z którą pracował wcześniej w agencji; to przykład choćby Marcina Dorocińskiego) do około pięciu – ośmiu osób. Dlaczego pracownicy decydują się na pracę na własny rachunek? Powodów jest wiele. Wśród wypowiedzi moich rozmówców jak mantra powraca argument mówiący, że tylko w ten sposób można profesjonalnie wykonywać swoją pracę. W dużej agencji agent opiekuje się nawet czterdziestoma aktorami. Nie ma wtedy szans, by każdemu z nich poświęcić tyle samo czasu, na czym cierpią ci, którzy nie mają jeszcze ugruntowanej pozycji. Ale zanim o plusach i minusach dużych i małych firm, zacznijmy od tego, czym właściwie zajmuje się agent.

Najprościej rzecz ujmując: wszystkim. Impresario dba o kalendarzówkę, a więc o terminarz swojego aktora. Musi dokładnie wiedzieć, kiedy są jego spektakle teatralne, kiedy rozpoczynają się zdjęcia do filmu lub serialu, w którym podopieczny bierze udział, kiedy odbywa się casting, na którym warto się pokazać, ale także kiedy przypadają dni uniemożliwiające zawodowe aktywności, bo przypada w nie wizyta u dentysty, przeprowadzka, operacja psa, ślub cioci, etc. Tu nie ma tajemnic – w tej kwestii agent jest jak sekretarka. Musi o wszystkim pamiętać. Zaniedbanie w tej kwestii może prowadzić do poważnych konsekwencji. Co poza tym? Oczywiście, lektura scenariuszy. Nie, aktorzy nie czytają wszystkich. To manager robi pierwszą selekcję i proponuje podopiecznemu te, na które powinien zwrócić uwagę. Podejść jest kilka, zależą od obranej przez agenta linii. Najczęściej model jest taki, aby role nie powtarzały się i nie ugruntowywały wizerunku. Jeśli aktor zagrał w dwóch filmach wojskowego, zaczyna dostawać sporo ofert kolejnych takich ról. Świadomi rynku impresariowie nie przystają na te propozycje, szukając dla aktora czegoś zupełnie innego, spoza koniunktury. Podobnie z gatunkami. Jeśli aktorka zagrała w trzech komediach, wtedy profesjonalny agent przychylniej spogląda na scenariusze dramatów psychologicznych. Niezwykle ważne dla moich rozmówców jest także to, aby aktora nie „zgrać”. Jeśli jest na kogoś boom, wtedy większość managerów stara się hamować zapędy aktorów na sławę i branie ról w kolejnych filmach, które mogą im przynieść bogactwo i rozgłos. Tak dzieje się przynajmniej w teorii.

Artur Zaborski
Magazyn Filmowy (2/2017)
Ostatnia aktualizacja:  3.02.2017
Zobacz również
fot. Kuba Killjan/SFP
Inauguracja programu „Ostatni dzwonek. Edukacja filmowa im. Jerzego Płażewskiego"
„Jestem mordercą”: Piracka kopia filmu w sieci
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll