PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Markiem Gajczakiem i Leszkiem Gnoińskim, reżyserami filmu „Jarocin. Po co wolność”, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 12/2016), rozmawia Dagmara Romanowska. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 12 grudnia.
Dagmara Romanowska: Do Jarocina przywiodły was bardzo różne ścieżki. Leszku – ty znałeś ten festiwal z autopsji, ale i ze swoich dziennikarskich oraz reżyserskich poszukiwań. Marku – ty z kolei odkrywałeś festiwal wraz z realizacją filmu. Czy praca nad nim zmieniła wasze spojrzenie na Jarocin? Jak wypadła konfrontacja wspomnień, może sentymentów, z materią filmową?

Leszek Gnoiński
: Dziś na festiwal mogę spojrzeć inaczej niż wtedy, gdy miałem 20 lat. Wówczas jeździłem na koncerty, słuchałem tekstów płynących ze sceny i identyfikowałem się z nimi. Bez poważnego analizowania. Intuicyjnie, w kącikach mojego mózgu, rozkwitała idea, że dzieje się coś bardzo ważnego. Określenie tego przyszło jednak dopiero wtedy, gdy zacząłem o muzyce pisać i robić o niej filmy. Wtedy jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, jak bardzo muzyka ta wpisana była w kontekst swojego czasu, tego, co działo się dookoła. Był to język tamtego pokolenia, soundtrack mojego życia, ale jeszcze bardziej soundtrack tamtych lat, okresu stanu wojennego. W jarocińskich tekstach z lat 80. słychać i czuć ówczesną Polskę – tak, jak w tekstach hiphopowych – Polskę drugiej połowy lat 90. W historii festiwalu, jego zawieszeniu, tego, jak wygląda dziś – również odbija się nasz kraj.
Marek Gajczak: To nie tak, że odkryłem Jarocin dopiero wtedy, gdy zacząłem pracować nad filmem. Docierały do nas jego echa, słuchaliśmy kaset tam nagrywanych. Dla mojego pokolenia Jarocin zawsze miał znaczenie – nie trzeba było tam być, żeby to czuć. Paradoksalnie, fakt, że wcześniej osobiście do Jarocina nie jeździłem, działał na korzyść filmu. Mogłem do niego wnieść świeże spojrzenie, nieobarczone sentymentem. W jakimś stopniu zupełnie na nowo odkrywałem festiwal i jego siłę. Im dalej posuwaliśmy się z pracami, tym wyraźniejsze stawało się dla mnie to, jak bardzo trzeba tę historię opowiedzieć. Właśnie teraz.

O Jarocinie powstało wiele filmów, reportaży. Gdy pada hasło „Jarocin” w kontekście kina, natychmiast przytaczana jest „Fala”...

L.G.
: „Falę” cenię i lubię, chętnie do niej wracam. Niemniej, mówi ona o konkretnym momencie w historii festiwalu: roku 1985. Poza tym pewne rzeczy, moim zdaniem, trochę przekłamuje, lekko pokpiwając m.in. z jarocińskich władz. Bez nich tego festiwalu by nie było. Warszawa zajmowała się stroną artystyczną, ale rachunki podpisywano lokalnie. Urzędnicy zobaczyli w tej imprezie szansę i nie tylko jej nie przeszkadzali, ale ją organizowali. Nie tylko Piotr Łazarkiewicz zaglądał z kamerą do Jarocina. Andrzej Kostenko na zlecenie BBC przygotował reportaż „Moja krew, twoja krew”, Rafał Żurek – „Skansen”. Jest tych tytułów więcej. Żaden z nich nie spojrzał jednak na festiwal całościowo, podążając za jego historią od samego początku aż do dziś.
M.G.: Fala ciągle wywiera ogromne wrażenie. Stała się ikoną Jarocina. Była z pewnością ważnym punktem naszej pracy, ale – jak wspomniał Leszek – koncentruje się na małym wyrywku z festiwalu. My założyliśmy że pokażemy całą historię Jarocina i skonfrontujemy ją z teraźniejszością. Gdy mówi się o Jarocinie, myśli się: „Muzyka”, ale i „Wolność”. Chcieliśmy pokazać czym ta wolność była kiedyś, czym jest dziś. Tak zresztą poprowadziła nas sama jarocińska muzyka.

Muzyka jest też tym, co odróżnia Wasz film od innych produkcji o Jarocinie. Jest zarazem bohaterem waszej opowieści, ale i „przewodnikiem” po niej.

L.G.
: W reportażach o Jarocinie często koncentrowano się na zadymie, na tym, że ktoś pije czy wącha klej. Zapominano natomiast o muzyce. Gdy ta się pojawiała... Szczerze mówiąc, zawsze miałem wątpliwości co do tego, jak była w tych filmach i materiałach wykorzystywana. Na ogół miała charakter przypadkowy i wyrwana była z kontekstu. Tymczasem to przecież dla muzyki do Jarocina się jeździło. Ona była tam najważniejsza i na to właśnie postawiliśmy nacisk w naszym dokumencie.
M.G.: Muzyka w naturalny sposób stała się główną osią narracyjną naszego filmu. Nie chcieliśmy żadnego komentarza z offu, żadnych dodatkowych wyjaśnień. Dla widza znaczenie miało kryć się w tym, co słyszy w piosenkach i w wykorzystanych przez nas rozmowach z artystami, ludźmi związanymi z Jarocinem. To ze zderzenia tych form wyłania się portret festiwalu, tego, co działo się wokół niego, co działo się w Polsce.
L.G.: Nie ma tu ani jednego przypadkowego utworu – każdy starannie dobraliśmy. Większość przedstawiamy w całości. Nie tniemy. Muzyka rockowa jest bardzo ważną dziedziną kultury – polskiej i światowej. Amerykanie, Brytyjczycy opowiadają o swojej scenie. My... Przez lata tej muzyki nasze kino nie zauważało albo robiło to bardzo rzadko. Tymczasem trzeba rock, tudzież szerzej muzykę popularną, postawić w miejscu jej należnym. Tym bardziej, że goni nas czas. Takie projekty, jak nasz film czy jak Spichlerz Polskiego Rocka, realizowany pod pieczą Roberta Jarosza, przywracają latom 80. twarz, odkrywają białe plamy, które wtedy powstały. Wszystko to działo się trzydzieści lat temu. Muzycy, którzy wtedy, w 1980 roku, zaczynali, to dziś panowie pod sześćdziesiątkę. Jeżeli cokolwiek chcemy po tym czasie zostawić, musimy z nimi rozmawiać teraz. Archiwalia to za mało. Najważniejsi są świadkowie, którzy to sami przeżyli, którzy Jarocinowi zawdzięczają swoje dalsze artystyczne życie, to, kim są dziś. Inaczej stracimy ten czas, olbrzymi kawałek dorobku polskiej kultury i polskiej historii.
Dagmara Romanowska
Magazyn Filmowy 12/2016
Ostatnia aktualizacja:  9.12.2016
Zobacz również
fot. NCK
Najpilniejsza recepta na problem piractwa to edukacja - relacja z Europejskiej Konferencji Filmowej
Europejskie Nagrody Filmowe: Zwycięża "Toni Erdmann"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll