Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Temat wiodący nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 12/2016) brzmi "Krzysztof Kieślowski – inspiracje”. Oto fragment artykułu prof. Mikołaja Jazdona "W dialogu z Kieślowskim”, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 12 grudnia.
Fascynacja kinem Krzysztofa Kieślowskiego nie ustała wraz z jego przedwczesną śmiercią. Do filmów autora "Trzech kolorów” wracają jego wierni widzowie, dawni admiratorzy i nowe pokolenia entuzjastów twórczości polskiego mistrza. Jego dokonania inspirują badaczy i twórców. Ci ostatni w wielu przypadkach – w mniej lub bardziej świadomy sposób – wchodzą w dialog z obrazami Kieślowskiego.
Spoglądając wstecz na filmy innych reżyserów, nawet z czasów, gdy twórca "Personelu" nie był jeszcze światowej sławy artystą, ale już liczącym się autorem polskiego kina, możemy dostrzec dzieła (z dorobku jego i innych filmowców), między którymi zachodzą pewne podobieństwa, pozwalające nam dziś spojrzeć na nie, jak na utwory w jakiejś mierze wzajemnie się dopełniające. Jak napisał Steven Woodward we wstępie do wydanej w USA – pod jego redakcją – książki o dziedzictwie polskiego reżysera "After Kieślowski: The Legacy of Krzysztof Kieślowski” (2009): - Bez względu na to, jak odbierane są filmy Kieślowskiego, nie ulega wątpliwości, że jego twórczość miała – i ma nadal od chwili jego śmierci – niezwykle szeroki i wyraźny wpływ na innych filmowców. Już to wystarczy, by potwierdzić jego znaczenie jako artysty.
Nazwisko Kieślowskiego kojarzone jest nie tylko z konkretnymi utworami i stylem autorskim tego reżysera. Stało się synonimem wysokich artystycznych jakości z bardzo sprecyzowanych zakresów. Od kilku lat festiwal Camerimage przyznaje nagrodę imienia Kieślowskiego, zwracając w ten sposób uwagę na szczególne znaczenie sztuki obrazu w dziełach tego twórcy, ale także w dorobku nagradzanych tą nagrodą artystów. Z kolei Independent Film Foundation z Warszawy przyznaje The Krzysztof Kieślowski ScripTeast Award dla najlepszego scenariusza z Europy Środkowo-Wschodniej napisanego w ramach warsztatu scenariuszowego prowadzonego przez tę fundację. Spoglądając szerzej, nazwisko Kieślowskiego stało się synonimem – jakkolwiek niezręcznie to zabrzmi – marki artystycznego, niezależnego kina. Osobliwym przykładem takiego traktowania jest amerykańska komedia "The Young Kieslowski” (2014) w reżyserii Kerema Sangi, o parze nastolatków spodziewających się narodzin dziecka. Obraz bliższy formule "Juno” (2007) Jasona Reitmana niż "Pierwszej miłości” (1974) Kieślowskiego, a do tego z tak sformułowanym tytułem przywołujący na myśl "Młodego Frankensteina” („Young Frankenstein”, 1974) Mela Brooksa. Trudno nie odnieść wrażenia, że słynne nazwisko polskiego twórcy zostało tu potraktowane jako ponętny wabik. W jakiejś mierze w podobny sposób wykorzystał zainteresowanie kinem Kieślowskiego Rafał Wieczyński, tytułując swój debiutancki film: "Naprawdę krótki film o miłości, zabijaniu i jeszcze jednym przykazaniu” (1992). Ta komedia o miłosnym trójkącie w chwili powstania była odbierana jako wejście młodego reżysera w polemiczny dialog z autorem "Dekalogu”.
W wizji autorskiej Kieślowskiego kino jawi się jako przestrzeń spotkania i rozmowy z drugim człowiekiem. Krótko przed śmiercią reżyser "Podwójnego życia Weroniki” („La double vie de Veronique”, 1991) podjął kilka znaczących decyzji autorskich, które sprawiły, że pewien wymiar jego twórczości nie ustał, ale trafił do rąk jego następców, filmowców starających się na miarę swojego talentu i możliwości podążać w kierunku wskazanym przez Kieślowskiego. Na rok przed śmiercią polski reżyser odstąpił od planów realizacji filmu dokumentalnego na stulecie kina, jaki zamówiła u niego BBC. Swój pomysł przekazał Pawłowi Łozińskiemu, swemu asystentowi z planu „Białego” („Trois couleures. Blanc”, 1993). W oparciu o niego młody dokumentalista zrealizował "100 lat w kinie" (1995), opowieść o historii polskiego filmu oglądanego i zapamiętanego przez widzów. Rok później Łoziński także w oparciu o pomysł Kieślowskiego, i pod jego opieką artystyczną, nakręcił swój fabularny debiut – "Kratkę” (1996).
W podobnym duchu pewnej kontynuacji kina Kieślowskiego, już po śmierci reżysera, zaczęły powstawać kolejne filmy. Jego dawny asystent z lat 70., Krzysztof Wierzbicki, autor biograficznego "Krzysztof Kieślowski: I’m So So” (1995) nakręcił filmy, w których bądź to powracał do bohaterów dawnych obrazów, jakie wyszły spod ręki jego przyjaciela ("Gadające głowy II”, 2004), bądź – jak w przypadku "Horoskopu” (2000) – rozwijał dawny projekt zarzucony w trakcie realizacji przez autora "Pierwszej miłości” (1974).
Podobnie Jerzy Stuhr, przenosząc na ekran niezrealizowany scenariusz Kieślowskiego, "Duże zwierzę” (2000, adaptacja opowiadania Kazimierza Orłosia), tworzył dzieło z jednej strony dopełniające w jakimś sensie twórczość zmarłego przyjaciela, z drugiej zaś będące jego własnym artystycznym dokonaniem, rozwinięciem osobnej wizji kina autorskiego, jakie zaczął realizować w latach 90. Niemniej od chwili reżyserskiego debiutu ("Spis cudzołożnic”, 1994) na kino Stuhra patrzono jak na pewną próbę kontynuowania sposobu opisywania świata, jaki znamy z filmów autora "Dekalogu”. Nic dziwnego, skoro aktor należał do jego najważniejszych współpracowników, a jego kreacje w "Spokoju” (1976), "Amatorze” (1979) i "Białym” stanowią niezwykle istotną część dorobku Kieślowskiego. Zresztą sam Stuhr nie odżegnywał się od tych związków, potwierdzając, że twórczość jego zmarłego przyjaciela, charakterystyczny dla niej sposób opowiadania o świecie i budowania relacji z odbiorcą, są mu bliskie.
Spoglądając wstecz na filmy innych reżyserów, nawet z czasów, gdy twórca "Personelu" nie był jeszcze światowej sławy artystą, ale już liczącym się autorem polskiego kina, możemy dostrzec dzieła (z dorobku jego i innych filmowców), między którymi zachodzą pewne podobieństwa, pozwalające nam dziś spojrzeć na nie, jak na utwory w jakiejś mierze wzajemnie się dopełniające. Jak napisał Steven Woodward we wstępie do wydanej w USA – pod jego redakcją – książki o dziedzictwie polskiego reżysera "After Kieślowski: The Legacy of Krzysztof Kieślowski” (2009): - Bez względu na to, jak odbierane są filmy Kieślowskiego, nie ulega wątpliwości, że jego twórczość miała – i ma nadal od chwili jego śmierci – niezwykle szeroki i wyraźny wpływ na innych filmowców. Już to wystarczy, by potwierdzić jego znaczenie jako artysty.
W wizji autorskiej Kieślowskiego kino jawi się jako przestrzeń spotkania i rozmowy z drugim człowiekiem. Krótko przed śmiercią reżyser "Podwójnego życia Weroniki” („La double vie de Veronique”, 1991) podjął kilka znaczących decyzji autorskich, które sprawiły, że pewien wymiar jego twórczości nie ustał, ale trafił do rąk jego następców, filmowców starających się na miarę swojego talentu i możliwości podążać w kierunku wskazanym przez Kieślowskiego. Na rok przed śmiercią polski reżyser odstąpił od planów realizacji filmu dokumentalnego na stulecie kina, jaki zamówiła u niego BBC. Swój pomysł przekazał Pawłowi Łozińskiemu, swemu asystentowi z planu „Białego” („Trois couleures. Blanc”, 1993). W oparciu o niego młody dokumentalista zrealizował "100 lat w kinie" (1995), opowieść o historii polskiego filmu oglądanego i zapamiętanego przez widzów. Rok później Łoziński także w oparciu o pomysł Kieślowskiego, i pod jego opieką artystyczną, nakręcił swój fabularny debiut – "Kratkę” (1996).
W podobnym duchu pewnej kontynuacji kina Kieślowskiego, już po śmierci reżysera, zaczęły powstawać kolejne filmy. Jego dawny asystent z lat 70., Krzysztof Wierzbicki, autor biograficznego "Krzysztof Kieślowski: I’m So So” (1995) nakręcił filmy, w których bądź to powracał do bohaterów dawnych obrazów, jakie wyszły spod ręki jego przyjaciela ("Gadające głowy II”, 2004), bądź – jak w przypadku "Horoskopu” (2000) – rozwijał dawny projekt zarzucony w trakcie realizacji przez autora "Pierwszej miłości” (1974).
Podobnie Jerzy Stuhr, przenosząc na ekran niezrealizowany scenariusz Kieślowskiego, "Duże zwierzę” (2000, adaptacja opowiadania Kazimierza Orłosia), tworzył dzieło z jednej strony dopełniające w jakimś sensie twórczość zmarłego przyjaciela, z drugiej zaś będące jego własnym artystycznym dokonaniem, rozwinięciem osobnej wizji kina autorskiego, jakie zaczął realizować w latach 90. Niemniej od chwili reżyserskiego debiutu ("Spis cudzołożnic”, 1994) na kino Stuhra patrzono jak na pewną próbę kontynuowania sposobu opisywania świata, jaki znamy z filmów autora "Dekalogu”. Nic dziwnego, skoro aktor należał do jego najważniejszych współpracowników, a jego kreacje w "Spokoju” (1976), "Amatorze” (1979) i "Białym” stanowią niezwykle istotną część dorobku Kieślowskiego. Zresztą sam Stuhr nie odżegnywał się od tych związków, potwierdzając, że twórczość jego zmarłego przyjaciela, charakterystyczny dla niej sposób opowiadania o świecie i budowania relacji z odbiorcą, są mu bliskie.
Mikołaj Jazdon
Magazyn Filmowy (12/2016)
Ostatnia aktualizacja: 2.12.2016
fot. Włodzimierz Wasyluk /East News
Krakowski spacer śladami filmowej animacji
[wideo] "Konwój" – oficjalny zwiastun
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024