Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Podkreśla Wojtek Smarzowski, reżyser i scenarzysta filmu "Wołyń", który jest jednym z faworytów w walce o Złote Lwy na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni.
Na ten widzowie czekali już od co najmniej dwóch lat. I naprawdę było warto. "Wołyń" jest filmem wstrząsającym, przejmującym, momentami wzruszającym i chwytającym za serce, ale też - co najistotniejsze - zrealizowanym w duchu zrozumienia i pojednania. Wojtkowi Smarzowskiemu udało się wyważyć proporcje, w jakim stopniu który naród był katem a który ofiarą. - Wydaje mi się, że po jakimś czasie ten film będzie pracował na oczyszczenie relacji polsko-ukraińskich. Nie można jednak budować pojednania, zamiatając prawdę pod dywan - podkreślił na festiwalowej konferencji prasowej Wojtek Smarzowski.
Temat rzezi wołyńskiej i - szerzej - mordów Polaków na tzw. Kresach chodził za nim dość długo, ale też z uwagi na swoją ważność, wywoływał w nim obawy,czy podoła temu artystycznemu wyzwaniu. - Kiedy realizowałem "Różę", to obiecałem sobie, że nigdy więcej ni będę kręcił filmu historycznego, bo u nas nie ma pieniędzy na takie kino, a widzowie nie chcą oglądać czołgów z tektury. Po projekcjach "Róży" miałem jednak tak wiele fantastycznych reakcji na to, co zrobiłem, że znowu coś tam się we mnie otworzyło na takie kino - wyznał Smarzowski. O realizacji "Wołynia" na poważnie zaczął myśleć, jak sam mówi, gdzieś od 2012 roku. - Na długo przed Majdanem i zanim jeszcze świat skręcił tak bardzo w prawo - dodaje reżyser. W trakcie czytania i analizowania różnych materiałów historycznych na temat wojennych losów Polaków, Ukraińców i Żydów zamieszkujących Kresy Wschodnie, natrafił na zbiór opowiadań Stanisława Srokowskiego zatytułowany "Nienawiść". - Poraziło mnie w tej książce to, że jest ona opowiadana z perspektywy dziecka. Autor zderza tutaj naiwne patrzenie młodego człowieka z okrutnym światem, który był dookoła. To było bardzo mocne. Pojechałem do pana Stanisława do Wrocławia. To on stał się moim nauczycielem, bo moja wiedza była nieuporządkowana, a on pamięta te wydarzenia - wspomina Smarzowski. I zaraz dodaje: - Srokowski uświadomił mi, że jest różnica między rzezią wołyńską, która jest pojęciem zawężającym całą sprawę, a Kresami jako takimi. Na Wołyniu zginęło ok. 60 tys. Polaków, a w pozostałych województwach kresowych znacznie więcej.
Wasyl Wasylik, Arkadiusz Jakubik, Michalina Łabacz, Wojtek Smarzowski, Piotr Sobociński jr. Fot. Borys Skrzyński/SFP.
- Tylko wątek uczucia, miłości ponad podziałami, może zrównoważyć to okropne tło, o którym opowiadamy - zauważa Wojtek Smarzowski. - Dla mnie najważniejsza jest prawda. Dlatego bardzo zależało mi na tym, że jak ktoś obejrzy ten film, to uwierzy, że była taka Zosia. Miała swoje marzenia, ale jej życie potoczyło się inaczej - mówi debiutująca na dużym ekranie Michalina Łabacz, odtwórczyni roli Zosi Głowackiej w "Wołyniu". W postać Petra, ukochanego Zosi, wciela się Wasyl Wasylik, jeden z nielicznych ukraińskich aktorów, który zdecydował się zagrać w tym filmie. W międzynarodowej obsadzie tego filmu znaleźli się również m.in. Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak, Adrian Zaremba, Iza Kuna, Gabriela Muskała, Wojciech Zieliński, Lech Dyblik.
Arkadiusz Jakubik, Michalina Łabacz i Wojtek Smarzowski, czyli twórcy "Wołynia". Fot. Borys Skrzyński/SFP.
- Większość filmu została zrealizowana w skansenie w Lublinie. Tam przyjechało połowę światła z Warszawy i Krakowa. (...) To jest dość ciemny film, ale żeby to się udało, trzeba było wykorzystać jakieś niewiarygodne ilości światła - zdradza Piotr Sobociński Junior, autor zdjęć do "Wołynia". - Od początku było wiadomo, że jeżeli to będzie film o Wołyniu, będę musiał posłużyć się językiem tego świata, tego miejsca. Szukałem ludzi, którzy pomogliby mi zrealizować to zadanie,ludzi z pogranicza - tłumaczy Mikołaj Trzaska, znakomity jazzman i autor muzyki do "Wołynia". Ścieżka dźwiękowa, którą współtworzyła m.in. orkiestra symfoniczna z Sejn, trwa ok. 60 minut, z tego w filmie znalazło się... ok. 7 minut. Nie jest to jednak żadne novum. Tak bywa zazwyczaj z muzyką filmową. Kinowa premiera "Wołynia" już 7 października 2016 roku.
Temat rzezi wołyńskiej i - szerzej - mordów Polaków na tzw. Kresach chodził za nim dość długo, ale też z uwagi na swoją ważność, wywoływał w nim obawy,czy podoła temu artystycznemu wyzwaniu. - Kiedy realizowałem "Różę", to obiecałem sobie, że nigdy więcej ni będę kręcił filmu historycznego, bo u nas nie ma pieniędzy na takie kino, a widzowie nie chcą oglądać czołgów z tektury. Po projekcjach "Róży" miałem jednak tak wiele fantastycznych reakcji na to, co zrobiłem, że znowu coś tam się we mnie otworzyło na takie kino - wyznał Smarzowski. O realizacji "Wołynia" na poważnie zaczął myśleć, jak sam mówi, gdzieś od 2012 roku. - Na długo przed Majdanem i zanim jeszcze świat skręcił tak bardzo w prawo - dodaje reżyser. W trakcie czytania i analizowania różnych materiałów historycznych na temat wojennych losów Polaków, Ukraińców i Żydów zamieszkujących Kresy Wschodnie, natrafił na zbiór opowiadań Stanisława Srokowskiego zatytułowany "Nienawiść". - Poraziło mnie w tej książce to, że jest ona opowiadana z perspektywy dziecka. Autor zderza tutaj naiwne patrzenie młodego człowieka z okrutnym światem, który był dookoła. To było bardzo mocne. Pojechałem do pana Stanisława do Wrocławia. To on stał się moim nauczycielem, bo moja wiedza była nieuporządkowana, a on pamięta te wydarzenia - wspomina Smarzowski. I zaraz dodaje: - Srokowski uświadomił mi, że jest różnica między rzezią wołyńską, która jest pojęciem zawężającym całą sprawę, a Kresami jako takimi. Na Wołyniu zginęło ok. 60 tys. Polaków, a w pozostałych województwach kresowych znacznie więcej.
Wasyl Wasylik, Arkadiusz Jakubik, Michalina Łabacz, Wojtek Smarzowski, Piotr Sobociński jr. Fot. Borys Skrzyński/SFP.
- Tylko wątek uczucia, miłości ponad podziałami, może zrównoważyć to okropne tło, o którym opowiadamy - zauważa Wojtek Smarzowski. - Dla mnie najważniejsza jest prawda. Dlatego bardzo zależało mi na tym, że jak ktoś obejrzy ten film, to uwierzy, że była taka Zosia. Miała swoje marzenia, ale jej życie potoczyło się inaczej - mówi debiutująca na dużym ekranie Michalina Łabacz, odtwórczyni roli Zosi Głowackiej w "Wołyniu". W postać Petra, ukochanego Zosi, wciela się Wasyl Wasylik, jeden z nielicznych ukraińskich aktorów, który zdecydował się zagrać w tym filmie. W międzynarodowej obsadzie tego filmu znaleźli się również m.in. Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak, Adrian Zaremba, Iza Kuna, Gabriela Muskała, Wojciech Zieliński, Lech Dyblik.
Arkadiusz Jakubik, Michalina Łabacz i Wojtek Smarzowski, czyli twórcy "Wołynia". Fot. Borys Skrzyński/SFP.
- Większość filmu została zrealizowana w skansenie w Lublinie. Tam przyjechało połowę światła z Warszawy i Krakowa. (...) To jest dość ciemny film, ale żeby to się udało, trzeba było wykorzystać jakieś niewiarygodne ilości światła - zdradza Piotr Sobociński Junior, autor zdjęć do "Wołynia". - Od początku było wiadomo, że jeżeli to będzie film o Wołyniu, będę musiał posłużyć się językiem tego świata, tego miejsca. Szukałem ludzi, którzy pomogliby mi zrealizować to zadanie,ludzi z pogranicza - tłumaczy Mikołaj Trzaska, znakomity jazzman i autor muzyki do "Wołynia". Ścieżka dźwiękowa, którą współtworzyła m.in. orkiestra symfoniczna z Sejn, trwa ok. 60 minut, z tego w filmie znalazło się... ok. 7 minut. Nie jest to jednak żadne novum. Tak bywa zazwyczaj z muzyką filmową. Kinowa premiera "Wołynia" już 7 października 2016 roku.
Marcin Zawiśliński
SFP
Ostatnia aktualizacja: 26.09.2016
fot. Borys Skrzyński/SFP
Forum SFP. Gombrowicz i Kafka mieli gorzej
[wideo] Rzeczywistość zakładu fryzjerskiego przeniosłem na ekran
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024