Małgorzata Hendrykowska: W ostatnich kilkunastu latach powstało szereg bardzo interesujących opracowań szczegółowych dotyczących historii powojennego dokumentu polskiego, np. „czarnej serii” czy twórczości poszczególnych dokumentalistów, m.in. Kazimierza Karabasza, Krzysztofa Kieślowskiego jako dokumentalisty, Marcela Łozińskiego, Władysława Ślesickiego. Lista tych monograficznych opracowań jest coraz dłuższa. Nie mieliśmy natomiast żadnego monograficznego opracowania, które byłoby zebraniem całości naszej wiedzy o dziejach polskiego filmu niefikcjonalnego, jak rzadko który zasługującego przecież na taką syntezę. Nasze opracowanie wypełnia tę lukę.
Tom I jest pani dziełem autorskim, tom II – pracą zbiorową pod pani redakcją naukową. Z czego to wynika i jakie pociąga za sobą konsekwencje w interpretacji materiałów źródłowych?
Zawsze pasjonowała mnie najstarsza historia polskiego kina – stąd mój wybór pierwszych pięćdziesięciu lat historii naszego filmu niefikcjonalnego. Do tomu II zaprosiłam natomiast kilkunastoosobowy zespół znakomitych autorów, głównie z grona poznańskich filmoznawców, a także dwoje nie mniej wybitnych badaczy spoza Katedry Filmu, Telewizji i Nowych Mediów UAM – prof. Jadwigę Hučkovą i prof. Mirosława Przylipiaka. Tak powstała ta pionierska panorama polskiego dokumentu powojennego. Kolejne rozdziały zawierają oryginalne, autorskie ujęcia danego okresu, zmierzając w szerszym planie do panoramicznej kompletności całościowego obrazu historii naszego dokumentu. Staraliśmy się w pierwszym rzędzie opisać przemiany filmu dokumentalnego w jego szerokich kontekstach społecznych, politycznych, kulturowych. Chcieliśmy też pokazać, jak rozwijał się ten rodzaj filmu w Polsce w zależności od ekonomii, propagandy, czy – co uwidoczniło się szczególnie w ostatnich latach – przeobrażeń technologicznych. W poszczególnych okresach inaczej układała się dominanta tych czynników. Np. w pierwszym ćwierćwieczu rozwoju filmu niefikcjonalnego istotny wpływ na sposób przedstawiania w filmie dokumentowanej rzeczywistości miały sztuki plastyczne, fotografia prasowa, rodząca się kultura popularna.
Skupmy się na tomie pierwszym. Zadanie było ekstremalnie trudne. Po zawieruchach historycznych do naszych czasów przetrwała zaledwie część polskiej fabularnej produkcji filmowej z lat 1896-1945, a co dopiero mówić o filmach dokumentalnych, zwłaszcza tych sprzed drugiej wojny światowej. Mimo to stworzyła pani obszerną, wyczerpującą i pasjonującą rzec można opowieść o naszych dokumentach z tamtych czasów. Jak udało się pani pokonać trudności związane ze szczupłością zasobów filmowych i doprowadzić do powstania imponującego katalogu filmów wyprodukowanych do 1945 roku?
Pracowałam nad tym katalogiem wiele lat. Według mnie we współczesnej historii filmu przywiązuje się zbyt małą wagę do badań podstawowych. To praca żmudna, z pozoru nietwórcza i mało efektowna. Tymczasem amerykańskie czy zachodnioeuropejskie teorie filmowe powstały dzięki wspaniałej bazie źródłowej zbudowanej przez historyków kina. Wracając do katalogu: zawiera on ponad 2200 tytułów filmowych, począwszy od 1896 roku, kiedy jeszcze niewielu, pozaBolesławem Matuszewskim, myślało o filmie w kategoriach dokumentu. Z dorobku polskiego kina niefikcjonalnego z lat 1896-1939 zachowało się średnio około 15 proc. produkcji, z jednych lat więcej, z innych mniej. Ogólnie biorąc, faktycznie, bardzo mało. Stąd też głównym źródłem informacji była dla mnie prasa, ale nie tylko – w krajowych oraz w brytyjskich, francuskich i niemieckich archiwach filmowych korzystałam z różnego rodzaju archiwaliów. Prasa bywa często źródłem zawodnym i mylącym, bowiem z tytułami filmowymi, zwłaszcza do roku 1918, poczynano sobie bardzo dowolnie. Często ten sam film funkcjonuje w anonsach i omówieniach pod trzema, czterema tytułami, które różnią się tylko „stopniem atrakcyjności” dla potencjalnego widza. W bardzo wielkim skrócie mogę powiedzieć, że udało mi się odnaleźć wiele zupełnie nieznanych polskich filmów dokumentalnych. Można je podzielić na dwie grupy. Do pierwszej zaliczam filmy, po których zostały tylko tytuły. Do drugiej – dzieła, jak się okazało, wciąż realnie istniejące. Mam za sobą dość poruszające doświadczenie. Oglądałam starą taśmę, na której był dość znany film dokumentalny, ale ilość materiału na szpuli już na oko podpowiadała mi, że zawiera on coś jeszcze. Nie pomyliłam się: do tamtego filmu doklejony był drugi, uznany za zaginiony.