Artur Zaborski: "Tacy jak my" to film o powstaniu warszawskim, ale ujętym z perspektywy miasta. Co pan sądzi o naszej stolicy?
Piotr Mularuk: Proces zaakceptowania jej był w moim przypadku długi. Wychowałem się w USA. Nie mieszkałem w Polsce przez długi czas. Wróciłem kilkanaście lat temu. Na początku bardzo nie lubiłem Warszawy, wydawała mi się brzydkim, dysfunkcjonalnym miastem. Bardzo negatywnie się o nim wypowiadałem. W końcu zadałem sobie pytanie, co i dlaczego właściwie mi się w Warszawie nie podoba. Refleksja nad odpowiedzią kazała mi przyjrzeć się historii, która uzmysłowiła mi, że to miasto skrupulatnie wyburzano, zwłaszcza w czasie wojny i powstania. Świadomość tego zmieniła moje nastawienie. Zaczęło docierać do mnie, że należy o Warszawie myśleć jako o mieście po przejściach, doświadczonym. Im bardziej się w takie myślenie zagłębiałem, tym obarczona nieszczęśliwą historią stolica wydawała mi się piękniejsza. Stawałem się wobec niej coraz bardziej empatyczny.
Widzi pan ciągłość pomiędzy Warszawą międzywojenną a tą dzisiejszą?
Zacząłem jej szukać. Musiałem uwzględnić, że po drodze był jeszcze okres PRL-u, kiedy to miasto dla ludzi było obce, bo odbudowano je według planu komunistów. Ludzie nie czuli się ze stolicą związani tak, jak ich przodkowie z międzywojnia. Zacząłem sobie zadawać pytanie, jak jest teraz, jak czują się w niej dzisiejsi mieszkańcy, a także czy czują związek z Warszawą sprzed kilkudziesięciu lat. Czy to wspaniałe miasto sprzed wojny, kompletnie w czasie powstania zniszczone, ma jakieś łączniki z teraźniejszą stolicą? To było główne pytanie, które zadałem sobie, przystępując do pracy nad filmem. Starając się znaleźć łącznik pomiędzy tym, co było, a tym, co dzisiaj zauważyłem, że to właśnie powstanie – przez zniszczenie i śmierć tych wszystkich ludzi – wyznaczyło kres tamtego miasta, radykalnie odcięło ludzi od ich przeszłości. Trauma tamtego wydarzenia wciąż jest odczuwalna.
Próbował pan tę traumę przepracować w filmie?
Zacząłem iść w tę stronę, zgłębiać ten wątek. Nie interesowało mnie historyczne ani polityczne ujęcie tematu wojny, ani powstania warszawskiego. Chciałem zrozumieć miasto i jego mieszkańców. Stąd "Tacy jak my" i tytuł tego filmu. Ludzie, którzy brali udział w powstaniu warszawskim, byli przecież właśnie tacy jak my: mieli swoje lato, sierpień, słońce, plany, radości i smutki, które wojna przerwała i uczyniła nieważnymi. Chciałem sprawdzić, czy my dzisiaj współodczuwamy to, co ci ludzie wtedy, a także, co my dzisiaj o tamtych wydarzeniach myślimy. We współczesnej kulturze polskiej powstanie warszawskie jest mocno akcentowane. Jest renesans myślenia o tym wydarzeniu i odczuwania go nie w ujęciu politycznym, tylko ludzkim, humanitarnym. Rzeczywiście, da się to zauważyć choćby w kinie polskim, w którym jest wysyp produkcji o powstańczym zrywie w stolicy. Filmów, które wprowadzają element politycznej oceny, jest wiele. Dokumentacja tamtego okresu – kto zginął, kiedy, w jakich okolicznościach – jest bogata. Nie próbowałem moim filmem jej wzbogacać. Mnie interesowało miasto, którego porządek został wywrócony do góry nogami. Jednego dnia tętniło życiem, kolejnego – śmiercią. Wspomnienie śmierci, tamtych wydarzeń i tamtych ofiar jest wśród osób, które mieszkają w Warszawie, mocno odczuwalne. Nie możemy myśleć, że to abstrakcja. Dlatego o Warszawie nie można powiedzieć, że jest brzydka czy paskudna. Ona jest straumatyzowana. Jej trauma bierze się z konkretnych wydarzeń, z konkretnego kontekstu. I o tym kontekście nie wolno nam zapominać. Musimy nawiązać dialog z przeszłością. Docenić tamtych ludzi i być im wdzięczni za to, co zrobili. Oczywiście, że byłoby lepiej, gdyby powstańcy nie zginęli. Ale to, co się stało, jest już faktem. I o tym fakcie nie wolno nam zapominać. Uważam, że nie ma nic gorszego niż chodzący ulicami Warszawy ludzie, którzy nic nie rozumieją z jej historii, ani z potrzeb tego miasta, które dziś odradza się, chce żyć jak nigdy wcześniej. Domaga się od nas, żeby dać mu na to szansę. Wiele osób, które tu mieszkają, czuje to.