Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu Andrzeja Bukowieckiego „Swoich nie znacie” jest montażysta Marek Dąbrowski. Oto fragment artykułu mu poświęconego, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 11 lipca.
Marek Dąbrowski nie ma już dwudziestu czy trzydziestu lat, a jednak w swojej praktyce montażysty filmowego nigdy nie zetknął się z taśmą światłoczułą – od początku używał montażu elektronicznego. Zresztą zawsze pasjonował się elektroniką i nowymi technologiami: w czasach licealnych był krótkofalowcem, a obecnie jest dyrektorem technicznym Centrum Technologii Audiowizualnych CeTA we Wrocławiu.
Zaczęło się od fotografii. W jej tajniki wprowadzał, urodzonego w 1952 roku w Zgorzelcu, Marka Dąbrowskiego dziadek ze strony matki. Dzięki niemu dziesięcioletni Marek robił zdjęcia i obrabiał je laboratoryjnie. Jego matka i siostra były malarkami (tę tradycję podtrzymuje teraz córka), toteż i od tej strony przyszły montażysta poznawał zasady kompozycji obrazu, co później niejednokrotnie przydało mu się w pracy zawodowej.
Amatorskiej kamery filmowej nie posiadał, ale chętnie chodził do kina. Kiedy uczęszczał do liceów ogólnokształcących – najpierw w Wolsztynie, potem w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie zdał maturę – zainteresował się elektroniką i został krótkofalowcem. „Od tamtej pory już zawsze miałem dwie pasje: z jednej strony fotografię i film, z drugiej elektronikę” – mówi Marek Dąbrowski.
Na Uniwersytecie Wrocławskim studiował fizykę. Następnie przeniósł się do Warszawy i zatrudnił jako informatyk w ośrodku obliczeniowym Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu. Tymczasem nadeszła połowa lat 80., a wraz z nią początek rewolucji elektronicznej w kinematografii. Na plan filmowy torował sobie drogę magnetyczny zapis obrazu, karierę robiły kasety VHS. Informatycy i technicy elektronicy byli na wagę złota. Dąbrowski wykorzystał tę szansę: żyłkę do elektroniki i słabość do filmu połączył jako asystent operatora w ITI Film Studio („nosiłem drabinkę za operatorem, takie były moje początki” – śmieje się). Przez pewien czas był dyrektorem technicznym tej firmy. I też gdzieś od połowy lat 80. zaczął parać się – jako wolny strzelec – montażem elektronicznym.
Zaczęło się od fotografii. W jej tajniki wprowadzał, urodzonego w 1952 roku w Zgorzelcu, Marka Dąbrowskiego dziadek ze strony matki. Dzięki niemu dziesięcioletni Marek robił zdjęcia i obrabiał je laboratoryjnie. Jego matka i siostra były malarkami (tę tradycję podtrzymuje teraz córka), toteż i od tej strony przyszły montażysta poznawał zasady kompozycji obrazu, co później niejednokrotnie przydało mu się w pracy zawodowej.
Amatorskiej kamery filmowej nie posiadał, ale chętnie chodził do kina. Kiedy uczęszczał do liceów ogólnokształcących – najpierw w Wolsztynie, potem w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie zdał maturę – zainteresował się elektroniką i został krótkofalowcem. „Od tamtej pory już zawsze miałem dwie pasje: z jednej strony fotografię i film, z drugiej elektronikę” – mówi Marek Dąbrowski.
Na Uniwersytecie Wrocławskim studiował fizykę. Następnie przeniósł się do Warszawy i zatrudnił jako informatyk w ośrodku obliczeniowym Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu. Tymczasem nadeszła połowa lat 80., a wraz z nią początek rewolucji elektronicznej w kinematografii. Na plan filmowy torował sobie drogę magnetyczny zapis obrazu, karierę robiły kasety VHS. Informatycy i technicy elektronicy byli na wagę złota. Dąbrowski wykorzystał tę szansę: żyłkę do elektroniki i słabość do filmu połączył jako asystent operatora w ITI Film Studio („nosiłem drabinkę za operatorem, takie były moje początki” – śmieje się). Przez pewien czas był dyrektorem technicznym tej firmy. I też gdzieś od połowy lat 80. zaczął parać się – jako wolny strzelec – montażem elektronicznym.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy SFP 07/2016
Ostatnia aktualizacja: 17.06.2016
fot. Archiwum Marka Dąbrowskiego
"Okiem młodych" ogłasza nabór
Kieślowski w roli głównej
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024