PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Kubą Czekajem, reżyserem filmu „Baby Bump”, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 6/2016), rozmawia Kuba Armata. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 czerwca.
Kuba Armata: Twój film "Baby Bump" miał światową premierę na festiwalu w Wenecji, a ostatnio pokazywany był na prestiżowym SXSW w Stanach Zjednoczonych. Widzisz duży rozdźwięk w jego recepcji?

Kuba Czekaj: To ciekawa kwestia. W Wenecji panowało spore zdziwienie, że taki film przywozimy właśnie z Polski. W Stanach z kolei, gdzie traktowani jesteśmy po prostu jako część większej całości, panowało przekonanie, że tylko w Europie mógł powstać film, który tak „odważnie” traktuje temat cielesności i seksualności. Interesujące było to zestawienie różnych opinii. W Ameryce byliśmy zatem filmem z Europy, a w Wenecji – z Polski, gdzie nasze kino kojarzy się trochę inaczej. Ale dzieje się dobrze, od pewnego czasu koleżanki i koledzy robią coraz więcej zamieszania na arenie międzynarodowej.

Trudno znaleźć reżysera, który w jednym czasie rozwijał dwa projekty. Co więcej, debiutanta.

Jeżeli pytasz, czy łatwo zrobić film, to wydaje mi się, że tak. Ale czy łatwo zrobić film, który jest autorskim projektem, wywodzi się z „osobliwego” patrzenia na rzeczywistość i nie jest typową w sposobie opowiadania opowieścią? Niekoniecznie. Producent może podejść do tego nieufnie. Iskrzy, pojawia się obawa przed kluczeniem w labiryncie. Nie dziwię się i rozumiem, że trudno zaufać takiemu prawiczkowi. Szczęśliwie jest kilku graczy lubiących ryzyko, którzy nie widzą kłębowiska a świadomie podjętą wędrówkę – cóż z tego, że „krętą”. Każdy ma swoją drogę i uważam, że może tak to po prostu musiało być w moim przypadku. Dla mnie ogromną lekcją było przejście z pisania krótkich metraży do pełnometrażowego filmu. To zupełnie inna odpowiedzialność, inaczej trzeba rozłożyć nastroje i akcenty. Umiejętnie majsterkować przy dramaturgii i na koniec złożyć wszystkie elementy w spójną całość.

Jak to się stało, że nad "Baby Bump" i „Królewiczem Olch” pracowałeś w tym samym czasie?

Zaczęło się od „Królewicza Olch”, który chronologicznie jest moim pierwszym filmem. Często jednak jest tak, że pewne rzeczy się przedłużają i nie masz na nie wpływu. Dla mnie lekarstwem zawsze była praca. Szukałem możliwości ujścia mojej nadpobudliwej chęci dzielenia się historiami i obrazami – zacząłem pisać. Pewnego razu na ekranie monitora zamrugała do mnie informacja o Biennale i wraz z producentkami – Magdą Kamińską i Agatą Szymańską – wysłaliśmy projekt. Nagle okazało się, że jesteśmy w półfinale, a jednocześnie wchodzimy w zdjęcia do „Królewicza Olch”. Wszystko strasznie zaczęło się zazębiać i miałem taki moment, w którym bałem się, że może się nie udać. To było szaleństwo, wszyscy stukali się w czoło. Mówili mi, że jeszcze nie zrobiłem jednego filmu, a już zabieram się za drugi. Że trzeba poczekać, odpocząć, złapać dystans. Co to w ogóle za gadanie?! Jak można nie skorzystać z takiej szansy? Nie zjeść podwójnego dania, gdzie jedna z potraw serwowana będzie w Wenecji? Nawet, gdyby coś się nie udało, to jest to moje nabieranie doświadczenia, moje umacnianie się w zawodzie filmowca. Choć teraz nie wiem, czy chciałbym powtarzać ten maraton – właściwie sprint (śmiech).

Rodzi się pytanie czy te filmy mają ze sobą wiele wspólnego?

Do pewnego stopnia są bliźniacze. Łączy je myśl przewodnia – ukazanie dwóch biegunów dorastania: cielesnego i duchowego. Różni je forma, rytm i ton, ale cementuje podjęte ryzyko. Oba filmy oparte są na moich scenariuszach – te które dostawałem były bardzo bezpieczne. To mnie nie interesuje. Mnie interesuje brawura i przygoda. Od tego jest kino. Kino posiada szeroką panoramę, dlatego nie odrzucam z zasady tekstów, który nie wychodzą spod moich palców. Podchodzę po prostu do tego inaczej – reżyserię zaczynam od pisania. Jest to wyzwanie dla czytających – moje scenariusze są bardzo obfite w szczegóły, didaskalia. Nie raz słyszę: „na co to komu, to nie scenopis” i nie raz odpowiadam: „ale to klimat, charakter sceny, który pomaga ją zobaczyć i unieść nad papier”.
Kuba Armata
Magazyn Filmowy SFP 06/2016
Ostatnia aktualizacja:  3.06.2016
Zobacz również
fot. Łukasz Bąk
Spotkanie z Agatą Sotomską nt. Filmoteki Szkolnej
56. Krakowski Festiwal Filmowy: Nowe polskie dokumenty
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll