PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu „Swoich nie znacie” w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 4/2016) jest Bogdan Mozer. Oto fragment artykułu Mieczysława Kuźmickiego mu poświęconego, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 kwietnia 2016 roku.
Scenograf, dekorator wnętrz filmowych i teatralnych, autor kostiumów, bywa producentem, rzemieślnikiem, inżynierem i architektem, malarzem, grafikiem, poetą…

Z kinematografią związany od 1975 roku. Rozmawiamy w mieszkaniu, w którym wszystko jest jego. Meble, szafki, krzesła nie tylko własnoręcznie wykonał, ale także dekorował. Podobnie jak ściany, na których wiszą jego i przyjaciół obrazy. Co pewien czas „zmienia dekorację”: przemalowuje ściany na inny kolor, więc i meble zostaną przemalowane. Wnętrze musi być kompozycyjnie dopracowane, a jego elementy powinny należeć do tego samego porządku plastycznego. Jako twórca oryginalnych, własnoręcznie wykonanych mebli uczestniczył w 2003 roku w zbiorowej wystawie polskich mebli w pałacu Schőnbrunn w Wiedniu. A jako dziecko sam sobie robił zabawki.

Jak wszedłeś do kinematografii?

Zacząłem dość naturalnie, jako II scenograf „Tańczącego jastrzębiaGrzegorza Królikiewicza ze Zbigniewem Rybczyńskim jako operatorem i Zbigniewem Warpechowskim, scenografem. Ale opowiem o „ćwiczeniach”, które doprowadziły mnie do filmu. Współpracowałem najpierw z łódzkim STS „Pstrąg”, projektowałem kostiumy, dekoracje i kurtynę, którą potem sam malowałem, do spektaklu „Pchła” wg Eugeniusza Zamiatina. Później, od 1970 roku byłem szefem artystycznym, projektantem, dekoratorem i wykonawcą w słynnych łódzkich „Siódemkach” (Klub Studencki przy ul. Piotrkowskiej 77), opracowywałem oprawę plastyczną dorocznych Łódzkich Spotkań Teatralnych, wielu benefisów, happeningów i imprez klubowych. Byłem szefem artystycznym 10. edycji festiwalu Fama w Świnoujściu (1975) i 5. Festiwalu Szkół Artystycznych w Cieszynie. W czasie wielu działań artystycznych współpracowałem często ze Zbigniewem Warpechowskim – malarzem, poetą i performerem, z którym się zaprzyjaźniłem. Kiedy więc zaproponował mi współpracę przy filmie, przyjąłem ją, nie do końca mając świadomość, w co się pakuję… 

Od  razu duże nazwiska, uznany reżyser mający opinię kontrowersyjnego, operator znany z nagradzanych filmów animowanych, scenograf też z niemałym dorobkiem…

Ten film był dla mnie szkołą kina rzeczy niemożliwych. Reżyser i operator proponowali wiele ujęć z zastosowaniem efektów specjalnych. Chcieli mieć obraz z punktu widzenia nie tylko występujących w filmie postaci, ale np. odciętej toczącej się po ziemi głowy albo wystrzelonego pocisku. I ja musiałem przygotować realizację takich zdjęć, choć nie są to zadania scenografa! Zrobiłem więc „głowę” – kapsułę z otworem na obiektyw umieszczonej wewnątrz kamery, z mechanizmem umożliwiającym jej uruchomienie, dodatkowo odporną na wstrząsy i wodoszczelną, bo głowa toczy się po ziemi, a potem wpada do wody. Albo obraz „widziany” przez wystrzelony pocisk. Musieliśmy balistycznie wytyczyć tor pocisku, a potem odcinkami budować tor kamerowy z zachowaniem krzywizny lotu pocisku, po torze poruszała się kamera poklatkowa i rejestrowała kolejne fazy lotu, a właściwie przestrzeń, jaką „widzi” pocisk.

Czy uważasz, że bez wcześniejszej praktyki w wielu miejscach i w tak różnych obszarach, byłoby ci trudniej debiutować w filmie?

Na pewno dużo potrafię zrobić sam. Jeśli coś projektuję, myślę od razu, jak to można wykonać, stąd może mój częstszy udział w aranżacji wnętrz. Budowanie wnętrza daje więcej szans na oryginalne działania: projektuję, wykonuję, pilnuję ładu kompozycyjnego i współgrania wielu elementów. Bardzo cenię sobie dekoracje do dokumentu Bogdana DziworskiegoOlimpiada” (1978), krótkiego filmu, który dostał kilkadziesiąt nagród. Wszedłem do filmu z marszu w zastępstwie za Warpechowskiego, który musiał wyjechać za granicę. Z ołówkiem i notesikiem znalazłem się w Zakopanem, gdzie musieliśmy zbudować dekorację imitującą ośrodek przygotowań olimpijskich dla dzieci, który w dodatku jest wizją snu dziecka. Reżyser wymyślił, że pod Gubałówką powstanie dekoracja – teren ogrodzony drewnianym parkanem z bramą, na której namalowany będzie galopujący koń. Musiałem to narysować dla budowniczych-górali i namalować konia bezpośrednio na deskach przy minus 20 stopniach białą farbą emulsyjną. Zbudowaliśmy rusztowanie, na którym stał koksownik, a przy nim baniak z farbą. Jedno zamoczenie pędzla starczało na kilka centymetrów malowidła. Malowałem tego konia cały dzień i noc, i jestem z niego bardzo dumny!
Mieczysław Kuźmicki
Magazyn Filmowy 04/2016
Ostatnia aktualizacja:  25.03.2016
Zobacz również
fot. Archiwum Bogdana Mozera
Kino Polska TV SA: wyniki za 2015
Doc Lab Poland: znamy projekty!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll