PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu „Mistrzowie” w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 4/2016) jest niedawny Jubilat – Andrzej Wajda. Oto fragment artykułu prof. Tadeusza Lubelskiego poświęcony Mistrzowi, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 kwietnia.
Gdybym do powyższego tytułu dodał znak zapytania, mogłoby to znaczyć, że próbuję odtworzyć problem, przed jakim sam się postawił Andrzej Wajda 67 lat temu, kiedy podjął najtrudniejszą dla siebie i zapewne też najodważniejszą decyzję zawodową. Latem 1949 roku miał 23 lata, spore jak na ten wiek doświadczenie życiowe, i mógł o sobie powiedzieć, że wszystkie świadome wybory, jakie dotąd podejmował, cechowały się absolutną konsekwencją.

Skoro jako czternastolatek, na początku wojny, postanowił zostać malarzem, wszystko temu postanowieniu podporządkował: tryb życia, sposób spędzania wolnego czasu, lektury. Kiedy w Radomiu pojawiła się pierwsza możliwość nauki rysunku – zapisał się w 1942 roku na kursy Wacława Dobrowolskiego. Jak tylko stało się to możliwe – w 1946 roku zaczął studia malarskie na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Właśnie skończył rok trzeci, z piątkami w indeksie i pochwałą rektora Eugeniusza Eibischa.

Co się zatem stało, że z dnia na dzień postanowił rzucić Akademię, by przenieść się do Łodzi na studia reżyserskie? W biografiach wielkich filmowców pojawia się w podobnych razach opowieść o filmowej iluminacji. Dla Federica Felliniego, który w młodości pasjonował się rysowaniem komiksów, takim przełomowym doświadczeniem stało się asystowanie Roberto Rosselliniemu przy „Paisie” (1946). Eric Rohmer, zajęty startem do kariery literackiej, przeżył olśnienie, obejrzawszy w kinie film tegoż Rosselliniego „Stromboli, ziemia Boga” (znowu 1949). Ale Wajda nie był miłośnikiem kina. Nadal w tych latach chłonął wystawy malarskie. Olśnienie, analogiczne do przywołanych zwierzeń mistrzów kina, przeżył w pracowni swego przyjaciela. Zachwyt pierwszym z „Rozstrzelań” Andrzeja Wróblewskiego pozwolił mu odczuć smak spełnienia w sztuce. Tylko że to było spełnienie cudze: jego rówieśnik znalazł formę dla wyrażenia swego niepowtarzalnego doświadczenia.

Dla Wajdy to doznanie miało sens negatywny: uświadomiło mu ograniczenie własnych możliwości w obrębie warsztatu malarskiego. Konsekwencją była decyzja o porzuceniu malarstwa. Ale ze sztuki przecież nie zrezygnował, artystą chciał być nadal. Musiał więc wybrać sobie dziedzinę, której warsztat nie stawiałby mu ograniczeń. Czy zachowywał w pamięci jakiś film, który mógł mu wtedy pomóc odpowiedzieć na tytułowe pytanie? Wiadomo o jednym, który zrobił na nim wrażenie: to film Carola Reeda „Niepotrzebni mogą odejść” (1947), obejrzany w Krakowie w 1948 roku. Historia człowieka przegranego, który walczy do końca; mroczna w klimacie, ale pozostawiająca nadzieję; trzymająca się realiów, ale poddana rytmowi wyobraźni i opowiedziana głównie obrazem, w dodatku na drugim planie pokazująca malarza przy pracy. Bez wątpienia dla studenta Akademii to był argument, że i w kinie można się spełnić; ale zapewne nie argument decydujący.

Wybór kina był więc zapewne instynktowny i kontynuacja tych wstępnych rozważań skazywałaby mnie na same domysły. Zresztą Andrzej Wajda, jako człowiek niezwykle samoświadomy i stale poddający swoje działania kontrolującej refleksji, nigdy nie był do końca pewien wyboru nowego zawodu. Przez całe łódzkie studia rozważał powrót do Akademii. Jeszcze po dwudziestu latach, we wrześniu 1972 roku, w euforii po sukcesie teatralnych "Biesów" i w udręce przeciągającym się montażem „Wesela”, wywołał sensację oświadczeniem, że porzuca kino dla teatru. Na szczęście jednak do tego nie wracał. I swoje dziewięćdziesiąte urodziny obchodzi jako spełniony filmowiec. Skoro więc nie opatrzyłem tytułu eseju znakiem zapytania, szukam odpowiedzi z perspektywy filmowego dorobku Jubilata.


Tadeusz Lubelski
Magazyn Filmowy SFP, 56/2016
Ostatnia aktualizacja:  18.03.2016
Zobacz również
fot. Franciszek Kądziołka/SF Zebra/Filmoteka Narodowa
Rusza projekt 100/100: Zobacz i wybierz najlepszy polski dokument
[wideo] Rola Filipa Mosza otworzyła mi drzwi poza Polskę
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll