Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Piotrem Gąsowskim, który zagrał w filmie Aleksieja Germana jr. „Pod elektrycznymi chmurami”, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 11/2015) rozmawia Artur Zaborski. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 listopada.
Artur Zaborski: Rolą w rosyjsko-polsko-ukraińskim filmie Aleksieja Germana jr. "Pod elektrycznymi chmurami" wraca pan do kina po dłuższej nieobecności. O wiele częściej możemy oglądać pana w telewizji. Aż tak polubił pan szklany ekran?
Piotr Gąsowski: Kiedy zacząłem pojawiać się w telewizji, kino zaczęło o mnie zapominać. Nie mówię tego z ubolewaniem, bo odnajduję się w telewizji. Lubię to, co robię. Natomiast odrobinę ubolewam nad podejściem producentów w Polsce do aktorów; do ich dzielenia na kinowych i telewizyjnych. Kiedyś na srebrnym ekranie pojawiałem się bardzo często. I co, nagle przestałem być dobrym aktorem? Nie, po prostu przestałem dostawać kolejne propozycje. Naturalnie skupiłem się więc na telewizji. Chcę jednak, żeby było jasne: nigdy nie traktowałem tego medium jako coś gorszego.
Telewizja stworzyła w ostatniej dekadzie zupełnie nową jakość. Wywindowała poziom. Stała się potężną konkurencją dla kina.
To niezaprzeczalny fakt, który idzie w parze z innym: telewizję oglądają miliony ludzi. W kinie bijemy się o każde 100 tys. widzów. Program, który prowadzę w telewizji, ma oglądalność na średnim poziomie pięciu milionów. Oczywiście, trochę żałuję, że tak to wygląda. Życzyłbym sobie, żeby te poziomy oglądalności były podobne. Tym bardziej, że niedawno skończyłem 50 lat. Może nadchodzi dla mnie nowa era na dużym ekranie? Dziwi mnie tylko, że trzeba było znaleźć pracę w Rosji, żeby w Polsce na nowo zainteresował się ktoś mną jako aktorem kinowym.
No właśnie, jak znalazł się pan w obsadzie filmu Aleksieja Germana jr.?
Wpłynął na to szereg czynników. Przede wszystkim to, że mam w sobie rosyjską krew. Moja mama jest pół-Ukrainką i pół-Rosjanką. Od dziecka byłem dwujęzyczny, ale z biegiem czasu przestałem rosyjskiego używać, przez co zacząłem go zapominać. Po 27 latach postanowiłem jednak odnowić kontakt ze swoją rodziną rosyjską, ze swoimi ciotecznymi braćmi i wujostwem. Przy okazji Stefan Laudyn skontaktował mnie z producentem rosyjskim. Spotkaliśmy się, polubiliśmy się – na tyle, że po pół roku dostałem telefon z zaproszeniem na zdjęcia próbne. Zdziwiłem się, ale pojechałem. Na miejscu okazało się, że podobne zaproszenie dostało wielu innych aktorów. Ostatecznie wybrano jednak mnie, z czego bardzo się cieszę. Miałem okazję mówić w filmie po rosyjsku. Kiedy pojechałem na postsynchrony, nagrałem je w całości sam. Byłem z tego powodu niezwykle dumny. Nie jest to duża rola, ale nie zmienia faktu, że to dla mnie ogromny zaszczyt.
Rola jest bardzo dramatyczna, nie ma nic wspólnego z pana vis comica.
Powiedziałem kiedyś półżartem, że ten, kto obsadzi mnie w roli skurwysyna, zarobi bardzo duże pieniądze. Jestem kojarzony jako „sympatyczny pan Piotrek”, „sympatyczny Gąs”, tym milej było mi zagrać kogoś, kto się okaże na końcu niesympatyczny. Mój bohater ma przyjazną aparycję, nie wzbudza negatywnych skojarzeń. Dopiero w finale wychodzi na jaw jego prawdziwe oblicze. Miałem dwa marzenia aktorskie. Jednym z nich było zagranie w rosyjskim filmie po rosyjsku. Drugim – zagrać w polskim filmie skurwysyna. Pierwsze już się spełniło.
Piotr Gąsowski: Kiedy zacząłem pojawiać się w telewizji, kino zaczęło o mnie zapominać. Nie mówię tego z ubolewaniem, bo odnajduję się w telewizji. Lubię to, co robię. Natomiast odrobinę ubolewam nad podejściem producentów w Polsce do aktorów; do ich dzielenia na kinowych i telewizyjnych. Kiedyś na srebrnym ekranie pojawiałem się bardzo często. I co, nagle przestałem być dobrym aktorem? Nie, po prostu przestałem dostawać kolejne propozycje. Naturalnie skupiłem się więc na telewizji. Chcę jednak, żeby było jasne: nigdy nie traktowałem tego medium jako coś gorszego.
Telewizja stworzyła w ostatniej dekadzie zupełnie nową jakość. Wywindowała poziom. Stała się potężną konkurencją dla kina.
To niezaprzeczalny fakt, który idzie w parze z innym: telewizję oglądają miliony ludzi. W kinie bijemy się o każde 100 tys. widzów. Program, który prowadzę w telewizji, ma oglądalność na średnim poziomie pięciu milionów. Oczywiście, trochę żałuję, że tak to wygląda. Życzyłbym sobie, żeby te poziomy oglądalności były podobne. Tym bardziej, że niedawno skończyłem 50 lat. Może nadchodzi dla mnie nowa era na dużym ekranie? Dziwi mnie tylko, że trzeba było znaleźć pracę w Rosji, żeby w Polsce na nowo zainteresował się ktoś mną jako aktorem kinowym.
No właśnie, jak znalazł się pan w obsadzie filmu Aleksieja Germana jr.?
Wpłynął na to szereg czynników. Przede wszystkim to, że mam w sobie rosyjską krew. Moja mama jest pół-Ukrainką i pół-Rosjanką. Od dziecka byłem dwujęzyczny, ale z biegiem czasu przestałem rosyjskiego używać, przez co zacząłem go zapominać. Po 27 latach postanowiłem jednak odnowić kontakt ze swoją rodziną rosyjską, ze swoimi ciotecznymi braćmi i wujostwem. Przy okazji Stefan Laudyn skontaktował mnie z producentem rosyjskim. Spotkaliśmy się, polubiliśmy się – na tyle, że po pół roku dostałem telefon z zaproszeniem na zdjęcia próbne. Zdziwiłem się, ale pojechałem. Na miejscu okazało się, że podobne zaproszenie dostało wielu innych aktorów. Ostatecznie wybrano jednak mnie, z czego bardzo się cieszę. Miałem okazję mówić w filmie po rosyjsku. Kiedy pojechałem na postsynchrony, nagrałem je w całości sam. Byłem z tego powodu niezwykle dumny. Nie jest to duża rola, ale nie zmienia faktu, że to dla mnie ogromny zaszczyt.
Rola jest bardzo dramatyczna, nie ma nic wspólnego z pana vis comica.
Powiedziałem kiedyś półżartem, że ten, kto obsadzi mnie w roli skurwysyna, zarobi bardzo duże pieniądze. Jestem kojarzony jako „sympatyczny pan Piotrek”, „sympatyczny Gąs”, tym milej było mi zagrać kogoś, kto się okaże na końcu niesympatyczny. Mój bohater ma przyjazną aparycję, nie wzbudza negatywnych skojarzeń. Dopiero w finale wychodzi na jaw jego prawdziwe oblicze. Miałem dwa marzenia aktorskie. Jednym z nich było zagranie w rosyjskim filmie po rosyjsku. Drugim – zagrać w polskim filmie skurwysyna. Pierwsze już się spełniło.
Artur Zaborski
Magazyn Filmowy SFP 11/2015
Ostatnia aktualizacja: 6.11.2015
fot. Art House
Uwaga publicyści! Rusza konkurs Mętraka
Powtarzam za Andrzejem Wajdą: „Bądźmy razem”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024