Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu Andrzeja Bukowieckiego „Swoich nie znacie” jest Kazimierz Wróblewski, znawca broni palnej, pirotechnik i specjalista od… filmowego deszczu. Oto fragment poświęconego mu artykułu, który w całości będzie można przeczytać na łamach nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 11/2015), już 10 listopada.
Ponad 150 tytułów liczy filmografia Kazimierza Wróblewskiego, który od 40 lat nadzoruje realizację scen filmowych z użyciem broni palnej i pirotechniki. Tę trudną, odpowiedzialną i niebezpieczną pracę wykonywał na planie m.in. „Akcji pod Arsenałem”, "Ogniem i mieczem", „Pana Tadeusza”, „Pianisty”, a ostatnio „Obławy”, „Karbali” oraz „Wołynia”.
Z poligonu na plan. Tak można opisać drogę, która przywiodła Kazimierza Wróblewskiego do kinematografii. Urodził się 19 września 1953 w Katowiczach, między Grodnem a Lidą (dziś Białoruś). Od piątego roku mieszkał w Łodzi, gdyż tak potoczyły się jego rodzinne losy. Jako młody chłopak odbył służbę wojskową. Podczas jej pełnienia nabył umiejętności sapera i pirotechnika. W czasie ćwiczeń na poligonie robił pozoracje nieprzyjaciela. W tym celu uprzednio zapoznał się z materiałami wybuchowymi. „Byłem jeszcze w wojsku, jak dowiedziałem się przypadkowo, że w łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych zatrudniają pirotechników. Po wyjściu do cywila skierowałem tam swoje kroki i zostałem przyjęty do pracy. Miałem 21 lat” – wspomina Wróblewski.
Zaczynał jako asystent pirotechników w produkcjach wojennych – filmie Andrzeja Konica "W te dni przedwiosenne” (1975) i serialu Janusza Morgensterna „Polskie drogi” (1976-1977). „Poligonem doświadczalnym stał się dla mnie kolejny dramat wojenny – «Ocalić miasto» Jana Łomnickiego z 1976 roku. Oficjalnie nadal byłem asystentem, ale już miałem pewną wiedzę i doświadczenie, więc podjąłem samodzielne próby z ładunkami wybuchowymi. Polubiliśmy się z Łomnickim, potem jeszcze kilkakrotnie z nim współpracowałem” – mówi pan Kazimierz.
To właśnie u tego reżysera, w „Akcji pod Arsenałem” (1977), Wróblewski pierwszy raz nadzorował efekty pirotechniczne i działania z bronią. „Fakt, że w wieku zaledwie 23 lat otrzymałem tak odpowiedzialne zadanie w ważnym i trudnym w realizacji filmie wojennym, chyba o czymś świadczy” – mówi z dumą. „Pamiętam, że wtedy wszedłem do jakiegoś biura filmowego. Sekretarka zapytała: »Pan w jakiej sprawie?« Ja na to, że jestem pirotechnikiem. »Pan, młody człowieku, pirotechnikiem?«. Nie mogła w to uwierzyć” – dodaje ze śmiechem.
Wielkim przeżyciem dla Kazimierza Wróblewskiego było spotkanie z dowódcą akcji pod Arsenałem, Stanisławem Broniewskim „Orszą”. W magazynie WFF razem wybierali odpowiednią broń. Młody pirotechnik z uwagą słuchał wojennych wspomnień żołnierza AK. Podobna sytuacja powtórzyła się wiele lat później przy „Legendzie Tatr” Wojciecha Solarza (1994), tylko że wtedy wsłuchiwał się w góralskie opowieści ks. Józefa Tischnera.
Z poligonu na plan. Tak można opisać drogę, która przywiodła Kazimierza Wróblewskiego do kinematografii. Urodził się 19 września 1953 w Katowiczach, między Grodnem a Lidą (dziś Białoruś). Od piątego roku mieszkał w Łodzi, gdyż tak potoczyły się jego rodzinne losy. Jako młody chłopak odbył służbę wojskową. Podczas jej pełnienia nabył umiejętności sapera i pirotechnika. W czasie ćwiczeń na poligonie robił pozoracje nieprzyjaciela. W tym celu uprzednio zapoznał się z materiałami wybuchowymi. „Byłem jeszcze w wojsku, jak dowiedziałem się przypadkowo, że w łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych zatrudniają pirotechników. Po wyjściu do cywila skierowałem tam swoje kroki i zostałem przyjęty do pracy. Miałem 21 lat” – wspomina Wróblewski.
Zaczynał jako asystent pirotechników w produkcjach wojennych – filmie Andrzeja Konica "W te dni przedwiosenne” (1975) i serialu Janusza Morgensterna „Polskie drogi” (1976-1977). „Poligonem doświadczalnym stał się dla mnie kolejny dramat wojenny – «Ocalić miasto» Jana Łomnickiego z 1976 roku. Oficjalnie nadal byłem asystentem, ale już miałem pewną wiedzę i doświadczenie, więc podjąłem samodzielne próby z ładunkami wybuchowymi. Polubiliśmy się z Łomnickim, potem jeszcze kilkakrotnie z nim współpracowałem” – mówi pan Kazimierz.
To właśnie u tego reżysera, w „Akcji pod Arsenałem” (1977), Wróblewski pierwszy raz nadzorował efekty pirotechniczne i działania z bronią. „Fakt, że w wieku zaledwie 23 lat otrzymałem tak odpowiedzialne zadanie w ważnym i trudnym w realizacji filmie wojennym, chyba o czymś świadczy” – mówi z dumą. „Pamiętam, że wtedy wszedłem do jakiegoś biura filmowego. Sekretarka zapytała: »Pan w jakiej sprawie?« Ja na to, że jestem pirotechnikiem. »Pan, młody człowieku, pirotechnikiem?«. Nie mogła w to uwierzyć” – dodaje ze śmiechem.
Wielkim przeżyciem dla Kazimierza Wróblewskiego było spotkanie z dowódcą akcji pod Arsenałem, Stanisławem Broniewskim „Orszą”. W magazynie WFF razem wybierali odpowiednią broń. Młody pirotechnik z uwagą słuchał wojennych wspomnień żołnierza AK. Podobna sytuacja powtórzyła się wiele lat później przy „Legendzie Tatr” Wojciecha Solarza (1994), tylko że wtedy wsłuchiwał się w góralskie opowieści ks. Józefa Tischnera.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy SFP 11/2015
Ostatnia aktualizacja: 23.10.2015
fot. Forum Film Poland
Regiofun: nagrody rozdane
Euroshorts 2015 - święto krótkiego filmu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024