Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Małgorzatą Bramą, reżyserką dokumentalnej trylogii o pułkowniku Janie „Radosławie” Mazurkiewiczu, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 10/2015) rozmawia Artur Zaborski. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 października.
Artur Zaborski: 19 października premierę ma trzecia część twojej filmowej trylogii o pułkowniku Janie „Radosławie” Mazurkiewiczu. Jakie były początki tego projektu?
Małgorzata Brama: Z inicjatywą wyszli ostatni żyjący żołnierze pułkownika i Związek Powstańców Warszawskich. Tak naprawdę ta postać jest zupełnie nieznana. Ludzie wiedzą, że istnieje rondo jego imienia w Warszawie, orientują się, że były takie bataliony, jak „Parasol” czy „Zośka”, ale już „Miotła” czy „Czata 49” są mniej znane. Nastał więc tak naprawdę ostatni moment na to, żeby przybliżyć widzom jego historię. A jako, że robiłam już wcześniej filmy o tematyce powstaniowej, choćby „Oberlangen” o pierwszym obozie jenieckim dla kobiet, który bardzo się powstańcom spodobał, zaproponowali mi zrobienie filmu o „Radosławie”.
Jaka była ich motywacja?
Mówili mi wprost, że dopóki żyją, chcieliby taki film zobaczyć. Udało się. Pomógł w tym szef Urzędu ds. Kombatantów – Jan Ciechanowski, który sfinansował 80 proc. budżetu filmu. Dołożyło się też Ministerstwo Obrony Narodowej, a miasto zorganizowało premierę. Budżet był jednak minimalny. Moja ekipa i aktorzy pracowali za promocyjne stawki.
W „Radosława” wciela się Ireneusz Czop. Bardzo przypomina swojego bohatera.
Powstańcy patrząc na niego, mówili, że to nie jest aktor, tylko sam pułkownik. Nie do końca wiedziałam, kogo do tej roli zatrudnić. Ciążyła na mnie duża odpowiedzialność. Aktor nie miał się podobać tylko mnie, ale tym, którzy „Radosława” pamiętają. Miał też odtwarzać jego życie kolejnym pokoleniom. Kiedy zobaczyłam Ireneusza Czopa w „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego, nie miałam wątpliwości, że to rola dla niego.
Powstańcy od razu zaakceptowali twój wybór?
Kiedy przyszli na plan, zobaczyli aktora po cywilnemu. Zapytali mnie: „Kogo ty, na Boga, wybrałaś? Kto to jest?” Kolejnego dnia na planie, gdy zobaczyli go w mundurze, wszystkie wątpliwości zniknęły. Przyklasnęli mojemu wyborowi.
Powstańcy ingerowali w film?
Nie, z czego jestem bardzo zadowolona. Zarówno oni, jak i całe środowisko AK-owskie. Powiedzieli mi, że to pierwszy film, który w ogóle ich nie poróżnił.
Jaka była ich motywacja?
Mówili mi wprost, że dopóki żyją, chcieliby taki film zobaczyć. Udało się. Pomógł w tym szef Urzędu ds. Kombatantów – Jan Ciechanowski, który sfinansował 80 proc. budżetu filmu. Dołożyło się też Ministerstwo Obrony Narodowej, a miasto zorganizowało premierę. Budżet był jednak minimalny. Moja ekipa i aktorzy pracowali za promocyjne stawki.
W „Radosława” wciela się Ireneusz Czop. Bardzo przypomina swojego bohatera.
Powstańcy patrząc na niego, mówili, że to nie jest aktor, tylko sam pułkownik. Nie do końca wiedziałam, kogo do tej roli zatrudnić. Ciążyła na mnie duża odpowiedzialność. Aktor nie miał się podobać tylko mnie, ale tym, którzy „Radosława” pamiętają. Miał też odtwarzać jego życie kolejnym pokoleniom. Kiedy zobaczyłam Ireneusza Czopa w „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego, nie miałam wątpliwości, że to rola dla niego.
Powstańcy od razu zaakceptowali twój wybór?
Kiedy przyszli na plan, zobaczyli aktora po cywilnemu. Zapytali mnie: „Kogo ty, na Boga, wybrałaś? Kto to jest?” Kolejnego dnia na planie, gdy zobaczyli go w mundurze, wszystkie wątpliwości zniknęły. Przyklasnęli mojemu wyborowi.
Powstańcy ingerowali w film?
Nie, z czego jestem bardzo zadowolona. Zarówno oni, jak i całe środowisko AK-owskie. Powiedzieli mi, że to pierwszy film, który w ogóle ich nie poróżnił.
Artur Zaborski
Magazyn Filmowy SFP 10/2015
Ostatnia aktualizacja: 25.09.2015
fot. Fundacja Artystyczna Erina B
Filmowa Osiecka w Atlanticu
Norwesko-polskie warsztaty tym razem w Jarocinie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024