Rozmawiamy w lipcu, sezon festiwalowy dopiero nabiera rozpędu, a
tymczasem „Dzień Babci” zdobył już kolejne Grand Prix, tym razem w Nowogardzie,
po najbardziej prestiżowym trofeum – w Koszalinie. W czym tkwi tajemnica
sukcesu tego filmu, który wydaje się łączyć krytykę i publiczność?
Odpowiadając na to pytanie, zacytuję werdykt jury 34. Festiwalu „Młodzi i Film”, które w uzasadnieniu napisało, że nagradza „Dzień Babci” „za intensywną emocjonalnie podróż, rozpiętą pomiędzy łzami a śmiechem. Za świetne kreacje aktorskie Anny Dymnej i Mateusza Nędzy oraz brawurową reżyserię, która pozwala nam całkowicie zanurzyć się w historii”. Reżyserowi, Miłoszowi Sakowskiemu, udało się skonstruować przekonujące relacje między bohaterami, przedstawić bardzo ciekawą, wiarygodną historię, która porusza widza i chwilami też bawi, mimo że film komedią przecież nie jest.
Gdyńska Szkoła Filmowa „wypuściła” właśnie kilka tytułów dyplomowych, które od razu rozpierzchły się po festiwalach. Na „Kameralnym Lecie” w Radomiu bardzo spodobały się „Kroki”, a film „Antek” dostał nagrodę ufundowaną przez Komendę Policji za wartości społeczne. Widać, że studentom nieobca jest tematyka społeczna, chętnie zajmują się portretowaniem rzeczywistości. Skąd takie zainteresowanie? Czy to wpływ osobowości opiekunów?
Wykładowcy – fabularzyści, dokumentaliści i scenarzysta, od pierwszych zajęć starają się studentów uwrażliwić na otaczającą rzeczywistość. Zachęcają, by wychodzili do ludzi, rozmawiali z nimi, podsłuchiwali rozmów w autobusach, byli otwarci na człowieka i jego historię. Tylko tak można potem pokazać prawdę na ekranie. W wydumane historie wysnute wyłącznie z wewnętrznych rozterek autora lub powielające schematy rodem z publicystyki widz nie uwierzy.
Kto stanowi trzon kadry Gdyńskiej Szkoły Filmowej?
Nasi wykładowcy to znakomite osobowości polskiej kinematografii. Są to reżyserzy filmów fabularnych – Robert Gliński, Sławomir Fabicki, Mirosław Bork, Filip Marczewski, Piotr Mikucki, Jacek Bromski, Juliusz Machulski (gościnnie) i Marcin Wrona, dokumentaliści: Jacek Bławut i Paweł Łoziński, scenarzysta Grzegorz Łoszewski, montażyści – Milenia Fiedler, Irena Siedlar i Leszek Starzyński, operatorzy – Andrzej J. Jaroszewicz i Sławomir Pultyn, producenci – Kamil Przełęcki i Jerzy Rados oraz filmoznawcy: Mirosław Przylipiak i Krzysztof Kornacki. Wymieniam ich wszystkich, ponieważ to oni stanowią trzon kadry GSF – dzięki ich pracy i ogromnemu zaangażowaniu filmy naszych absolwentów są tak doceniane na festiwalach w kraju i za granicą.
Spotkałam się z tezą, że GSF jest „nadbudówką” Szkoły Filmowej w
Łodzi. Jak się ma ta opinia do rzeczywistości?
Gdyńska Szkoła Filmowa jest niezależną uczelnią, nie jesteśmy w żaden sposób zależni od innych szkół. Chętnie natomiast z nimi współpracujemy – zarówno ze Szkołą Wajdy, jak i łódzką Szkołą Filmową. Wychodzimy z założenia, że w edukacji nie powinno być żadnej rywalizacji – przecież wszystkim nam zależy, by w przyszłości chodzić do kina na dobre polskie filmy.
Jak w największym skrócie można określić filozofię Gdyńskiej Szkoły Filmowej?
Naszym głównym priorytetem jest rzetelne i profesjonalne wykształcenie świadomych zawodu reżysera przyszłych twórców filmów fabularnych i dokumentalnych. Priorytetem działalności Gdyńskiej Szkoły Filmowej jest także utrzymanie najwyższego poziomu nauczania.