Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
O swojej twórczości filmowej, funkcji pedagoga oraz włoskich filmowcach, którzy wywarli na nim swoje artystyczne piętno opowiadał na Dwóch Brzegach Jerzy Stuhr.
Swoje spotkanie z kazimierską publicznością Jerzy Stuhr rozpoczął od różnic w przygotowywaniu młodych adeptów sztuki aktorskiej do zawodu między jego pokoleniem a obecnymi studentami. - Mnie w szkole aktorskiej uczono poprzez wytykanie samych braków. Wyznawano zasadę, że jeżeli coś jest dobre, to po co chwalić. I ja też początkowo myślałem, że jestem po to, aby powiedzieć, że jest źle. Tymczasem moi obecni studenci są zupełnie inni. Oni są bardziej przyzwyczajeni do tego, aby ich chwalić, a nie tylko krytykować i to jest kłopot. Muszę bardziej lawirować, tu pochwalić, tam skrytykować - wyznał pedagog Jerzy Stuhr. Równocześnie podkreślił, że zawsze starał się zarówno do swoich filmów jak również do sztuk teatralnych angażować debiutantów. I rzeczywiście nierzadko miał do nich szczęście, bo u niego pierwsze profesjonalne kroki w zawodzie stawiali m.in. Tomasz Kot, Roma Gąsiorowska, Karolina Gorczyca oraz Jaśmina Polak.
Skłonności do edukowania innych ujawniają się także w jego filmach. - Jestem świadomy, że w każdym z nich przeważają elementy dydaktyczne. Z doświadczenia wiem też jednak, jaka jest różnica między artystą, który chce dać pewne przesłanie, a dydaktykiem. Artysta mówi: chciałbym, żeby ten świat był lepszy. Natomiast dydaktyk mówi: róbcie tak jak ja wam powiedziałem, to świat będzie lepszy. Problem w tym, że granica między jednym a drugim jest niezwykle cienka. To się zazwyczaj ujawnia w przesłaniu filmu, w ostatnich scenach - wyjaśniał Jerzy Stuhr.
Znane jest również zamiłowanie Jerzego Stuhra do Włoch. Ta wielka miłość, najpierw zawodowa a później również kulturowo-towarzyska, zaczęła się na początku lat 80. XX wieku. Wtedy twórca filmowego "Obywatela" zaczął grać we włoskich teatrach, a potem również wykładać w tamtejszych szkołach teatralnych (m.in. przez długie lata w Palermo). Potem pojawiły się też propozycje filmowe, ale jak zastrzega - nigdy nie zagrał Włocha. Zawsze były to albo kreacje w spektaklach polskich twórców (m.in. Witkacego, Gombrowicza) albo - na dużym ekranie - role cudzoziemców. Reżyserem, którzy najczęściej obsadzał go w swoich projektach, odkrywając jego nieprzeciętny talent aktorski przed włoską publicznością, był Nanni Moretti. - Poznaliśmy się na festiwalu w Wenecji, gdzie byłem ze swoim filmem. Wyświetlono go później w najbardziej prestiżowym kinie w Rzymie, którego właścicielem był i nadal jest właśnie Moretti. Potem dał mi rolę zagranicznego producenta filmowego w swoim „Kajmianie”, zaś rolę rzecznika prasowego w "Habemus papam - mamy papieża" pisał specjalnie dla mnie. Jestem już zaspokojony - wyznał Jerzy Stuhr. Dzięki temu - co sam dziś przyznaje - spełniło się bowiem jego kolejne wielkie marzenie. Otóż filmowe role specjalnie dla niego tworzyli już nie tylko polscy reżyserzy (Feliks Falk, Krzysztof Kieślowski, Agnieszka Holland), ale także wybitny twórca z zagranicy. - Z Morettim rozumiemy się bez słów. Różni nas jedynie to, że on jest nieprawdopodobnie zaangażowany politycznie, a ja jednak przede wszystkim trzymam się sztuki - zdradził gość Grażyny Torbickiej na Dwóch Brzegach.
Podczas spotkania opowiedział również o swoim niezwykłym spotkaniu z innym nie mniej znanym włoskim reżyserem. - Kiedyś jadłem kolację z Roberto Benigninim. Trudno się z nim je i wciąga makaron, bo on ciągle błaznuje. Mówię do niego: „Wiesz Roberto, ja takiego filmu jak twoje "Życie jest piękne", nigdy nie mógłbym w Polsce. zrobić. U nas nie pozwolą na robienie sobie żartów z Holokaustu”. A on pół żartem, pół serio odparł: „Bo za blisko Oświęcimia mieszkacie” - wspominał Jerzy Stuhr. A na pytanie z widowni o to, z kim z nieżyjących już ludzi kina chciałby pracować wspomniał o innym genialnym włoskim filmowcu.- Zawsze robiłem w słowie i jestem w tym naprawdę mocny. A tu nagle, w latach 90. XX wieku w osobie leciwego Michelangelo Antonioniego poznałem kogoś, kto nie mówi. Więcej artystę, dla którego słowo nie ma aż takiego znaczenia. Jakby ktoś taki zechciał ze mną pracować, to byłbym zachwycony. Zawsze fascynują nas przecież rzeczy czy ludzie przeciwstawni. Inni niż my sami - przyznał Stuhr.
Stowarzyszenie Filmowców Polskich jest partnerem Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”. Gości festiwalu zapraszamy do restauracji „Stara Łaźnia” – www.restauracjalaznia.pl
Znane jest również zamiłowanie Jerzego Stuhra do Włoch. Ta wielka miłość, najpierw zawodowa a później również kulturowo-towarzyska, zaczęła się na początku lat 80. XX wieku. Wtedy twórca filmowego "Obywatela" zaczął grać we włoskich teatrach, a potem również wykładać w tamtejszych szkołach teatralnych (m.in. przez długie lata w Palermo). Potem pojawiły się też propozycje filmowe, ale jak zastrzega - nigdy nie zagrał Włocha. Zawsze były to albo kreacje w spektaklach polskich twórców (m.in. Witkacego, Gombrowicza) albo - na dużym ekranie - role cudzoziemców. Reżyserem, którzy najczęściej obsadzał go w swoich projektach, odkrywając jego nieprzeciętny talent aktorski przed włoską publicznością, był Nanni Moretti. - Poznaliśmy się na festiwalu w Wenecji, gdzie byłem ze swoim filmem. Wyświetlono go później w najbardziej prestiżowym kinie w Rzymie, którego właścicielem był i nadal jest właśnie Moretti. Potem dał mi rolę zagranicznego producenta filmowego w swoim „Kajmianie”, zaś rolę rzecznika prasowego w "Habemus papam - mamy papieża" pisał specjalnie dla mnie. Jestem już zaspokojony - wyznał Jerzy Stuhr. Dzięki temu - co sam dziś przyznaje - spełniło się bowiem jego kolejne wielkie marzenie. Otóż filmowe role specjalnie dla niego tworzyli już nie tylko polscy reżyserzy (Feliks Falk, Krzysztof Kieślowski, Agnieszka Holland), ale także wybitny twórca z zagranicy. - Z Morettim rozumiemy się bez słów. Różni nas jedynie to, że on jest nieprawdopodobnie zaangażowany politycznie, a ja jednak przede wszystkim trzymam się sztuki - zdradził gość Grażyny Torbickiej na Dwóch Brzegach.
Podczas spotkania opowiedział również o swoim niezwykłym spotkaniu z innym nie mniej znanym włoskim reżyserem. - Kiedyś jadłem kolację z Roberto Benigninim. Trudno się z nim je i wciąga makaron, bo on ciągle błaznuje. Mówię do niego: „Wiesz Roberto, ja takiego filmu jak twoje "Życie jest piękne", nigdy nie mógłbym w Polsce. zrobić. U nas nie pozwolą na robienie sobie żartów z Holokaustu”. A on pół żartem, pół serio odparł: „Bo za blisko Oświęcimia mieszkacie” - wspominał Jerzy Stuhr. A na pytanie z widowni o to, z kim z nieżyjących już ludzi kina chciałby pracować wspomniał o innym genialnym włoskim filmowcu.- Zawsze robiłem w słowie i jestem w tym naprawdę mocny. A tu nagle, w latach 90. XX wieku w osobie leciwego Michelangelo Antonioniego poznałem kogoś, kto nie mówi. Więcej artystę, dla którego słowo nie ma aż takiego znaczenia. Jakby ktoś taki zechciał ze mną pracować, to byłbym zachwycony. Zawsze fascynują nas przecież rzeczy czy ludzie przeciwstawni. Inni niż my sami - przyznał Stuhr.
Stowarzyszenie Filmowców Polskich jest partnerem Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”. Gości festiwalu zapraszamy do restauracji „Stara Łaźnia” – www.restauracjalaznia.pl
Marcin Zawiśliński
SFP
Ostatnia aktualizacja: 4.08.2015
fot. Kuba Kiljan/SFP
"Sensacyjne Lato Filmów" rusza 6 sierpnia
Czysta klasyka na Festiwalu Filmowym w Gdyni
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025