PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  6.06.2015
Z Magnusem Von Hornem i Mariuszem Włodarskim, twórcami filmu „Intruz”, rozmawia Kuba Armata. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 6/2015), już 10 czerwca 2015 roku.
Kuba Armata: Kiedy rozpoczęły się prace nad „Intruzem”?

Magnus Von Horn: Zaczęliśmy rozwijać ten projekt jakieś pięć lat temu. "Intruz" to w pewnym sensie przedłużenie moich wcześniejszych krótkich filmów. Wciąż interesuje mnie temat zła i poszukiwanie człowieczeństwa tam, gdzie wydaje się, że w ogóle go nie ma. Pociąga mnie opowiadanie o ludziach, którzy w konsekwencji swoich czynów spychani są na margines. Chodzi o to, by siebie samego „wstawić” w tę sytuację. Żeby zadać sobie kilka pytań – czy ja mógłbym zabić, jak zareagowałbym w określonej sytuacji? Nie chcieliśmy uczynić bohaterem naszego filmu psychopaty, bo z taką osobą trudno się identyfikować. Co innego z normalnym, przeciętnym człowiekiem. W każdym z nas może siedzieć coś takiego. Jeżeli ktoś to neguje i mówi, że w jego przypadku tak nie jest, to ja mu nie wierzę.

Mariusz Włodarski
: Traktujemy to trochę jako zamknięcie tryptyku, na który składają się jeszcze krótkie filmy „Echo” i „Bez śniegu”. „Echo” skupiało się na rekonstrukcji zbrodni, „Bez śniegu” na rzeczach, które doprowadziły do aktu agresji. Teraz chcieliśmy zająć się tym, co się dzieje z człowiekiem po odsiadce, kiedy dopuściwszy się wcześniej zbrodni, wraca do świata i stara się w nim normalnie funkcjonować.

Ważną osobą w kontekście scenariusza jest Andrzej Mellin. Nazwaliście go nawet script sparingpartnerem.

M.vH.:  To określenie dobrze pasuje, bo nasza współpraca przypominała trochę pojedynek bokserski. Andrzeja znam od pierwszego roku Szkoły Filmowej w Łodzi. Był moim profesorem, a teraz jest kolegą. Spotkałem się z dużą ilością script doctorów z całej Europy, którzy oczywiście też jakoś mi pomogli, ale uznałem, że Andrzej jest do tego projektu najlepszy. Zadziałała zwykła ludzka sympatia i jakaś chemia, bo on dobrze wie, o czym chcę opowiadać. Andrzej sam wyszedł z inicjatywą, był bardzo aktywny przez cały czas. Mam wrażenie, że nie traktował tego jako pracy, a raczej jak przyjemność.

Czy doświadczenie związane ze współpracą scenariuszową z Anną Kazejak przy „Obietnicy” było pomocne?

M.vH.:  Taki rodzaj współpracy, jaki mieliśmy z Anią, zawsze jest wartościowy, ale dotyczył zupełnie innych projektów i myślę, że bardziej pomógł jej niż mnie. Od dawna interesuje mnie podobna problematyka, bo temu poświęcone były moje krótkie filmy i mam już na ten temat jakąś wiedzę. Napisanie scenariusza „Obietnicy” zajęło rok, „Intruza” aż trzy lata. Współpraca z Anią przyszła też w istotnym momencie. Byliśmy wtedy trochę podłamani, bo sprawy związane z realizacją „Intruza” zaczęły się poważnie komplikować. 

Mówicie o momencie, kiedy aktor, który miał zagrać główną rolę, na dwa tygodnie przed zdjęciami zrezygnował.

M.vH.: Taka sytuacja miała miejsce dwa razy. Szybko znaleźliśmy całą obsadę z wyjątkiem głównego bohatera, który rzecz jasna był najważniejszy. Zależało mi na tym, żeby był to naturszczyk, a najlepiej chłopak pochodzący ze wsi. Udało nam się znaleźć świetnego kandydata, introwertycznego, z bardzo intrygującą twarzą, a do tego obdarzonego talentem, choć zupełnie tego nieświadomego. Nie był do końca zdecydowany i ostatecznie nam odmówił. Mieliśmy wtedy jeszcze dwa miesiące do planu, więc nie było paniki. Choć trudno było o tym chłopaku zapomnieć. Drugi kandydat do roli zrezygnował dwa tygodnie przed zdjęciami z powodów osobistych. Musieliśmy zerwać plan. To był chyba najtrudniejszy moment, choć i jakaś forma weryfikacji. Straciliśmy mnóstwo czasu i pieniędzy, ale nasi współpracownicy rozumieli tę sytuację. Mieliśmy też poczucie, że za długo siedzimy w tym projekcie, żeby w pół drogi rezygnować. Chcieliśmy walczyć do końca.

Kuba Armata
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja:  4.01.2016
Zobacz również
fot. Lava Films/Zentropa International Sweden
55. KFF: co się kręci lub właśnie nakręciło
Nie żyje Kurt Weber
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll