Puryści mogą kręcić nosem. Jednolita
numeracja i nazwa, które dziś wydają się tak naturalne, wprowadzone zostały w
roku 2001. Wcześniej KFF funkcjonował „dwutorowo” – jako Ogólnopolski Festiwal
Filmów Krótkometrażowych (od 1961 roku) i jako Międzynarodowy Festiwal Filmów
Krótkometrażowych (od 1964). Każda „odnoga” miała swoją numerację. Konkursy
odbywały się jeden po drugim, a nie równolegle. Ponadto jeden z nich – ogólnopolski
– zniknął całkowicie z programu aż na siedem lat (1990-1996). „Nikt (…) nie
przewidział, że na ten euforyczny czas [lat po 1989 - przyp. D.R.] nałożą się
dotkliwe ograniczenia finansowe. I że właśnie one wpłyną na samą zawartość
festiwalu” – pisała w rocznicowym albumie KFF Maria Malatyńska. „Do dziś
zresztą nie wiadomo, na jakim szczeblu administracyjnym wymyślono, aby w ramach
tych ograniczeń skasować to, co zawsze w festiwalu krótkometrażowym było
najważniejsze: konkurs polskich filmów krótkich, czyli całą polską część
imprezy. Ale tak właśnie się stało…”.
To był bardzo burzliwy, przełomowy czas dla festiwalu. Chociaż urzędnicy pozbawili go tego, co przez trzy dekady decydowało o jego sile i znaczeniu, zaczął nabierać nowego kształtu. To właśnie wtedy KFF stał się wreszcie prawdziwie krakowską imprezą. Mało kto dziś pamięta, że choć gród Kraka gościł festiwal, jego organizacja kierowana była z Warszawy. Wraz z początkiem lat 90. schemat ten przełamano, powierzając dyrekcję Marianowi Celejewskiemu, krakowskiemu szefowi Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów oraz szefostwo programowe stołecznemu krytykowi Andrzejowi Kołodyńskiemu. W roku 1992 organizację KFF oddano już całkowicie w ręce krakowian: nowo powstałej Instytucji Dystrybucji Filmów „Apollo-Film” i dyrektora Wita Dudka oraz Marii Malatyńskiej – jako dyrektor artystycznej. Razem znaleźli formułę odpowiadającą zmieniającym się realiom sztuki dokumentu i krótkiego metrażu. Malatyńska jako pierwsza zaproponowała w programie pełnometrażowe dokumenty (do konkursu miał je wprowadzić dopiero Krzysztof Gierat).
W roku 1998 – organizatorzy wprowadzili też bardzo ważną nagrodę: Smoka Smoków „za wkład w rozwój światowego kina”. Jej pierwszym laureatem został dokumentalista Bohdan Kosiński. Kolejnymi: Jan Lenica, Raymond Depardon, Jan Švankmajer, Werner Herzog, bracia Stephen i Timothy Quay, Albert Maysles, Jurij Norsztein, Kazimierz Karabasz, Raoul Servais, Allan King, Jerzy Kucia, Jonas Mekas, Piotr Kamler, Helena Třeštíková, Paul Driessen i Bogdan Dziworski. Tegorocznym – przypomnę – Priit Pärn. Bodaj tylko poza Herzogiem, wszyscy laureaci przyjechali do Krakowa i każdy z nich dał się zapamiętać jako wulkan energii i pomysłów. Nie izolowali się od festiwalowiczów, przeciwnie – spotkać ich można było zarówno w kinowych korytarzach (często w otoczeniu wielbicieli ciekawych sekretów ich warsztatu), ale i na krakowskich (szczególnie kazimierskich) uliczkach. Często z kamerą. „Przyjechałem do Krakowa na festiwal, a także kręcić film o Davidzie Krakauerze i jego klezmerskim zespole” – mówił zmarły w tym roku, 5 marca, Albert Maysles. „Pewnego dnia szliśmy sobie z Davidem po ulicy i zauważyliśmy tablice na rogu budynku. Po jednej stronie było napisane: ulica Krakowska (czyli Krakauer), a po drugiej stronie narożnika: ulica Rabina Meiselsa (jak Maysles). Poza przyjaźnią, ekscytacją i pokazami dobrych filmów, tablice na tym budynku przypomniały mi raz jeszcze, że naprawdę należę do Krakowa. Lubię opowiadać słuchaczom, że – oprócz wspaniałych filmów i staranności dokładanej, by ów festiwal stał się wielkim sukcesem, można tu skorzystać z przywileju obcowania ze szczególną historią tego miejsca. W Krakowie, historia jest wszędzie, gdziekolwiek się obrócisz”.