PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  20.04.2015
Promocja kina europejskiego z zasady jest sztuką ciężką i ryzykowną. Poprzeczka podnosi się jeszcze, jeśli mamy do czynienia z debiutem. Choć czasem za debiut dostaje się "dodatkowe punkty". Promocja i dystrybucja młodego kina były tematem spotkania profesjonalistów zorganizowanego podczas 13. Festiwalu Łodzią po Wiśle.
11 kwietnia 2015 roku w sali Mała Czarna kina Iluzjon spotkały się osoby, które na co dzień do czynienia mają z promocją: pierwszy polski agent sprzedaży, szef firmy New Europe Film Sales Jan Naszewski, dystrybutor, producent, znawca rynku kinowego Roman Jarosz, producentka (dawniej z ramienia PWSFTvIT, obecnie z firmy Easy Busy Productions) Weronika Czołnowska i selekcjonerka Festiwalu 5 smaków Jagoda Murczyńska .

Dyskusję organizowało Stowarzyszenie Film 1,2, prowadzili więc je jego reprezentanci: prezes, publicysta i wykładowca akademicki dr Kuba Mikurda i wiceprezeska, kierownik produkcji Zuza Hencz. Pomysł okazał się świetny – o trafności pomysłu niech świadczy fakt, że uczestnicy dyskusji  zostali w końcu dyskretnie wyproszeni z sali, gdyż zaczynała się w niej projekcja oraz to, że potem długie godziny spędzili na rozmowach w podgrupach.

- To są dwie rożne rzeczy: promocja debiutu i promocja debiutanta – mówił Roman Jarosz. - Fakt debiutu niewiele znaczy, jeśli chodzi o widza, ważny jest film. Jednak, jak zwrócił uwagę, debiut jest startem, który pracuje na kolejne filmy i przyszłe powodzenie reżysera. Ze swoim ewentualnym sukcesem trzeba zmierzać do drugiego filmu.


Jagoda Murczyńska, Jan Naszewski, Weronika Czołnowska, Roman Jarosz, fot. Michał Siarek / Szkoła Filmowa w Łodzi

Z punktu widzenia dystrybutora, pierwszy w miarę udany film już pracuje na kolejny, a on tymczasem zastanawia się, jak pójść krok, dwa kroki dalej z nową ofertą tego samego twórcy. Uczestnicy dyskusji zauważyli, jak często nasz debiutant pojawia się na ważnych festiwalach i imprezach filmowych nieprzygotowany. Przede wszystkim – na pytanie o swoje plany. Ok, fajnie, że obejrzeliśmy Twoje dzieło, ale co masz w przygotowaniu (w domyśle: do pokazania, do kupienia, do zaprezentowania na festiwalach). Warto więc zmienić myślenie i zwiększyć swoje szanse na kapryśnym, trudnym rynku filmu europejskiego.

Debiutant, jak podkreślała Weronika Czołnowska, może korzystać z taryfy ulgowej, a  na sponsorów czy partnerów często działa magia słów „młodość”, „debiut”. Kiedy robimy swój wyczekany, niskobudżetowy debiut, wypada prosić nam o wkład rzeczowy, o sprzęt – bo tak naprawdę wypada wszystko. - Łatwiej zrobić pierwszy film niż drugi – potakiwał Roman Jarosz. Debiut to test, „biały ekran”. Z drugiej strony istotny jest także profesjonalizm samego debiutanta, który powinien być w stosunku do widzów jak i potencjalnych partnerów otwarty na ich uwagi i reakcje i -zwyczajnie - miły i uprzejmy. Oczywiste? Niekoniecznie. Potwierdza się stara prawda, że uprzejmym i sympatycznym żyje się łatwiej.

Jan Naszewski, który stopniowo buduje swoją międzynarodową pozycję agenta kina artystycznego przyznaje, że łatwiej pracuje mu się z debiutami. - Polscy twórcy chcieliby pracować z Zachodem, być „odkrytymi przez Zachód”. Czasem łatwiej mi zdobyć film z Sundance niż od nas – mówił Naszewski, który w Europie zaistniał już jako agent filmów z Belgii czy ze Skandynawii.

Jak zwracali uwagę goście i gospodarze spotkania, współpraca z debiutantem może być dla dystrybutora czy agenta bardzo korzystna, bo z pewnością trudniej pozyskać do współpracy twórcę już cenionego, z dorobkiem, z koneksjami. Brak doświadczenia nie musi być wadą. -  W filmie liczą się relacje międzyludzkie. Potem jak twórcy odniosą sukces, nie będą już nami zainteresowani – powiedział Roman Jarosz.

Tym bardziej, że branża filmowa wypracowała szereg instrumentów wsparcia przeznaczonych właśnie dla debiutantów. Oczywiście, chodzi o ułatwione warunki aplikowania o dotację z PISF na produkcję pierwszego filmu, ale nie tylko. - Jak ma się debiut, to można wysłać go na wiele festiwali czy konkursów dla pierwszego, drugiego filmu. Łatwiej „wskoczyć” do Rotterdamu. Smarzowskiemu trudniej byłoby się dostać do Cannes, niż debiutantowi. Paradoksalnie można więcej – mówił Naszewski. Weronika Czołnowska przypomniała z kolei, że krótkie metraże (tak jak polskie, które często pokazywane są na prestiżowych festiwalach – przyp. Aut.) niosą za sobą zainteresowanie filmami pełnometrażowymi.

Ale jak podnieść swoje szanse? Jagoda Murczyńska ze swoich festiwalowych podróży po całym świecie przywiozła kilka trafnych spostrzeżeń i rad. - Na świecie jest 3000 festiwali. Każdy chce, żeby spojrzało na niego Cannes. Jest cała masa imprez z określoną tematyką, preferujących pewne tematy, sprofilowanych- zauważyła. Warto więc znać szczegóły, świadomie kreować politykę promocyjną i festiwalową. Trzeba umieć się zaprezentować. Programerzy lubią wiedzieć, co się dzieje na targach, co obecnie powstaje. Musi więc być informacja, ale dobrze przygotowana. - „Kameralna historia o miłości / rodzinie” - czytałam setki takich samych opisów filmów! - mówiła Murczyńska. Trzeba znaleźć coś nowego, innego, punkt zaczepienia. - Oczywiście trudno myśleć o festiwalach, kiedy robi się film, ale potem jednak kogoś zapytajcie – spuentowała selekcjonerka.


Jagoda Murczyńska, Jan Naszewski, Weronika Czołnowska, Roman Jarosz, fot. Michał Siarek / Szkoła Filmowa w Łodzi

Marzeniem każdego filmowca dostać się na festiwal klasy A. Ale  udział w nim nie musi być wartością nadrzędną. Udział w małej sekcji w Cannes czy Berlinie może cieszyć, ale niekoniecznie dużo dać. Szpalty pism branżowych są wówczas zajęte konkursami i najważniejszymi wydarzeniami festiwalu. Ciężko się na nie przebić z tylnego rzędu. Ten sam film w Karlovych Varach czy Toronto może błyszczeć i królować w mediach. Kuba Mikurda zwrócił uwagę na podobną strategię Urszuli Antoniak – wysłanie jej głośnego filmu „Nic osobistego” do Toronto było jej świadomą decyzją. - Lepiej wygrać w Toronto niż przegrać w Wenecji – zauważył Mikurda. 

  A tymczasem naszą przewagę mogą tworzyć całkiem proste narzędzia, z istnienia których polscy twórcy często nawet nie zdają sobie sprawy: np. promocja w sieci, rozszerzona o blogi  czy fragmenty recenzji po angielsku, wywiady z twórcą (także po angielsku), ciekawe artykuły „okołofilmowe”. Programer czy agent nie zna debiutantów, odruchowo więc szuka czegoś ciekawego na ich temat – dzieliła się swoją wiedzą Jagoda Murczyńska.

Z drugiej strony istotny jest także profesjonalizm samego debiutanta, który powinien być w stosunku do widzów jak i potencjalnych partnerów otwarty na ich uwagi i reakcje i - zwyczajnie - miły i uprzejmy. Oczywiste? Niekoniecznie niestety. Potwierdza się stara prawda, że uprzejmym i sympatycznym żyje się łatwiej. A jeśli ma się w sobie jeszcze tę naturalną charyzmę, szanse wzrastają...

Prowadzący i uczestnicy spotkania poddali pod rozwagę ciekawą myśl. Profesjonaliści, którzy jeżdżą na festiwale, dystrybutorzy, agenci, obserwatorzy, odgrywają niebagatelną rolę w branży, choć rolę raczej ukrytą, nieznaną szerzej nawet kolegom filmowcom. Ale to do nich najczęściej kierowane jest pytanie – co u was ciekawego można teraz zobaczyć? Są więc mimowolnymi (lub nie) ambasadorami rodzimej kinematografii.

Mają też doświadczenie i chęć, żeby się nim podzielić. Promocja międzynarodowa jest wciąż terenem mało opisanym, wciąż badanym przez polskich filmowców. Choć i tak lata świetlne dzielą nas od branżowej bezradności z początku dekady. Moc konkretów, jakie usłyszeliśmy od profesjonalistów podczas spotkania w Iluzjonie są dowodem na to, że tego typu panele warto organizować – przy każdej nadarzającej się okazji. 









Anna Wróblewska
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  26.05.2020
Zobacz również
fot. Michał Siarek / Szkoła Filmowa w Łodzi
"Hiszpanka" w stołecznym Iluzjonie
Śladami filmowych adaptacji powieści Güntera Grassa
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll