Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Bohaterem kolejnego odcinku cyklu Andrzeja Bukowieckiego „Swoich nie znacie” jest Leszek Olbiński, mistrz efektów specjalnych. Oto fragment artykułu, który w całości ukaże się w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 3/2015), już 10 marca.
W kinematografii termin „efekty specjalne” odnosi się do efektów mechanicznych, pirotechnicznych, czasem też optycznych, które powstają na planie zdjęciowym, w odróżnieniu od „specjalnych efektów wizualnych”, wytwarzanych w postprodukcji filmu, dziś przeważnie na komputerze. Domeną Leszka Olbińskiego są te pierwsze.
Wrocławianin – Leszek Olbiński – uchodzi za jednego z najlepszych polskich fachowców w tej branży. Podczas zdjęć do „Izolatora” ("Warsaw Dark") sławny australijski operator i reżyser Christopher Doyle z radości uściskał pana Leszka, gdy ten perfekcyjnie zmaterializował jego wizję „artystycznej” eksplozji samochodu. Z Olbińskiego zadowolony był też Peter Greenaway, widząc we wrocławskiej dekoracji do „Straży nocnej” zadawalający efekt kropli deszczu na szybie, który mimo pozornej prostoty wymagał wielogodzinnych przygotowań.
„Sztuczny deszcz, śnieg czy mgła to jedna część mojej pracy, a drugą jest pirotechnika. Może ona służyć naruszaniu struktur czy konstrukcji budowlanych, słowem wyburzaniu poprzez detonację, bądź kreowaniu subtelniejszych obrazów eksplozji, do czego środki detonacyjnie nie są niezbędne. Czasem wystarczy mąka spożywcza, ale najczęściej używa się likopodium: wyciągu z pyłków kwiatowych widłaka” – tłumaczy Leszek Olbiński.
Bohater naszego artykułu urodził się sześćdziesiąt lat temu w Świebodzicach. „Rodzina była w trudnej sytuacji materialnej, więc wcześnie poszedłem do pracy. Uczyłem się w Zasadniczej Szkole Energetycznej. Tak się złożyło, że kiedy ją kończyłem, mój starszy brat wsparł mnie finansowo, dzięki czemu mogłem pójść do Technikum Energetycznego, w którym zdałem maturę. Nigdy nie pracowałem w zawodzie energetyka, zarabiałem na życie grą na kontrabasie w zespołach jazzowych” – mówi pan Leszek.
Po przełomie politycznym z 1989 roku, nawet często przebywając w trasie koncertowej, z jazzu trudno było się utrzymać: za występy płacono marnie, a przy ówczesnej drożyźnie i inflacji pieniądze szybko się rozchodziły. Nasz kontrabasista szukał więc innych zajęć. Przypadkowo trafił na plan zdjęciowy jakiejś reklamy, gdzie zaprzyjaźnił się ze scenografem Rafałem Kaufholdem. Zaczął mu pomagać, przy czym Kaufhold koncentrował się na rozstrzygnięciach plastycznych, a Olbiński przydawał się wszędzie tam, gdzie w scenografii potrzebna była jego „złota rączka”, do rozwiązywania problemów technicznych. W końcu obaj trafili do produkcji „Świata według Kiepskich”, z którą pan Leszek jest związany do dziś. Odpowiada za efekty specjalne. „W jednym z pierwszych odcinków, z dymiącego, polanego wodą, telewizora miały posypać się iskry. Ekipa spanikowała, nikt nie wiedział, jak to zrobić. Powiedziałem, że dam sobie z tym radę i tak się też stało” – wspomina Olbiński.
Wrocławianin – Leszek Olbiński – uchodzi za jednego z najlepszych polskich fachowców w tej branży. Podczas zdjęć do „Izolatora” ("Warsaw Dark") sławny australijski operator i reżyser Christopher Doyle z radości uściskał pana Leszka, gdy ten perfekcyjnie zmaterializował jego wizję „artystycznej” eksplozji samochodu. Z Olbińskiego zadowolony był też Peter Greenaway, widząc we wrocławskiej dekoracji do „Straży nocnej” zadawalający efekt kropli deszczu na szybie, który mimo pozornej prostoty wymagał wielogodzinnych przygotowań.
„Sztuczny deszcz, śnieg czy mgła to jedna część mojej pracy, a drugą jest pirotechnika. Może ona służyć naruszaniu struktur czy konstrukcji budowlanych, słowem wyburzaniu poprzez detonację, bądź kreowaniu subtelniejszych obrazów eksplozji, do czego środki detonacyjnie nie są niezbędne. Czasem wystarczy mąka spożywcza, ale najczęściej używa się likopodium: wyciągu z pyłków kwiatowych widłaka” – tłumaczy Leszek Olbiński.
Bohater naszego artykułu urodził się sześćdziesiąt lat temu w Świebodzicach. „Rodzina była w trudnej sytuacji materialnej, więc wcześnie poszedłem do pracy. Uczyłem się w Zasadniczej Szkole Energetycznej. Tak się złożyło, że kiedy ją kończyłem, mój starszy brat wsparł mnie finansowo, dzięki czemu mogłem pójść do Technikum Energetycznego, w którym zdałem maturę. Nigdy nie pracowałem w zawodzie energetyka, zarabiałem na życie grą na kontrabasie w zespołach jazzowych” – mówi pan Leszek.
Po przełomie politycznym z 1989 roku, nawet często przebywając w trasie koncertowej, z jazzu trudno było się utrzymać: za występy płacono marnie, a przy ówczesnej drożyźnie i inflacji pieniądze szybko się rozchodziły. Nasz kontrabasista szukał więc innych zajęć. Przypadkowo trafił na plan zdjęciowy jakiejś reklamy, gdzie zaprzyjaźnił się ze scenografem Rafałem Kaufholdem. Zaczął mu pomagać, przy czym Kaufhold koncentrował się na rozstrzygnięciach plastycznych, a Olbiński przydawał się wszędzie tam, gdzie w scenografii potrzebna była jego „złota rączka”, do rozwiązywania problemów technicznych. W końcu obaj trafili do produkcji „Świata według Kiepskich”, z którą pan Leszek jest związany do dziś. Odpowiada za efekty specjalne. „W jednym z pierwszych odcinków, z dymiącego, polanego wodą, telewizora miały posypać się iskry. Ekipa spanikowała, nikt nie wiedział, jak to zrobić. Powiedziałem, że dam sobie z tym radę i tak się też stało” – wspomina Olbiński.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 1.03.2015
fot. Archiwum Leszka Olbińskiego
Whisky, filmy i kreatywność czyli "Done in 60 Seconds"
Adam Sikora: Ciemność widzę
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025