PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Zagrał znaczącą rolę w filmie opowiadającym o grupie młodych artystów, którzy spotykają się w Berlinie. Reżyserem jest Brodie Higgs, Australijczyk od pewnego czasu mieszkający w Warszawie i właśnie z naszym krajem wiążący kolejne zawodowe plany. Oryginalny „Elixir” znalazł się w programie tegorocznego Berlinale i wyświetlany był w sekcji Perspektive Deutsches Kino. Z Sebastianem Pawlakiem, ekranowym Tristanem, rozmawia Kuba Armata.
Na co dzień pracujesz w teatrze. Propozycje z kina są jedynie dodatkiem czy traktujesz je na równi?
Mimo że nie pracuję dużo w filmie, traktuję obie te dziedziny na równi. Praca na planie jest dla mnie ważna, inspirująca i ciekawa, a jednocześnie to wciąż obszar, który eksploruję i dopiero się go uczę. Przez to może być nawet bardziej interesujący i wywołujący skrajne emocje. „Elixir” był dla mnie podwójnym wyzwaniem, bo to moja pierwsza rola po angielsku. Przygotowania były zatem o wiele bardziej złożone i intensywne, jak chociażby długa praca z coachem. Nauka nauką, ale chodzi o coś znacznie więcej niż o samo wypowiadanie kolejnych fraz. Trzeba myśleć w innym języku, by móc oddać prawdziwe emocje. Było to dla mnie wielkim wyzwaniem, a co się z tym wiąże potężnym stresem. Długo walczyłem z pewną blokadą i jak o tym teraz myślę - jakimś lękiem. Zależało mi, żeby być perfekcyjnie przygotowanym językowo i nie myśleć o tekście, ale móc skupić się na najważniejszym.

Długo zatem zastanawiałeś się nad przyjęciem tej propozycji?
Dość długo, ale też dużo wcześniej poznałem Brodiego Higgsa i Anyę Wątrobę, czyli reżysera i współscenarzystkę. Przygotowując się do tego projektu, kręcili krótki film w Polsce i właśnie wtedy na siebie trafiliśmy. Zaproponowali mi rolę i dostałem ponad 100-stronicowy scenariusz pełen poetyckich opisów. Był trudny do zrozumienia nawet dla mojego kolegi anglisty, z którym na początku nad nim pracowałem. Językowo był niezwykle skomplikowany. Byłem przerażony, ale czas, praca i spotkania z Brodiem i Anyą zrobiły swoje.

Co w tym scenariuszu cię zainteresowało?

Od początku wiedziałem, że mam wcielić się w rolę Tristana, więc skupiłem się przede wszystkim na tej postaci. Wydawała mi się ona bardzo interesująca, może nawet najbardziej, choć brakowało mi w jej kontekście jakiejś puenty. Inspirująca była też sama historia, czyli opowieść o grupie outsiderów, artystów, którzy spotykają się w pewnym domu w Berlinie. To dość oryginalna historia.


Sebastian Pawlak, fot. archiwum własne
 
Jak wyglądały przygotowania do roli?

Bardzo ciekawy był okres przed zdjęciami, kiedy na dwa tygodnie spotkaliśmy się z innymi bohaterami w Berlinie. Przeprowadziliśmy wiele rozmów, odbywały się improwizacje, performance. To był świetny czas, który nas do siebie zbliżył i bardzo zżyliśmy się jako grupa. Powiem szczerze, że w filmie wszystko jest raczej wygładzone i spokojniejsze. Czas prób i improwizacji był bardziej szalony i radykalny. Sporo rozmawialiśmy z Brodiem o tej roli. Byłem pierwszą osobą, która dostała angaż, więc przeszedłem naprawdę długą drogę z tym filmem.

Kim był dla ciebie Tristan po przeczytaniu scenariusza?

Czułem, że przybywa do tego domu, by zrobić coś dla grupy, ale przede wszystkim dla samego siebie. Miało to związek z wielkimi wyrzutami sumienia związanymi ze śmiercią przyjaciela, co zaznaczone było w scenariuszu. Miałem poczucie, że musi przepracować tę traumę w sobie. A po wszystkich wydarzeniach, jakie będą miały tam miejsce, wyjdzie stamtąd, skończy z dekadenckim życiem i zacznie naprawdę żyć. W mojej głowie Tristan rysował się jako postać bardziej radykalna, niż widać na ekranie, ale koniec końców musiałem dostosować się do wizji reżysera. 

W jakimś sensie ta postać jest ci bliska?

Na pewno, choć w życiu jestem dużo spokojniejszym człowiekiem. Myślę, że właśnie dlatego zostałem aktorem, żeby móc to szaleństwo i wszystkie demony wyrzucić na scenie. Podobnie jak Tristan interesuję się sztuką - poza teatrem czy filmem. Interesują mnie sztuki piękne, performance, maluję, śpiewam w rockowym zespole, a o filmowym Tristanie jedna z postaci mówi: „O, wróciła nasza gwiazda rocka”.

Czy to, że w filmie gra Mateusz Kościukiewicz, było dla ciebie pomocne?
Mateusz był dla mnie niezwykle pomocny pod wieloma względami. Zawodowymi, ale i życiowymi. Dobrze znał Berlin i był kimś w rodzaju mojego przewodnika. Miał dużo energii, więc świetnie się z nim czułem. Przez pierwszy miesiąc, kiedy byliśmy na planie, dzieliliśmy nawet mieszkanie. Mateusz był dla mnie wsparciem i dobrym towarzyszem tej przygody.

Jak przez to doświadczenie postrzegasz samo miasto, bo Berlin moim zdaniem to kolejny bohater tego filmu?

Nie bez kozery na miejsce akcji Brodie wybrał Berlin, bo to miasto artystów. Choć na początku był pomysł, żeby film kręcić w Australii. To dopiero była dla mnie abstrakcja. Znalem Berlin już wcześniej i muszę przyznać, że lubię to miasto. W trakcie zdjęć starałem się jednak być bardzo skupiony na pracy. W drugim miesiącu, kiedy miałem więcej wolnego czasu, poznałem Berlin od innej strony. Z tamtego okresu kojarzy mi się jako bardzo mokre, zimne i chłodne miasto. Puste i przestrzenne. Czułem się trochę samotny w wielkim mieście, choć z drugiej strony postrzegam je jako miejsce bardzo przychylne młodym ludziom.

Jak wyglądają twoje dalsze zawodowe plany? 
Jestem właśnie w trakcie prób do nowego przedstawienia Grzegorza Jarzyny w warszawskim Teatrze Rozmaitości. Dosłownie kilka dni temu miałem telefon, że wygrałem casting na niedużą rolę w nowym filmie Agnieszki Holland. Odbywał się on we wrześniu i już zdążyłem o nim zapomnieć, a tu proszę.

Dziękuję za rozmowę.


Kuba Armata, Berlin
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  16.02.2015
Zobacz również
fot. materiały prasowe
"Powstanie Warszawskie" z nagrodą Golden Reel Award
DOC LAB POLAND - nabór projektów
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll