Serwis Internetowy SFP: Jak zareagowałeś po przeczytaniu scenariusza do filmu "Kebab i Horoskop"? Jakie odniosłeś wrażenie po zetknięciu się z tym absurdalnym światem?
Piotr Żurawski: Pracowałem z Grześkiem wcześniej, więc wiedziałem, czego się można spodziewać. Scenariusz "Opowieści z chłodni" był precyzyjny i doskonały. Nie wymagał zmian i poprawiania, jak to zwykle bywa. Przy „Kebabie i Horoskopie" było podobnie. Znowu byłem pod wrażeniem. Nie miałem żadnych pytań. Nic, tylko wchodzić na plan.
Autor zdjęć do filmu, John Magnus Borge, mówił, że nie
można było się śmiać na planie. Atmosfera absurdu miała wynikać właśnie z braku
śmiechu.
Nie było jakiejś zasady, że nie można było się śmiac.
Grzegorz po prostu chciał spokoju i koncentracji. Pamiętam, że bardzo szybko
z Bartkiem Topą zaczęliśmy nie
wytrzymywać tego napięcia, tej absurdalnej atmosfery w powietrzu i kilka razy
Grzesiu nas wypraszał z planu, żebyśmy ochłonęli.
Jest coś takiego w tym scenariuszu, co jest bardzo literackie. Grzegorz pisze świetne dialogi i i bardzo obrazowe, lakoniczne didaskalia. Pamiętam, że z Panem Januszem Michałowskim rozmawialiśmy na planie, że on ma coś z Białoszewskiego i Mrożka. W scenariuszu jest już bardzo dużo wskazówek jak grać. A on na planie zdejmuje jeszcze kolejne warstwy tego grania. Dużo pomysłów, które przynosiłem ze sobą na plan, on kupował, ale pozbywał się też niepotrzebnych gadżetów i atrakcji. Aż zostało samo bycie.
Aktor wyławia z głębi świadomości coś swojego. To jest niezwykle odczuwalne na ekranie. Te postacie tak mało wyrażają i po prostu wciągają Cię w tą atmosferę. Nikt tam nie zwraca się do siebie po imieniu, oni nawet nie mają imion.
Grzesiek chyba nigdy nie nazywa postaci w filmach z imienia i nazwiska.
Twoja postać jest najmniej zarysowana jeżeli chodzi o sferę prywatną. Widzimy jakiś dramat egzystencjalny Kebaba na początku, kiedy rzuca pracę w barze. A Horoskop się nie uzewnętrznia, bo postępuje z niesamowitą konsekwencję w tym co sobie założył. On tworzy trochę ten absurdalny klimat.
Ja się najbardziej tego obawiałem, bo o nim nie dowiadujemy
się właściwie nic. Z Horoskopem jest tak, że on od samego początku tworzy pewne
sytuacje, które są nieprawdziwe. Nigdy do końca nie pokazuje kim naprawdę jest,
ponieważ to oszust. Wszystkich oszukuje, więc każda sytuacja w której się
znajduje jest oszustwem, dlatego nie widzimy go w żadnej scenie z jego
prywatnego życia. Nawet Grzegorzowi mówiłem, żeby zrobić z nim taką scenę. On
tego nie chciał i to też mi się podoba.
Na przykład Kebab ma taką sytuację, w której mówi, że znalazł przyjaciół wśród pracowników tego sklepu. On się w tym momencie otwiera, widać jego człowieczeństwo. Horoskop nie ma takiej sceny.
Można powiedzieć, że to jest pewien zarzut. A z drugiej
strony ja to właśnie lubię w tym filmie i tej postaci. Bo tak naprawdę wszyscy
reżyserzy próbują taki moment pokazać, a tutaj bohater zostaje do końca
tajemnicą. Żyjemy w takich czasach, że jak bardzo chcemy, to możemy sprzedać
wszystko wszystkim. Każdemu można wcisnąć wszystko jeżeli to się dobrze opakuje
i odpowiednio sprzeda. Czasami nie trzeba nawet tego dobrze opakować, bo
wystarczą tylko pozory. I to jest taki gość. Ja sobie wyobrażałem sceny,
których w filmie nie ma, np. co robi, gdy jest sam w domu. Wymyślałem takie
sceny, które chciałbym nakręcić, aby go lepiej poznać. O Horoskopie można
nakręcić osobny film.
Piotr Żurawski na premierze filmu "Kebab i Horoskop", fot. Agencja Zoom/Md4
Wyobrażałeś sobie co ta postać mogła robić wcześniej, zanim trafiła do tej umownej przestrzeni, jaką jest sklep z dywanami?
Wyobrażałem sobie, że to jest taki gość, który nie daje
sobie czasu na refleksję o swoim życiu. To jest facet, który nie pozwala sobie
na wrażliwość, bo jeżeli to zrobi to przegra. Nie patrzy sobie zbyt długo w
oczy przed lustrem. Ja bardzo lubię tą postać, ale dlatego, bo mu współczuję.
Nie chciałbym prowadzić takiego życia.
A jak się czułeś po zakończeniu zdjęć, kiedy wyszedłeś nagle z tej absurdalnej atmosfery.
Na pewno było pewne wyciszenie, kiedy codziennie wychodziłem z tego sklepu z dywanami. Ale świat na zewnątrz jest bardziej absurdalny.
Razem z bratem grasz również w „Karbali” Krzysztofa Łukaszewicza.
Gramy tam braci, co jest super. To jeszcze się nam nie zdarzyło. Mój brat jest zawodowym żołnierzem, a ja zapatrzony w niego zaciągam się do wojska i na misję do Iraku. I tam spotyka mnie tragedia. Nie bardzo mogę o tym mówić, bo film jest w trakcie zdjęć. Przed nami jeszcze wyjazd na Bliski Wschód.
Jak przebiega współpraca z bratem na planie?
Kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć pokłóciliśmy się z bratem. Tak naprawdę poważnie. Nie odzywaliśmy się do siebie na planie, tylko przed kamerą. Wyszło super.
Przejdźmy teraz do „Arbitra uwagi”, gdzie grasz główną rolę i praktycznie ciągniesz cały film za sobą.
To film całkowicie niezależny. Akcja tego filmu rozgrywa
się w ciągu 48 godzin, a kręciliśmy go prawie pół roku. Jak teraz to oglądam to
wydaje mi się, że to jakiś cud, że udało nam się zachować świeżość, energię i
pęd tych 48 godzin. Włożyłem w to dużo serca i jestem bardzo dumny z efektu.
Odgrywasz tutaj notorycznego kłamcę.
Bohater w tym swoim kłamstwie zapętla się. To ponury film,
bardziej ponury niż mi się wydawało, kiedy czytałem scenariusz. Paradoksalnie
brak budżetu pomógł wytworzyć jakiś klimat szarości i beznadziejności. Polakowski jest świetnym obserwatorem i też
bardzo dobrze pisze. On i producent Damian Kuligowski włożyli w ten film ogrom
pracy.
Szykują się jeszcze jakieś projekty w przyszłości?
Mam szczęście do debiutantów. Zacząłem już zdjęcia, które będziemy kontynuować w kwietniu. Reżyseruje Łukasz Grzegorzek. Napisał bardzo fajny scenariusz z Krzysztofem Umińskim. To współczesna opowieść. Z Martą Nieradkiewicz gramy młode małżeństwo. W filmie wystąpi również Jacek Braciak oraz Justyna Suwała. Roboczy tytuł to „Kamper”.