Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Bohaterem kolejnego odcinku cyklu Andrzeja Bukowieckiego „Swoich nie znacie” jest znakomity – i niezwykle wszechstronny – operator Stanisław Śliskowski. Oto fragment artykułu poświęconego artyście, który w całości ukaże się w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 1/2015), już 15 stycznia 2014 roku.
Kinem – i wszystkim, co sprawia, że ze światła i cienia, czy to na ekranie, czy choćby na ekraniku maleńkiej przeglądarki, albo nawet na ścianie korytarza, powstaje obraz – był zafascynowany od dzieciństwa. Sądzone mu więc było, że zostanie filmowcem, a konkretnie – operatorem. I tak się też stało. Stanisław Śliskowski zrobił zdjęcia do stu czterdziestu filmów, w większości – dokumentalnych. W lipcu skończy 80 lat.
Ekran kinowy, a na nim jadący rowerem niedźwiadek. Światełka rozjaśniające podłogę wyciemnionej sali kinowej. Blaszana przeglądarka wielkości pudełka od zapałek, pozwalająca oglądać przez soczewkę, na przeciwległej mlecznej szybce, klatkę z filmu 35 mm. Odwrócony „do góry nogami” obraz okna na ścianie korytarza i odkrycie, że źródłem tego obrazu jest światło przechodzące przez dziurkę od klucza w drzwiach. Takie wspomnienia z dzieciństwa ma Stanisław Śliskowski, łodzianin od urodzenia do dziś. „Potem zastąpiłem drzwi pudłem kartonowym. W jednej z jego ścianek zrobiłem otwór, a wtedy na przeciwległej ściance, wyłożonej białą kartką, powstawał obraz okna. Kiedy między oknem i kartonem wstawiałem lalki lub wycinanki, ich cień pojawiał się na rzutowanym obrazie” – wspomina swoje domowe kino pan Stanisław.
Do prawdziwego kina chodził z rodzicami jeszcze przed wojną; we wrześniu 1939 roku miał cztery lata… O tym, że dobrze rysuje, przekonali się już jego nauczyciele ze szkoły podstawowej. Naukę kontynuował w liceum plastycznym. Po dwóch latach w klasie tkackiej przeniósł się do nowo otwartej klasy grafiki filmowej, innymi słowy – filmu animowanego. Celująco zdał maturę, animując na kalkach i celuloidach godzinny film, inspirowany historyjkami rysunkowymi Zbigniewa Lengrena o profesorze Filutku. Przyszły autor zdjęć do filmów „Bykowi chwała” i „Usłyszcie mój krzyk” dostał się na Wydział Operatorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi. „Wymarzone studia! Opiekun mojego roku, profesor Stanisław Wohl, chętnie dawał studentom negatyw, ze słowami: «Róbcie błędy, żeby potem ich nie powtarzać»” – mówi Śliskowski. Z Andrzejem Kondratiukiem i Tadeuszem Wieżanem do późnej nocy przesiadywali w montażowni, gdzie na odrzuconych materiałach filmowych ćwiczyli konstruowanie fabuły.
W 1960 roku Stanisław Śliskowski zrobił zdjęcia i animacje do pierwszego polskiego filmu wycinankowego: „Konfliktów” Daniela Szczechury. Wtedy też otrzymał absolutorium. Pracę zawodową rozpoczął w Zespole Filmowym „Kadr”. Początkowo był fotosistą, np. „Czasu przeszłego” Leonarda Buczkowskiego, potem operatorem kamery, m.in. „Tarpanów” Kazimierza Kutza oraz komedii Janusza Morgensterna „Jutro premiera”. W późniejszych latach miał zasługi dla pełnometrażowego filmu fabularnego, jako operator zdjęć specjalnych, które były jego pasją. Widzom „Akademii Pana Kleksa” Krzysztofa Gradowskiego dowiódł, że pomysłowością można było pokonać opory siermiężnej, w czasach PRL, techniki kinematograficznej i wyczarować na ekranie cuda. Jednak począwszy od 1963 roku, kiedy to – po dobrym przyjęciu „Kraksy” Edwarda Etlera, do której zrobił zdjęcia – otrzymał etat w łódzkiej Wytwórni Filmów Oświatowych, związał karierę z krótkim metrażem.
Ekran kinowy, a na nim jadący rowerem niedźwiadek. Światełka rozjaśniające podłogę wyciemnionej sali kinowej. Blaszana przeglądarka wielkości pudełka od zapałek, pozwalająca oglądać przez soczewkę, na przeciwległej mlecznej szybce, klatkę z filmu 35 mm. Odwrócony „do góry nogami” obraz okna na ścianie korytarza i odkrycie, że źródłem tego obrazu jest światło przechodzące przez dziurkę od klucza w drzwiach. Takie wspomnienia z dzieciństwa ma Stanisław Śliskowski, łodzianin od urodzenia do dziś. „Potem zastąpiłem drzwi pudłem kartonowym. W jednej z jego ścianek zrobiłem otwór, a wtedy na przeciwległej ściance, wyłożonej białą kartką, powstawał obraz okna. Kiedy między oknem i kartonem wstawiałem lalki lub wycinanki, ich cień pojawiał się na rzutowanym obrazie” – wspomina swoje domowe kino pan Stanisław.
Do prawdziwego kina chodził z rodzicami jeszcze przed wojną; we wrześniu 1939 roku miał cztery lata… O tym, że dobrze rysuje, przekonali się już jego nauczyciele ze szkoły podstawowej. Naukę kontynuował w liceum plastycznym. Po dwóch latach w klasie tkackiej przeniósł się do nowo otwartej klasy grafiki filmowej, innymi słowy – filmu animowanego. Celująco zdał maturę, animując na kalkach i celuloidach godzinny film, inspirowany historyjkami rysunkowymi Zbigniewa Lengrena o profesorze Filutku. Przyszły autor zdjęć do filmów „Bykowi chwała” i „Usłyszcie mój krzyk” dostał się na Wydział Operatorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi. „Wymarzone studia! Opiekun mojego roku, profesor Stanisław Wohl, chętnie dawał studentom negatyw, ze słowami: «Róbcie błędy, żeby potem ich nie powtarzać»” – mówi Śliskowski. Z Andrzejem Kondratiukiem i Tadeuszem Wieżanem do późnej nocy przesiadywali w montażowni, gdzie na odrzuconych materiałach filmowych ćwiczyli konstruowanie fabuły.
W 1960 roku Stanisław Śliskowski zrobił zdjęcia i animacje do pierwszego polskiego filmu wycinankowego: „Konfliktów” Daniela Szczechury. Wtedy też otrzymał absolutorium. Pracę zawodową rozpoczął w Zespole Filmowym „Kadr”. Początkowo był fotosistą, np. „Czasu przeszłego” Leonarda Buczkowskiego, potem operatorem kamery, m.in. „Tarpanów” Kazimierza Kutza oraz komedii Janusza Morgensterna „Jutro premiera”. W późniejszych latach miał zasługi dla pełnometrażowego filmu fabularnego, jako operator zdjęć specjalnych, które były jego pasją. Widzom „Akademii Pana Kleksa” Krzysztofa Gradowskiego dowiódł, że pomysłowością można było pokonać opory siermiężnej, w czasach PRL, techniki kinematograficznej i wyczarować na ekranie cuda. Jednak począwszy od 1963 roku, kiedy to – po dobrym przyjęciu „Kraksy” Edwarda Etlera, do której zrobił zdjęcia – otrzymał etat w łódzkiej Wytwórni Filmów Oświatowych, związał karierę z krótkim metrażem.
PZ
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 2.01.2015
fot. Kuba Kiljan/ SFP
Konrad Klejsa zaprasza do udziału w badaniach: "Hobbit"
Ostatnia wioska trędowatych. Dokument o świecie, który odchodzi
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024