Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
"Spokój" był próbą uchwycenia ówczesnych realiów życia - mówił Jerzy Trela tuż po projekcji filmu w Małopolskim Ogrodzie Sztuki. Dzieło Krzysztofa Kieślowskiego zostało przypomniane w ramach cyklu spotkań "Przywrócone arcydzieła" Łukasza Maciejewskiego.
Jerzy Trela był ostatnim gościem krytyka w roku 2014. Z gospodarzem wieczoru i widzami rozmawiał nie tylko o pracy nad "Spokojem", ale i o swoim spotkaniu - na planie "Idy" - z Pawłem Pawlikowskim.
U Krzysztofa Kieślowskiego aktor zagrał postać drugoplanową, ale znaczącą dla losów głównego bohatera - Antka, robotnika z kryminalną przeszłością (Jerzy Stuhr). Antoni Gralak postanawia zostawić za sobą więzienną przeszłość. Marzy o stabilizacji - domu, żonie, dzieciach. Życie pisze jednak dla niego nieco odmienny scenariusz. Wbrew sobie, bohater trafia pomiędzy kolegów z budowy i prowadzącego swoje gry kierownika (Trela). Sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana. - Film nie spodobał się cenzorom, gdyż poruszał bardzo niewygodny, zakazany temat: buntu, strajku. Wtedy było to nie do pomyślenia. W trakcie kolaudacji "Spokój" został zablokowany - przypomniał aktor w czasie spotkania.
Na półce dramat przeleżał aż cztery lata - od 1976 roku do premiery w 1980 - kilka tygodni po podpisaniu porozumień sierpniowych. W 1981 roku film uhonorowany został w Gdańsku Nagrodą Specjalną Jury oraz Złotym Ekranem. Dla Kieślowskiego produkcja ta oznaczała stopniowe (choć jeszcze nie całkowite) odchodzenie od dokumentu i telewizji na rzecz fabuły i kina. Chwilę później zrealizował "Bliznę", potem "Amatora" i "Przypadek". Obecnie przez historyków polskiego filmu "Spokój" uważany jest za zapowiedź nadchodzącego kina moralnego niepokoju.
- Dziś patrzymy na Kieślowskiego z innego puntu widzenia. Jest dla nas wybitnym artystą, który przedwcześnie odszedł - podkreślał w Krakowie Jerzy Trela. - Wtedy widzieliśmy jego upór i siłę walki. Nie ulegał. Nie poddawał się. "Spokój" otrzymał tę łatkę "moralnego niepokoju" ze względu na temat. Kieślowski najbardziej jednak skupiał swoją uwagę na człowieku. Bohater był u niego zawsze na pierwszym planie, przed ideą czy sprawą. Dla niego, prawdziwego artysty, świat nigdy nie był też czarno-biały. Zaglądał w zakamarki ludzkiej duszy, także te najmroczniejsze, ale interesował się całą gamą odcieni pośrodku.
- Kieślowski przykładał ogromną wagę do detalu - o metodzie twórczej reżysera dodawał aktor. - Na świat i człowieka patrzył okiem kamery. Dlatego też nie czuł się dobrze w teatrze, gdzie rządzi plan ogólny. On swoje historie budował w oparciu o różnorodność planów, o szczegół. Miał filmowy, a nie teatralny temperament.
Widzowie ciekawi byli nie tylko wspomnień Treli na temat "Spokoju" i Kieślowskiego, ale i jego zdania na temat "Idy". - Mój udział w tym filmie jest symboliczny - odpowiadał aktor. - Kręciliśmy różne wersje scen z moim udziałem. Reżyser Paweł Pawlikowski stopniowo dochodził do ascezy, czystości, wykreślał dialog. Czuło się, że wraz z każdym dublem i zmianą jest coraz bliżej idealnego rozwiązania. To wspaniały człowiek, reżyser z niesamowitym spokojem, cierpliwością. Sprawił, że na planie panowała bardzo łagodna, ale twórcza atmosfera. W ten sposób powstał niezmiernie ciekawy i znaczący film. Najlepszym tego dowodem jest zainteresowanie, którym cieszy się wśród widzów na całym świecie. Mnie osobiście Pawlikowski urzekł.
Niedługo, już w styczniu 2015 roku, Jerzego Trelę zobaczymy w "Ziarnie prawdy" Borysa Lankosza. - Jeszcze nie widziałem filmu - mówił w Małopolskim Ogrodzie Sztuki aktor. - Głównie walczy tu Robert Więckiewicz. Ja jestem natomiast jego cieniem. Chodzę trochę innymi drogami myślowymi niż on. Gdy on wybiera fałszywy trop, widzę to i próbuję go z niego sprowadzić. On mi nie dowierza. To metafizyczny kryminał, nie mogę więc za wiele zdradzić. Sam czekam na premierę.
Kolejne spotkanie z cyklu "Przywrócone arcydzieła" już w styczniu. Łukasz Maciejewski przypomni widzom "Wir" Henryka Jacka Schoena.
Na półce dramat przeleżał aż cztery lata - od 1976 roku do premiery w 1980 - kilka tygodni po podpisaniu porozumień sierpniowych. W 1981 roku film uhonorowany został w Gdańsku Nagrodą Specjalną Jury oraz Złotym Ekranem. Dla Kieślowskiego produkcja ta oznaczała stopniowe (choć jeszcze nie całkowite) odchodzenie od dokumentu i telewizji na rzecz fabuły i kina. Chwilę później zrealizował "Bliznę", potem "Amatora" i "Przypadek". Obecnie przez historyków polskiego filmu "Spokój" uważany jest za zapowiedź nadchodzącego kina moralnego niepokoju.
- Dziś patrzymy na Kieślowskiego z innego puntu widzenia. Jest dla nas wybitnym artystą, który przedwcześnie odszedł - podkreślał w Krakowie Jerzy Trela. - Wtedy widzieliśmy jego upór i siłę walki. Nie ulegał. Nie poddawał się. "Spokój" otrzymał tę łatkę "moralnego niepokoju" ze względu na temat. Kieślowski najbardziej jednak skupiał swoją uwagę na człowieku. Bohater był u niego zawsze na pierwszym planie, przed ideą czy sprawą. Dla niego, prawdziwego artysty, świat nigdy nie był też czarno-biały. Zaglądał w zakamarki ludzkiej duszy, także te najmroczniejsze, ale interesował się całą gamą odcieni pośrodku.
- Kieślowski przykładał ogromną wagę do detalu - o metodzie twórczej reżysera dodawał aktor. - Na świat i człowieka patrzył okiem kamery. Dlatego też nie czuł się dobrze w teatrze, gdzie rządzi plan ogólny. On swoje historie budował w oparciu o różnorodność planów, o szczegół. Miał filmowy, a nie teatralny temperament.
Widzowie ciekawi byli nie tylko wspomnień Treli na temat "Spokoju" i Kieślowskiego, ale i jego zdania na temat "Idy". - Mój udział w tym filmie jest symboliczny - odpowiadał aktor. - Kręciliśmy różne wersje scen z moim udziałem. Reżyser Paweł Pawlikowski stopniowo dochodził do ascezy, czystości, wykreślał dialog. Czuło się, że wraz z każdym dublem i zmianą jest coraz bliżej idealnego rozwiązania. To wspaniały człowiek, reżyser z niesamowitym spokojem, cierpliwością. Sprawił, że na planie panowała bardzo łagodna, ale twórcza atmosfera. W ten sposób powstał niezmiernie ciekawy i znaczący film. Najlepszym tego dowodem jest zainteresowanie, którym cieszy się wśród widzów na całym świecie. Mnie osobiście Pawlikowski urzekł.
Niedługo, już w styczniu 2015 roku, Jerzego Trelę zobaczymy w "Ziarnie prawdy" Borysa Lankosza. - Jeszcze nie widziałem filmu - mówił w Małopolskim Ogrodzie Sztuki aktor. - Głównie walczy tu Robert Więckiewicz. Ja jestem natomiast jego cieniem. Chodzę trochę innymi drogami myślowymi niż on. Gdy on wybiera fałszywy trop, widzę to i próbuję go z niego sprowadzić. On mi nie dowierza. To metafizyczny kryminał, nie mogę więc za wiele zdradzić. Sam czekam na premierę.
Kolejne spotkanie z cyklu "Przywrócone arcydzieła" już w styczniu. Łukasz Maciejewski przypomni widzom "Wir" Henryka Jacka Schoena.
Dagmara Romanowska
SFP
Ostatnia aktualizacja: 10.12.2014
fot. DR
Nominowani do Paszportów POLITYKI
Dwa filmy ze Studia Munka w konkursie w Sundance!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024