PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Agnieszką Grochowską, o najnowszych rolach, współpracy z wybitnymi reżyserami oraz planach na przyszłość, rozmawia Marcin Zawiśliński.
Serwis Internetowy SFP: Gdybyś nie została aktorką, chciałabyś pracować w korporacji?

Agnieszka Grochowska: Marzę o tym... (śmiech). A tak poważnie, to uwielbiam to, co robię. Nigdy nie sądziłam, że będę miała aż tak ciekawe życie. Mając 16-17 lat zaczęłam myśleć o aktorstwie, które kojarzyło mi się nie tylko z wcielaniem w różne postaci, ale także z dalekimi podróżami, festiwalami, poznawaniem nowych ludzi. Innymi słowy: z intensywnym życiem. I, chyba tylko w tym sensie mój zawód i praca w korporacji pokrywają się. Mimo to, w ten drugi świat raczej bym się nie wdrożyła.


Agnieszka Grochowska i Riccardo Leonelli w filmie "Obce ciało". Fot. Kino Świat.

Jakie było twoje wyobrażenie pracy w korporacji, zanim zaczęłaś przygotowania do roli Kris w „Obcym ciele”?

AG: Standardowe, choć szczerze mówiąc nigdy nie słyszałam o kimś takim, jak grana przez mnie Kris – bezwzględna w działaniu, wyzuta z uczuć wyższych. Choć z drugiej strony, nie jest to takie niemożliwe...

… tak samo jak to, że Krzysztof Zanussi zaangażował Ciebie do „Obcego ciała”.

AG: Przeczytałam scenariusz i rzeczywiście trochę się zdziwiłam, że Pan Krzysztof wyobraził sobie w roli Kris właśnie mnie. Z drugiej strony pomyślałam sobie, że od skończenia szkoły teatralnej nie marzyłam o niczym innym, jak tylko grać różne role. Skoro taki reżyser daje mi możliwość poszybowania w rejony dotąd przeze mnie nieodkryte, to dlaczego miałabym nie spróbować.
Pomysł Krzysztofa Zanussiego polegał na tym, aby Kris – zarysowana w scenariuszu dość ostro, wręcz komiksowo-karykaturalnie – została złagodzona moją osobowością. Moim zadaniem było nie to, aby jeszcze bardziej wyostrzać, jak bardzo bezwzględną karierowiczką jest Kris, ale raczej pokazać, dlaczego tak postępuje. Dlatego osią filmu stała się jej relacja z matką.
Jeszcze przed zdjęciami spotkałam się z Ewą Krasnodębską. Rozmawiałyśmy głównie o tym, jak jeszcze bardziej wzbogacić nasze postaci. Dzięki temu do filmu dodano kilka nowych scen. W tym tę, z mojego punktu widzenia, najważniejszą.

Co to za scena?

AG: Siedzimy wspólnie przy stole. Pytam matkę, co mogłabym jeszcze dla niej zrobić. Na co ona odpowiada: „Jeszcze częściej przychodzić”.

Na co Ty z kolei odparłaś, że to niemożliwe...

AG: Ta scena ustawia nasze wzajemne relacje. Naszą zawiedzioną miłość i wzajemne żale, które wpływają na zachowanie Kris oraz decyzje, jakie podejmuje.

Krzysztof Zanussi próbuje w tym filmie złamać stereotyp, że głównie mężczyźni molestują, mobbingują kobiety. Tu jest odwrotnie, w dodatku odbywa się to nie tyle na tle seksualnym, co przede wszystkim religijnym. To było dla Ciebie najbardziej intrygujące w scenariuszu?

AG: Dla mnie o wiele istotniejszy był wątek samotności, z którą borykają się nie tylko niemal wszyscy bohaterowie „Obcego ciała”, ale także my – żyjący tu i teraz. Coraz mocniej jesteśmy atakowani przez różne dobra konsumpcyjne, a coraz mniej mówimy o tym, co czujemy, myślimy i w co wierzymy. To jest film o zapełnianiu pustki w życiu. Jedni robią to tak jak Kris, a inni tak jak Kasia (Agata Buzek), która pod wpływem iluminacji decyduje się na życie zakonne. Nie odnoszę jednak wrażenia, aby "Obce ciało" epatowało wściekłą indoktrynacją katolicką. Co więcej, podoba mi się, że w tym filmie pewne rzeczy są czarne, a inne białe. Bez żadnych odcieni szarości.

Ta „czarno-białość” to jeden z zarzutów, jaki stawia się temu filmowi.

AG: Dla mnie jest to zaleta. Od wielu lat świat opisuje się w różnych odcieniach szarości. Nie zawsze jest to jednak dobre.

Kris nie jest jednak postacią jednoznaczną. To kat i ofiara w jednym...

AG: To prawda, że nie jest jednoznacznie zła. Nawet jeżeli pluje na grób matki, a ronione przez nią łzy, są łzami wściekłości i nienawiści, to pod tym kryje się ból, rozpacz i pragnienie bycia kochanym przez najbliższych.

Aż przychodzi czas na swoiste katharsis głównej bohaterki.

AG: Scenę, w której stoję na tarasie stołecznego wieżowca wymyśliliśmy na planie w ostatniej chwili. Zastanawialiśmy się, jak zakończyć mój wątek. Pamiętam, że wtedy podeszłam do Riccardo, który jest Włochem i w obecności Pana Krzysztofa zapytałam go, czy mógłby coś zaśpiewać. Już w trakcie ujęcia zadałam mu to pytanie, a on wykonał fragment arii z opery "Turandot" ....

W ciągu kilkunastu lat pracy na planie pracowałaś z co najmniej trzema wybitnymi reżyserami: z Agnieszką Holland, Andrzejem Wajdą i Krzysztofem Zanussim.


AG:
To są trzy zupełnie różne osobowości. Wszyscy mają jednak jedną cechę wspólną: kochają swoich aktorów. Są wymagający, ale dają też dużo wolności artystycznej.
Agnieszka Holland to typ reżysera z nerwem. Jest bardzo aktywna na planie, szybko reaguje. Jest bardzo bezpośrednia w kontakcie z aktorem. Bardzo to cenię., Nie potrzebuję żadnych werbalnych zasłon dymnych (szczególnie jeśli gram w kanałach, przy minimalnej ilości światła, a tak było na planie „W ciemności”). Jest mi bardzo bliska.
Z kolei Andrzej Wajda wychodzi z założenia, że jeżeli już kogoś wybrał do roli, to od tego momentu bardzo ufa w jego umiejętności i inwencję twórczą. Często powtarza: „To Państwo najlepiej wiecie, jak grać”. I rzeczywiście dawał mi dużo swobody. Mimo to, przez długi czas i tak byłam przerażona, bo nie wiedziałam, jak mam grać. Robert Więckiewicz miał mnóstwo archiwaliów związanych z Lechem Wałęsą. Bardzo mu tego zazdrościłam. Informacji na temat Danuty Wałęsowej było jak na lekarstwo. Dopiero jej autobiograficzna książka, która ukazała się tuż przed zdjęciami, ułatwiła mi zadanie.
Natomiast Krzysztof Zanussi to filmowy dżentelmen. Zawsze w garniturze i pod krawatem, ale ja bardzo to lubię. Opowiem historię, która egzemplifikuje, jaki jest na planie. Grałyśmy razem z Weroniką Rosati scenę quasi-lesbijską. Pan Krzysztof zasugerował, żebyśmy były bardziej rozebrane. Na co ja odparłam, że zupełnie inaczej to widzę. Powiedziałam: „Absolutnie nie bielizna, tylko czarne spodnie i golf”. Pan Krzysztof posłuchał, posłuchał i skonstatował: „Skoro Pani tak uważa, to grajmy tak i zobaczymy, co z tego wyjdzie”. I wyszło dobrze. W ten sposób wyzwalał w nas bardzo dobrą energię i odwagę, które chciałabym utrzymać także w kolejnych moich filmach. Przyznam, że do tej pory brakowało mi tego.


Agnieszka Grochowska i Bartłomiej Topa w filmie "Obce niebo". Fot. Next Film.

Po kilkunastu latach przerwy, bo tyle minęło od premiery „Warszawy”, wystąpiłaś w kolejnym filmie swojego męża, Dariusza Gajewskiego. Jesteście już po zdjęciach do „Obcego nieba”. W wywiadach wspominałaś, że od początku, przez ostatnie dwa lata, obserwowałaś, jak powstawał scenariusz do niego. Jak przez ten czas ewoluowała twoja rola?

  AG: Od razu wiedziałam, że będę grała Polkę, która wraz z mężem i dzieckiem emigruje do Szwecji. W wyniku nieporozumień, różnic kulturowych oraz tego, że między małżonkami wiele rzeczy nie funkcjonuje tak jak powinno, tamtejszy urząd socjalny odbiera im dziecko. Dużo wiedziałam o całym projekcie, miałam wiele prób z Bartkiem Topą, który jest moim filmowym mężem. Wydawało mi się, ze jestem całkowicie przygotowana, a tu wchodzę na plan i wszystko dzieje się inaczej niż założyłam, toczy się jakby samo i bardzo intensywnie. To był bardzo trudny film. Emocjonalnie kosztował mnie bardzo wiele. 

Krystyna Janda opowiada, że jak zdjęcia do filmu w którym grała, realizował jej mąż, to ona czuła się bezpiecznie. Po prostu wiedziała, że wszystko pójdzie dobrze. A jak Tobie pracowało się z mężem na planie „Obcego nieba”?

AG:
Mimo, że nierzadko spędzaliśmy na planie po kilkanaście godzin dziennie, to też czułam totalny komfort. Pod względem artystycznym było to dla mnie szalenie ciekawe doświadczenie, bo mogłam emocjonalnie więcej ryzykować i eksperymentować w niektórych scenach. Darek jest bardzo cierpliwy, ma bardzo silną osobowość oraz niezwykłą odwagę w próbowaniu nowych rozwiązań.
 
W 2015 roku zobaczymy Ciebie nie tylko w „Obcym niebie”, ale także w trzech innych produkcjach międzynarodowych.

AG: W polsko-japońskiej „Personie Non Grata” Cellina Glucka gram Irinę, kochankę głównego bohatera - japońskiego dyplomaty Chiune Sugihary. Kilka lat temu Janusz Kamiński zrobił zdjęcia do „American Dream”. Z różnych powodów film wejdzie do kin dopiero w przyszłym roku. Natomiast w „Child 44” Daniela Espinozy gram co prawda małą rolę, Rosjankę-matkę jednego z zamordowanych chłopców, ale za to u boku samego Toma Hardy'ego.


Marcin Zawiśliński
SFP
Ostatnia aktualizacja:  7.12.2014
Zobacz również
fot. Kino Świat
Siła stabilnej polityki
Ale Kino! W Poznaniu już trwają Święta
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll