Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Patrykiem Vegą, reżyserem „Służb specjalnych”, w najnowszym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 10/2014) rozmawia Urszula Lipińska. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać już 10 października.
Jak udało się panu nawiązać kontakt z informatorami i namówić ich do opowiedzenia o detalach pracy służb specjalnych?
Dzięki wcześniejszym produkcjom miałem znajomości w policji. Mimo to, dotarcie do wiarygodnych informacji o pracy służb specjalnych wydawało mi się początkowo czymś niemożliwym. Wynika to z prostej przyczyny – tajemnicy państwowej, która jednak jest czymś innym dla laika, a czymś innym dla pracownika tajnych służb. Kiedy zbierałem materiały do filmu, poznałem człowieka, który pracował w dziale szyfrów za czasów PRL. Miał dostęp do największych sekretów, dostarczał ściśle tajne informacje generałowi Jaruzelskiemu. Nawet trzydzieści lat później bał się, czy w szpitalu podczas operacji – gdy podadzą mu środki znieczulające – nie wyjawi jakichś tajemnic. Poprosił syna, żeby nie odstępował go od łóżka na krok, z obawy przed tym, iż może coś powiedzieć. To wskazuje jak silny jest w tych ludziach imperatyw. Przez parę miesięcy odbijałem się od ściany i gdyby nie pewne okoliczności sprzyjające, chyba nigdy nie udałoby mi się pozyskać tak obszernej dokumentacji. Poza poszukiwaniem informacji związanych z tematyką służb specjalnych musiałem również zgłębić wiedzę z obszaru kryminalistyki, religii, wojskowości. Szczególnie z tą ostatnią kwestią czułem się niekomfortowo, bo nie służyłem w wojsku. To był dla mnie początkowo zupełnie obcy świat.
Czy próbował pan sobie odpowiedzieć na pytanie – jakie cechy charakteru musi posiadać człowiek wykonujący ten zawód?
Przede wszystkim zaskoczyło mnie, że większość tych ludzi wygląda jak everyman. W wywiadzie nie może pracować człowiek o charakterystycznym wyglądzie, wyróżniający się w jakiś sposób z tłumu, np. mierzący 198 cm wzrostu. Nie ma określonego zestawu cech sprzyjających wykonywaniu tej pracy. Mile widziane są wybitne zdolności w konkretnej dziedzinie. Oficerowie mający dostęp do informacji ściśle tajnych co roku odbywają badania psychologiczne, które potwierdzają czy wciąż nadają się do zawodu. Chodzi głównie o to, czy dochowają tajemnicy państwowej.
Przygotowania do filmu zajęły panu dwa lata. Gdzie tkwił największy kłopot w zbieraniu materiałów?
To była długa praca, której trudność sprowadzała się tak naprawdę do tego, że nie miałem jednej osoby, z którą mógłbym usiąść na kilka godzin, a ona opowiedziałaby mi całą historię. Musiałem poszczególne elementy mozolnie wyłuskiwać. Protoplaści moich bohaterów istnieją w rzeczywistości – mam na myśli postacie grane przez Olgę Bołądź, Wojtka Zielińskiego i Janusza Chabiora – natomiast w realnym świecie się nie znają. W filmie kreuję więc ich losy, ale nie jest to film historyczny. Pokazuję pewien modus operandi. Najistotniejsze dla mnie było to, co ci ludzie mają w głowach. Bardziej interesowała mnie próba odpowiedzenia sobie na pytanie: czy można zmienić naturę człowieka, czy nasz charakter jest naszym przeznaczeniem.
Dzięki wcześniejszym produkcjom miałem znajomości w policji. Mimo to, dotarcie do wiarygodnych informacji o pracy służb specjalnych wydawało mi się początkowo czymś niemożliwym. Wynika to z prostej przyczyny – tajemnicy państwowej, która jednak jest czymś innym dla laika, a czymś innym dla pracownika tajnych służb. Kiedy zbierałem materiały do filmu, poznałem człowieka, który pracował w dziale szyfrów za czasów PRL. Miał dostęp do największych sekretów, dostarczał ściśle tajne informacje generałowi Jaruzelskiemu. Nawet trzydzieści lat później bał się, czy w szpitalu podczas operacji – gdy podadzą mu środki znieczulające – nie wyjawi jakichś tajemnic. Poprosił syna, żeby nie odstępował go od łóżka na krok, z obawy przed tym, iż może coś powiedzieć. To wskazuje jak silny jest w tych ludziach imperatyw. Przez parę miesięcy odbijałem się od ściany i gdyby nie pewne okoliczności sprzyjające, chyba nigdy nie udałoby mi się pozyskać tak obszernej dokumentacji. Poza poszukiwaniem informacji związanych z tematyką służb specjalnych musiałem również zgłębić wiedzę z obszaru kryminalistyki, religii, wojskowości. Szczególnie z tą ostatnią kwestią czułem się niekomfortowo, bo nie służyłem w wojsku. To był dla mnie początkowo zupełnie obcy świat.
Czy próbował pan sobie odpowiedzieć na pytanie – jakie cechy charakteru musi posiadać człowiek wykonujący ten zawód?
Przede wszystkim zaskoczyło mnie, że większość tych ludzi wygląda jak everyman. W wywiadzie nie może pracować człowiek o charakterystycznym wyglądzie, wyróżniający się w jakiś sposób z tłumu, np. mierzący 198 cm wzrostu. Nie ma określonego zestawu cech sprzyjających wykonywaniu tej pracy. Mile widziane są wybitne zdolności w konkretnej dziedzinie. Oficerowie mający dostęp do informacji ściśle tajnych co roku odbywają badania psychologiczne, które potwierdzają czy wciąż nadają się do zawodu. Chodzi głównie o to, czy dochowają tajemnicy państwowej.
Przygotowania do filmu zajęły panu dwa lata. Gdzie tkwił największy kłopot w zbieraniu materiałów?
To była długa praca, której trudność sprowadzała się tak naprawdę do tego, że nie miałem jednej osoby, z którą mógłbym usiąść na kilka godzin, a ona opowiedziałaby mi całą historię. Musiałem poszczególne elementy mozolnie wyłuskiwać. Protoplaści moich bohaterów istnieją w rzeczywistości – mam na myśli postacie grane przez Olgę Bołądź, Wojtka Zielińskiego i Janusza Chabiora – natomiast w realnym świecie się nie znają. W filmie kreuję więc ich losy, ale nie jest to film historyczny. Pokazuję pewien modus operandi. Najistotniejsze dla mnie było to, co ci ludzie mają w głowach. Bardziej interesowała mnie próba odpowiedzenia sobie na pytanie: czy można zmienić naturę człowieka, czy nasz charakter jest naszym przeznaczeniem.
PZ
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 3.10.2014
fot. Andrzej Boldaniuk
WCOS03: Drugi dzień konferencji
Ruszyły plenery Film Spring Open
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024