Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
7. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie to nie tylko wielkie koncerty dla publiczności, warsztaty i spotkania z kompozytorami. To również okazja, żeby podyskutować - w branżowym gronie - o sytuacji muzyki filmowej w naszym kraju.
Czy dla muzyki filmowej jest miejsce w naszym przemyśle fonograficznym? Czy ma ona słuchaczy? Z jakimi trudnościami borykają się kompozytorzy, a także ci, którzy decydują się na publiczne wykonania ekranowych melodii i piosenek? Jak traktują ją sami producenci filmowi? W piątek, 26 września 2014 roku na te i wiele innych pytań odpowiedzieć próbowali goście zaproszeni przez dyrektora Festiwalu Muzyki Filmowej Roberta Piaskowskiego: kompozytorzy Maciej Zieliński i Bartek Chajdecki, dyrygent Maciej Sztor, muzykolog i redaktor naczelny PWM Daniel Cichy oraz redaktor naczelna magazynu "Presto" Kinga Wojciechowska.
Zdaniem dyskutantów muzyka filmowa w naszym kraju ciągle jest postrzegana, niesłusznie, jako uboższa krewna muzyki klasycznej, autonomicznej. Ludzie jej słuchają, coraz chętniej, ale filharmonie nadal mają obawy przed wprowadzaniem jej do swojego repertuaru - jakoby była za mało "nobliwa", za bardzo "komercyjna". Nieco po macoszemu traktuje ją też krytyka. A wydawcy? - Pamiętam sytuację z lat 90.: gdy przedstawiciele firm płytowych słyszeli termin "polska muzyka filmowa", szukali drogi ucieczki - mówił w Krakowie Maciej Zieliński, kompozytor muzyki do "Fotografa", "Nie kłam kochanie" czy "Dlaczego nie!". - Jakość tych produkcji często była niska. W ostatnich latach jednak jakość tych kompozycji na pewno się poprawiła.
W dyskusji nie zapomniano o zmianach samego rynku fonograficznego. - Sam nośnik fizyczny powoli odchodzi do lamusa. Wypierają go serwisy streamingowe - komentował Zieliński. - Producent filmowy, który często posiada prawa do płyty, nie decyduje się na to, by ją wydać - najczęściej postrzega muzykę jako dodatkowy materiał promocyjny dla swojego filmu. Gdy kompozytor zachowuje prawa, może sam działać. To najlepsze rozwiązanie.
- Zawsze zachowuję prawa, ale to też nie takie łatwe. Serwisy streamingowe nie zwracają nawet frakcji wydatków ponoszonych w związku z dostosowaniem do nich kompozycji - skontrował Bartek Chajdecki ("Chce się żyć", "Bogowie", "Powstanie Warszawskie" - wersja Władysława Pasikowskiego, "Misja Afganistan"). - Muzyka filmowa i tak jest w niezłej sytuacji. Nie musi zwrócić się sama z siebie, zarabia razem z filmem. Samemu wydawcę jest znaleźć trudno.
- Rzeczywiście, koszty zgrania fonograficznego nie są małe, ale można je ograniczyć. Są sposoby - odpowiadał Zieliński. - Trudno znaleźć wytwórnię, która chciałaby je wziąć na siebie, ale z autopsji mogę powiedzieć, że to się zdarza. Zainteresowanie zależy od nośności samego filmu, wykonawców. Na ostateczną decyzję studia składa się wiele elementów.
- To znak naszych czasów - dziś sprawy muzyczne omawia się z działami marketingu. Muzykę filmową traktuje się trochę jako deficytowy gadżet - zwracał uwagę Chajdecki.
Fot. Wojciech Wandzel, www.wandzelphoto.com
Zaistnienie muzyki filmowej poza salami kinowymi i płytami również wiąże się z wyzwaniami. Często to rozbudowane kompozycje, na wiele instrumentów, dużą orkiestrę - mówił w Krakowie dyrygent Maciej Sztor. Sam Robert Piaskowski przypomniał o trudnościach związanych z pozyskiwaniem licencji na wykonania, a nawet ze zdobyciem nut. - Duże wytwórnie, może poza Disneyem, nie widzą jeszcze potencjału promocyjnego w tego typu eventach, koncertach. Nie przygotowują nut, nie prowadzą archiwum - mówił dyrektor FMF. Zdradził jednak, że już - we współpracy z Krakowską Komisją Filmową - zachęca producentów do zabezpieczania kopii filmu bez muzyki - pod przyszłe wykonania symultaniczne, z muzyką na żywo.
Chajdecki z kolei przypomniał, że wersje koncertowe muszą się także trochę różnić od tego, co słyszymy w kinie czy telewizji. - Proponuje się słuchaczom coś ciekawszego - mówił. - Muzyka użyta w filmie niekoniecznie sprawdzi się na koncercie, potrzebuje innego napięcia. Same koncerty są bardzo drogie i trzeba je jakoś sprzedać. Marka filmu może pomóc, ale to jeszcze nie wszystko. Słuchacz musi wyjść z występu zadowolony. Jeżeli, oszczędzając koszty, zaczniemy ograniczać skład orkiestry, możemy "wylać dziecko z kąpielą". Koncerty filmowe dopiero się rozwijają, wkraczają na rynek. Muszą być komercyjnie odpowiednio oprawione, żebyśmy pokazali ludziom, że to fajne.
- Muzyka filmowa powstaje w dość krótkim czasie - uzupełniał dyskusję Maciej Zieliński. - Najczęściej to bardzo intensywny miesiąc, wypełniony spotkaniami z reżyserem i producentem. Pod koniec przygotowuje się materiały nutowe dla orkiestry, potem jest zgranie, finalne zamknięcie dźwięku w filmie i.. kolejny projekt. Nie ma czasu, by powracać do zrobionych już rzeczy - by przygotowywać je pod kątem wydawnictw i koncertów, nawet jeżeli to ciekawe projekty.
Fot. Wojciech Wandzel, www.wandzelphoto.com
- Kompozytor muzyki filmowej działa na zamówienie - zgodził się Chajdecki. - Nie ma czasu na bardziej hobbystyczne przygotowania nut, realizację projektów życzeniowych "mam fajny pomysł, ale…". Ludzie głosują pieniędzmi, a nie liczbą odtworzeni na YouTube. Inwestorów nie interesuje to, ile razy dana kompozycja została odtworzona w internecie, ale to ile osób za nią zapłaci. Tak wygląda rzeczywistość. Nie chodzi o pieniądze dla kompozytora. Trzeba zainwestować w całą produkcję, oprawę, przygotowanie.
Pomimo wielu gorzkich uwag, paneliści nie stracili jednak nadziei, przeciwnie. Pozytywny odbiór Festiwalu Muzyki Filmowej to tylko jeden z przykładów pozytywnych zmian. Dobre wzorce przychodzą ze świata. Pojawiają się młodzi kompozytorzy, którzy wnoszą zupełnie inne, bardziej globalne myślenie. - To rozwojowy rynek - stwierdził Robert Piaskowski. - Może musimy uzmysławiać branży, jak duży kryje się w nim potencjał, że warto też na nim zarabiać. Musimy dotrzeć do świadomości nie tylko przemysłu, ale i reżyserów oraz producentów.
Producentów filmowych na razie na panelu w Krakowie zabrakło. Może za rok dołączą do rozmowy? Powinni. "Muzyka ma ogromny wpływ na sukces filmu" - zauważyli pod koniec rozmowy dyskutanci w Krakowie. Trudno się z nimi nie zgodzić.
Zdaniem dyskutantów muzyka filmowa w naszym kraju ciągle jest postrzegana, niesłusznie, jako uboższa krewna muzyki klasycznej, autonomicznej. Ludzie jej słuchają, coraz chętniej, ale filharmonie nadal mają obawy przed wprowadzaniem jej do swojego repertuaru - jakoby była za mało "nobliwa", za bardzo "komercyjna". Nieco po macoszemu traktuje ją też krytyka. A wydawcy? - Pamiętam sytuację z lat 90.: gdy przedstawiciele firm płytowych słyszeli termin "polska muzyka filmowa", szukali drogi ucieczki - mówił w Krakowie Maciej Zieliński, kompozytor muzyki do "Fotografa", "Nie kłam kochanie" czy "Dlaczego nie!". - Jakość tych produkcji często była niska. W ostatnich latach jednak jakość tych kompozycji na pewno się poprawiła.
W dyskusji nie zapomniano o zmianach samego rynku fonograficznego. - Sam nośnik fizyczny powoli odchodzi do lamusa. Wypierają go serwisy streamingowe - komentował Zieliński. - Producent filmowy, który często posiada prawa do płyty, nie decyduje się na to, by ją wydać - najczęściej postrzega muzykę jako dodatkowy materiał promocyjny dla swojego filmu. Gdy kompozytor zachowuje prawa, może sam działać. To najlepsze rozwiązanie.
- Zawsze zachowuję prawa, ale to też nie takie łatwe. Serwisy streamingowe nie zwracają nawet frakcji wydatków ponoszonych w związku z dostosowaniem do nich kompozycji - skontrował Bartek Chajdecki ("Chce się żyć", "Bogowie", "Powstanie Warszawskie" - wersja Władysława Pasikowskiego, "Misja Afganistan"). - Muzyka filmowa i tak jest w niezłej sytuacji. Nie musi zwrócić się sama z siebie, zarabia razem z filmem. Samemu wydawcę jest znaleźć trudno.
- Rzeczywiście, koszty zgrania fonograficznego nie są małe, ale można je ograniczyć. Są sposoby - odpowiadał Zieliński. - Trudno znaleźć wytwórnię, która chciałaby je wziąć na siebie, ale z autopsji mogę powiedzieć, że to się zdarza. Zainteresowanie zależy od nośności samego filmu, wykonawców. Na ostateczną decyzję studia składa się wiele elementów.
- To znak naszych czasów - dziś sprawy muzyczne omawia się z działami marketingu. Muzykę filmową traktuje się trochę jako deficytowy gadżet - zwracał uwagę Chajdecki.
Zaistnienie muzyki filmowej poza salami kinowymi i płytami również wiąże się z wyzwaniami. Często to rozbudowane kompozycje, na wiele instrumentów, dużą orkiestrę - mówił w Krakowie dyrygent Maciej Sztor. Sam Robert Piaskowski przypomniał o trudnościach związanych z pozyskiwaniem licencji na wykonania, a nawet ze zdobyciem nut. - Duże wytwórnie, może poza Disneyem, nie widzą jeszcze potencjału promocyjnego w tego typu eventach, koncertach. Nie przygotowują nut, nie prowadzą archiwum - mówił dyrektor FMF. Zdradził jednak, że już - we współpracy z Krakowską Komisją Filmową - zachęca producentów do zabezpieczania kopii filmu bez muzyki - pod przyszłe wykonania symultaniczne, z muzyką na żywo.
Chajdecki z kolei przypomniał, że wersje koncertowe muszą się także trochę różnić od tego, co słyszymy w kinie czy telewizji. - Proponuje się słuchaczom coś ciekawszego - mówił. - Muzyka użyta w filmie niekoniecznie sprawdzi się na koncercie, potrzebuje innego napięcia. Same koncerty są bardzo drogie i trzeba je jakoś sprzedać. Marka filmu może pomóc, ale to jeszcze nie wszystko. Słuchacz musi wyjść z występu zadowolony. Jeżeli, oszczędzając koszty, zaczniemy ograniczać skład orkiestry, możemy "wylać dziecko z kąpielą". Koncerty filmowe dopiero się rozwijają, wkraczają na rynek. Muszą być komercyjnie odpowiednio oprawione, żebyśmy pokazali ludziom, że to fajne.
- Muzyka filmowa powstaje w dość krótkim czasie - uzupełniał dyskusję Maciej Zieliński. - Najczęściej to bardzo intensywny miesiąc, wypełniony spotkaniami z reżyserem i producentem. Pod koniec przygotowuje się materiały nutowe dla orkiestry, potem jest zgranie, finalne zamknięcie dźwięku w filmie i.. kolejny projekt. Nie ma czasu, by powracać do zrobionych już rzeczy - by przygotowywać je pod kątem wydawnictw i koncertów, nawet jeżeli to ciekawe projekty.
- Kompozytor muzyki filmowej działa na zamówienie - zgodził się Chajdecki. - Nie ma czasu na bardziej hobbystyczne przygotowania nut, realizację projektów życzeniowych "mam fajny pomysł, ale…". Ludzie głosują pieniędzmi, a nie liczbą odtworzeni na YouTube. Inwestorów nie interesuje to, ile razy dana kompozycja została odtworzona w internecie, ale to ile osób za nią zapłaci. Tak wygląda rzeczywistość. Nie chodzi o pieniądze dla kompozytora. Trzeba zainwestować w całą produkcję, oprawę, przygotowanie.
Pomimo wielu gorzkich uwag, paneliści nie stracili jednak nadziei, przeciwnie. Pozytywny odbiór Festiwalu Muzyki Filmowej to tylko jeden z przykładów pozytywnych zmian. Dobre wzorce przychodzą ze świata. Pojawiają się młodzi kompozytorzy, którzy wnoszą zupełnie inne, bardziej globalne myślenie. - To rozwojowy rynek - stwierdził Robert Piaskowski. - Może musimy uzmysławiać branży, jak duży kryje się w nim potencjał, że warto też na nim zarabiać. Musimy dotrzeć do świadomości nie tylko przemysłu, ale i reżyserów oraz producentów.
Producentów filmowych na razie na panelu w Krakowie zabrakło. Może za rok dołączą do rozmowy? Powinni. "Muzyka ma ogromny wpływ na sukces filmu" - zauważyli pod koniec rozmowy dyskutanci w Krakowie. Trudno się z nimi nie zgodzić.
Dagmara Romanowska
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja: 27.09.2014
fot. Fot. Wojciech Wandzel www.wandzelphoto.com
"Powstanie Warszawskie", wersja Pasikowskiego. Rusza kampania
Wielki Test o Polskim Filmie 2014
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025