Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu Andrzeja Bukowieckiego „Swoich nie znacie”, który ukaże się na łamach nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 8/2014) już 10 sierpnia, jest Waldemar Prokopowicz, jeden z najbardziej zasłużonych II reżyserów, pracujący przy realizacji wielu filmów Andrzeja Barańskiego, Wojciecha Jerzego Hasa, Jerzego Hoffmana czy Wojtka Smarzowskiego. Oto fragment tego tekstu.
Waldemar Prokopowicz jest jak z piosenki Kabaretu Starszych Panów: „już szron na głowie” (rocznik 1944), „już nie to zdrowie” (wyczerpującą pracę, w którą zawsze bardzo się angażował, przypłacił dwoma zawałami), „a w sercu” – sądząc po pogodzie ducha – „ciągle maj”.
W 1968 roku magister ekonomii Waldemar Prokopowicz, będąc słuchaczem podyplomowego Studium Organizacji Produkcji Filmowej w PWSTiF w Łodzi, trafił na plan „Sąsiadów” (1969) Aleksandra Ścibora-Rylskiego, gdzie odbywał praktyki. Pełnił funkcję asystenta kierownika produkcji. „Miałem niewdzięczne zadanie wydawania aktorom i ekipie posiłków. Nigdy nie wiedziałem dokładnie, kto danego dnia zje obiad w bazie, a kto na planie, przez co zdarzało mi się dowieźć na plan za mało porcji obiadów. Łatwo sobie wyobrazić, jak reagowali na to ci, dla których zabrakło jedzenia” – wspomina ze śmiechem.
Ogólnie jednak z obowiązków wywiązał się tak dobrze, że wkrótce po ukończeniu Studium (1969) czekała na niego praca w Zjednoczonych Zespołach Realizatorów Filmowych, w których po stażu przechodziło się na etat i otrzymywało tzw. gotowość. Było to comiesięczne wynagrodzenie pozwalające na przeżycie, nawet jeśli nie było się oddelegowanym przez kierownictwo – na podstawie posiadanych przez nie informacji o dorobku i umiejętnościach pracownika – do realizacji konkretnego filmu.
W życiu zawodowym Prokopowicza okresów na jałowym biegu było niewiele. Zaczynał, tak jak na praktykach, od asystowania kierownikowi produkcji. „Po czterech filmach, m.in. „Legendzie” [1970] Sylwestra Chęcińskiego i „Ablu twoim bracie” [1970] Janusza Nasfetera, doszedłem do wniosku, że nie będzie ze mnie kierownika produkcji. Robiłem wszystko, żeby przejść do pionu realizatorskiego. W „Motodramie” [1971] Andrzeja Konica i „Trądzie” [1971] Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego byłem już asystentem reżysera. Ale wtedy powiedziano mi w Zespołach, że w produkcji brakuje ludzi tak zaangażowanych w pracę jak ja, więc albo tam wracam, albo, jeśli chcę zostać przy realizacji, idę do „Potopu” [1973-1974] Jerzego Hoffmana. Do tej superprodukcji nikt się nie garnął, bo wymagała ogromnego wysiłku i wyrzeczeń za stosunkowo skromne pieniądze. Jednak wybrałem Potop, i nie żałuję, bo była to świetna praktyczna szkoła roboty filmowej. Ukończyłem ją w stopniu II reżysera bez kategorii, choć faktycznie II reżyserem byłem od początku zdjęć, inscenizując drugi plan” – opowiada Prokopowicz.
W 1968 roku magister ekonomii Waldemar Prokopowicz, będąc słuchaczem podyplomowego Studium Organizacji Produkcji Filmowej w PWSTiF w Łodzi, trafił na plan „Sąsiadów” (1969) Aleksandra Ścibora-Rylskiego, gdzie odbywał praktyki. Pełnił funkcję asystenta kierownika produkcji. „Miałem niewdzięczne zadanie wydawania aktorom i ekipie posiłków. Nigdy nie wiedziałem dokładnie, kto danego dnia zje obiad w bazie, a kto na planie, przez co zdarzało mi się dowieźć na plan za mało porcji obiadów. Łatwo sobie wyobrazić, jak reagowali na to ci, dla których zabrakło jedzenia” – wspomina ze śmiechem.
W życiu zawodowym Prokopowicza okresów na jałowym biegu było niewiele. Zaczynał, tak jak na praktykach, od asystowania kierownikowi produkcji. „Po czterech filmach, m.in. „Legendzie” [1970] Sylwestra Chęcińskiego i „Ablu twoim bracie” [1970] Janusza Nasfetera, doszedłem do wniosku, że nie będzie ze mnie kierownika produkcji. Robiłem wszystko, żeby przejść do pionu realizatorskiego. W „Motodramie” [1971] Andrzeja Konica i „Trądzie” [1971] Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego byłem już asystentem reżysera. Ale wtedy powiedziano mi w Zespołach, że w produkcji brakuje ludzi tak zaangażowanych w pracę jak ja, więc albo tam wracam, albo, jeśli chcę zostać przy realizacji, idę do „Potopu” [1973-1974] Jerzego Hoffmana. Do tej superprodukcji nikt się nie garnął, bo wymagała ogromnego wysiłku i wyrzeczeń za stosunkowo skromne pieniądze. Jednak wybrałem Potop, i nie żałuję, bo była to świetna praktyczna szkoła roboty filmowej. Ukończyłem ją w stopniu II reżysera bez kategorii, choć faktycznie II reżyserem byłem od początku zdjęć, inscenizując drugi plan” – opowiada Prokopowicz.
PZ
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja: 22.02.2018
fot. Andrzej Bukowiecki
TVP Historia współorganizuje festiwal w Zamościu
Polacy na Animatorze. Światy z kreski i przedmiotów
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024