Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu Jerzego Armaty „Moja (filmowa) muzyka” jest Krzysztof Komeda. Oto fragment tekstu, który ukaże się w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 7/2014) już 10 lipca.
Mimo że od tragicznej śmierci Krzysztofa Komedy minęło już 45 lat, wciąż powstają filmy poświęcone jego postaci, a także wykorzystujące jego muzykę.
Jak choćby znakomity dokument Nataszy Ziółkowskiej-Kurczuk „Komeda, Komeda…” (2012), którego animowany fragment, przepięknie obrazujący słynną kołysankę z „Rosemary’s Baby” Romana Polańskiego – wyreżyserowany przez Piotra Dumałę – krąży także po festiwalach i przeglądach jako samodzielny film (jego współproducentem jest Estrada Poznańska, współorganizator prestiżowego festiwalu Animator). Wcześniej dokumenty poświęcone artyście zrealizowali: Krzysztof Riege ("Komeda", 1974), Robert Kaczmarek i Mariusz Kalinowski ("Czas Komedy", 1994), Krzysztof Bukowski ("Wybrańcy Bogów umierają młodo", 1999), Ewa i Teodor Ratkowscy („Krzysztof Komeda – zaduszki jazzowe”, 2004), Grażyna Banaszkiewicz ("Dekalog Komedy", 2009) oraz Claudia Buthenhoff-Duffy („Komeda. Muzyczne ścieżki życia”, 2009, koprodukcja polsko-niemiecka).
Krzysztof Komeda, a właściwie Krzysztof Trzciński, zaczął naukę gry na fortepianie już w wieku lat czterech, kiedy miał osiem, dostał się do… poznańskiego konserwatorium. Wybuch wojny uniemożliwił jednak naukę, przynajmniej na uczelni. Ponoć w czasie jednej z dziecięcych zabaw w wojnę napisał na murze „komęda”, określając w ten sposób miejsce swej podwórkowej rezydencji. Po skończeniu średniej szkoły muzycznej wybrał… studia medyczne (specjalność: laryngologia). Muzyki jednak nie porzucił. Tym bardziej że Witold Kujawski, coraz bardziej znany basista, niegdysiejszy kolega ze szkoły muzycznej w Ostrowie Wielkopolskim, namówił go na wyjazd do Krakowa, gdzie w Piwnicy pod Baranami, a także w mieszkaniach prywatnych zakazana muzyka, jaką był jazz, rozwijała się znakomicie. No i się zaczęło. Żywiołowe jam sessions w mieszkaniu Kujawskiego czy Andrzeja Trzaskowskiego, pierwsze piwniczne koncerty. Trochę dla szpanu, ale przede wszystkim po to, by nieco ukryć swe jazzowe fascynacje przed przełożonymi i współpracownikami medycznego środowiska, pianista zaczął posługiwać się pseudonimem Komeda.
Jak choćby znakomity dokument Nataszy Ziółkowskiej-Kurczuk „Komeda, Komeda…” (2012), którego animowany fragment, przepięknie obrazujący słynną kołysankę z „Rosemary’s Baby” Romana Polańskiego – wyreżyserowany przez Piotra Dumałę – krąży także po festiwalach i przeglądach jako samodzielny film (jego współproducentem jest Estrada Poznańska, współorganizator prestiżowego festiwalu Animator). Wcześniej dokumenty poświęcone artyście zrealizowali: Krzysztof Riege ("Komeda", 1974), Robert Kaczmarek i Mariusz Kalinowski ("Czas Komedy", 1994), Krzysztof Bukowski ("Wybrańcy Bogów umierają młodo", 1999), Ewa i Teodor Ratkowscy („Krzysztof Komeda – zaduszki jazzowe”, 2004), Grażyna Banaszkiewicz ("Dekalog Komedy", 2009) oraz Claudia Buthenhoff-Duffy („Komeda. Muzyczne ścieżki życia”, 2009, koprodukcja polsko-niemiecka).
Krzysztof Komeda, a właściwie Krzysztof Trzciński, zaczął naukę gry na fortepianie już w wieku lat czterech, kiedy miał osiem, dostał się do… poznańskiego konserwatorium. Wybuch wojny uniemożliwił jednak naukę, przynajmniej na uczelni. Ponoć w czasie jednej z dziecięcych zabaw w wojnę napisał na murze „komęda”, określając w ten sposób miejsce swej podwórkowej rezydencji. Po skończeniu średniej szkoły muzycznej wybrał… studia medyczne (specjalność: laryngologia). Muzyki jednak nie porzucił. Tym bardziej że Witold Kujawski, coraz bardziej znany basista, niegdysiejszy kolega ze szkoły muzycznej w Ostrowie Wielkopolskim, namówił go na wyjazd do Krakowa, gdzie w Piwnicy pod Baranami, a także w mieszkaniach prywatnych zakazana muzyka, jaką był jazz, rozwijała się znakomicie. No i się zaczęło. Żywiołowe jam sessions w mieszkaniu Kujawskiego czy Andrzeja Trzaskowskiego, pierwsze piwniczne koncerty. Trochę dla szpanu, ale przede wszystkim po to, by nieco ukryć swe jazzowe fascynacje przed przełożonymi i współpracownikami medycznego środowiska, pianista zaczął posługiwać się pseudonimem Komeda.
PZ
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 20.06.2014
fot. Wonders In The Dark
Aktorzy w Koszalinie
Konferencja Kreatywnej Europy. Zadbać o zaufanie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024