Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
- Cenzura miała duży problem z tym filmem. To zupełnie inny film, niż ten, który chcieliśmy zrobić. Wycięto jedną trzecią scen, które stanowiły o jego sensie - mówiła o "Pięć i pół bladego Józka" w Małopolskim Ogrodzie Sztuki Anna Dymna, gość Łukasza Maciejewskiego.
To już ostatnie przedwakacyjne spotkanie dziennikarza w ramach cyklu rozmów z ludźmi polskiego kina. Dyskusji zawsze towarzyszą filmy. Anna Dymna sama wybrała "Pięć i pół bladego Józka", którego nigdy wcześniej nie miała okazji oglądać, poza kilkoma fragmentami.
Cenzura przekreśliła jakiekolwiek życie tego obrazu, ballady o zbuntowanej małomiasteczkowej młodzieży, harleyowcach, widzianych oczami dziennikarza z Warszawy. Urzędnicy narzucili zmiany. Gdy reżyser Henryk Kluba nie zgodził się na jeszcze bardziej drastyczne cięcia - produkcja trafiła na półkę. Co gorsza, nie jest już możliwe przywrócenie jej oryginalnego kształtu. - Ktoś spalił taśmy-matki - z pewnym żalem aktorka odpowiedziała na pytanie dziennikarza.
- Gang motorowy miał melinę w piwnicy. Tam odbywały się fantastyczne happeningi i toczyły ważne dyskusje o wolności, o rzeczach i sprawach, o których w Polsce rozmawiać nie było wolno - o różnicach pomiędzy tym, co dziś możemy oglądać, a oryginalnym zamysłem i pracą na planie opowiadała Dymna. - Moja postać miała być przedszkolanką, miała piękne sceny z dziećmi, ale i tu widać coś nie pasowało. Może bajka o pewnym smoku, który wydawał się okropny, a był, tak naprawdę, dobry? Bardzo dużo mówiło się o miłości, o tym, do czego człowiek jest zdolny, co powinien robić, czego nie… Dlatego cenzura przyskrzyniła ten film. Nie mogła tego wszystkiego przełknąć. Miała duży problem z tym filmem.
Z obrazu zniknęły też i inne sceny, np. pojedynku bokserskiego aktorki. - Trenowałam do niej przez miesiąc - śmiała się Dymna.
Anna Dymna i Łukasz Maciejewski, fot. D. Romanowska
"Pięć i pół bladego Józka" był jej drugim filmem w karierze kinowej. Wcześniej zagrała jedynie u Wandy Jakubowskiej w "150 na godzinę". - Potem posypały się kolejne projekty. Przez tę pracę musiałam powtarzać rok - powiedziała Dymna. Była wtedy studentką drugiego roku PWST. Tam też znalazł ją Henryk Kluba i… Wiesław Dymny, scenarzysty dramatu.
- Ekipa przyszła do szkoły i spotkała się ze studentkami pierwszego i drugiego roku - wspominała aktorka. - Początkowo Katarzyna miała być wampem i wyglądało na to, że zagra ją Marzenka Trybała. Idealnie pasowała do tego typu postaci. Pojawiła się jednak inna koncepcja postaci - bardziej delikatna. Nigdy nie dowiedziałam się czy to był pomysł Kluby czy Wiesia. Nie zapytałam go.
- Cenzura miała duży problem z tym filmem. To zupełnie inny film, niż ten, który chcieliśmy zrobić. Wycięto jedną trzecią scen, które stanowiły o jego sensie - mówiła o "Pięć i pół bladego Józka" w Małopolskim Ogrodzie Sztuki Anna Dymna, gość Łukasza Maciejewskiego. Produkcja jest aktorce szczególnie bliska nie tylko ze względów zawodowych. - Tu się nasza miłość zaczęła, chociaż po raz pierwszy zobaczyłam Wiesia wcześniej, w klubie Pod Jaszczurami. Później wpadł na plan "150 na godzinę" - opowiadała aktorka. Z gośćmi spotkania chętnie dzieliła się wspomnieniami o partnerze, który wpłynął na całe jej życie. - To był dziki, wolny ptak. Nie wiem, jak on żył w tym świecie. Malował, pisał - zapisywał tysiące kartek. Rzeźbił, robił mi buty, torebkę, futro. Tylko rękawy miałam sama wszyć - opowiadała Dymna. - Pisał niezwykle piękne dialogi. Tworzył przypowieści o człowieku, wbrew tamtejszemu światu, socrealizmowi. "Pięć i pół bladego Józka" to przecież przypowieść o młodych ludziach w zniewolonym kraju. Czują, pragną, ale nic im nie wolno.
Goście spotkania zainteresowani byli również przyjaźnią Anny Dymnej z Władysławem Hańczą i Wacławem Kowalskim. - Duży dziadek i mały dziadek - śmiała się aktorka. Przytoczyła wiele anegdot - o słynnym krześle Hańczy z jego nazwiskiem, jego słowa o tym, że aktor musi mieć "dobre warunki do czekania, zapewnione jedzenie i picie". Z uśmiechem wspominała jak aktorzy zasypywali ją prezentami, "rywalizując" między sobą. - Od starszych aktorów dowiedziałam się mnóstwa rzeczy. Tylko dzięki nim nie popełniłam wielu błędów. Kochali mnie, a ja kochałam ich - dodawała poważniejszym tonem.
Anna Dymna ma mnóstwo zajęć: otwiera kolejne Salony Poezji, właśnie została matką chrzestną sztandaru 2. Korpusu Zmechanizowanego im. Generała Broni Władysława Andersa, teraz pomoże w promocji książki "Dymna" pióra Elżbiety Baniewicz. Poza tym jest w wirze prac związanych z kolejną edycją Festiwalu Zaczarowanej Piosenki (7 czerwca), którego organizatorem jest jej fundacja - Mimo Wszystko. W zabieganiu znajdzie jednak czas na powrót do kina. Janusz Majewski zaprosił ją na plan filmu "Ekscentrycy" według powieści Włodzimierza Kowalewskiego pod tym samym tytułem. Dymną zobaczymy w dość nietypowej dla niej roli. Na premierę musimy jednak jeszcze poczekać.
Kolejne spotkania Łukasza Maciejewskiego z ludźmi polskiego kina po wakacjach.
Cenzura przekreśliła jakiekolwiek życie tego obrazu, ballady o zbuntowanej małomiasteczkowej młodzieży, harleyowcach, widzianych oczami dziennikarza z Warszawy. Urzędnicy narzucili zmiany. Gdy reżyser Henryk Kluba nie zgodził się na jeszcze bardziej drastyczne cięcia - produkcja trafiła na półkę. Co gorsza, nie jest już możliwe przywrócenie jej oryginalnego kształtu. - Ktoś spalił taśmy-matki - z pewnym żalem aktorka odpowiedziała na pytanie dziennikarza.
- Gang motorowy miał melinę w piwnicy. Tam odbywały się fantastyczne happeningi i toczyły ważne dyskusje o wolności, o rzeczach i sprawach, o których w Polsce rozmawiać nie było wolno - o różnicach pomiędzy tym, co dziś możemy oglądać, a oryginalnym zamysłem i pracą na planie opowiadała Dymna. - Moja postać miała być przedszkolanką, miała piękne sceny z dziećmi, ale i tu widać coś nie pasowało. Może bajka o pewnym smoku, który wydawał się okropny, a był, tak naprawdę, dobry? Bardzo dużo mówiło się o miłości, o tym, do czego człowiek jest zdolny, co powinien robić, czego nie… Dlatego cenzura przyskrzyniła ten film. Nie mogła tego wszystkiego przełknąć. Miała duży problem z tym filmem.
Z obrazu zniknęły też i inne sceny, np. pojedynku bokserskiego aktorki. - Trenowałam do niej przez miesiąc - śmiała się Dymna.
Anna Dymna i Łukasz Maciejewski, fot. D. Romanowska
"Pięć i pół bladego Józka" był jej drugim filmem w karierze kinowej. Wcześniej zagrała jedynie u Wandy Jakubowskiej w "150 na godzinę". - Potem posypały się kolejne projekty. Przez tę pracę musiałam powtarzać rok - powiedziała Dymna. Była wtedy studentką drugiego roku PWST. Tam też znalazł ją Henryk Kluba i… Wiesław Dymny, scenarzysty dramatu.
- Ekipa przyszła do szkoły i spotkała się ze studentkami pierwszego i drugiego roku - wspominała aktorka. - Początkowo Katarzyna miała być wampem i wyglądało na to, że zagra ją Marzenka Trybała. Idealnie pasowała do tego typu postaci. Pojawiła się jednak inna koncepcja postaci - bardziej delikatna. Nigdy nie dowiedziałam się czy to był pomysł Kluby czy Wiesia. Nie zapytałam go.
- Cenzura miała duży problem z tym filmem. To zupełnie inny film, niż ten, który chcieliśmy zrobić. Wycięto jedną trzecią scen, które stanowiły o jego sensie - mówiła o "Pięć i pół bladego Józka" w Małopolskim Ogrodzie Sztuki Anna Dymna, gość Łukasza Maciejewskiego. Produkcja jest aktorce szczególnie bliska nie tylko ze względów zawodowych. - Tu się nasza miłość zaczęła, chociaż po raz pierwszy zobaczyłam Wiesia wcześniej, w klubie Pod Jaszczurami. Później wpadł na plan "150 na godzinę" - opowiadała aktorka. Z gośćmi spotkania chętnie dzieliła się wspomnieniami o partnerze, który wpłynął na całe jej życie. - To był dziki, wolny ptak. Nie wiem, jak on żył w tym świecie. Malował, pisał - zapisywał tysiące kartek. Rzeźbił, robił mi buty, torebkę, futro. Tylko rękawy miałam sama wszyć - opowiadała Dymna. - Pisał niezwykle piękne dialogi. Tworzył przypowieści o człowieku, wbrew tamtejszemu światu, socrealizmowi. "Pięć i pół bladego Józka" to przecież przypowieść o młodych ludziach w zniewolonym kraju. Czują, pragną, ale nic im nie wolno.
Goście spotkania zainteresowani byli również przyjaźnią Anny Dymnej z Władysławem Hańczą i Wacławem Kowalskim. - Duży dziadek i mały dziadek - śmiała się aktorka. Przytoczyła wiele anegdot - o słynnym krześle Hańczy z jego nazwiskiem, jego słowa o tym, że aktor musi mieć "dobre warunki do czekania, zapewnione jedzenie i picie". Z uśmiechem wspominała jak aktorzy zasypywali ją prezentami, "rywalizując" między sobą. - Od starszych aktorów dowiedziałam się mnóstwa rzeczy. Tylko dzięki nim nie popełniłam wielu błędów. Kochali mnie, a ja kochałam ich - dodawała poważniejszym tonem.
Anna Dymna ma mnóstwo zajęć: otwiera kolejne Salony Poezji, właśnie została matką chrzestną sztandaru 2. Korpusu Zmechanizowanego im. Generała Broni Władysława Andersa, teraz pomoże w promocji książki "Dymna" pióra Elżbiety Baniewicz. Poza tym jest w wirze prac związanych z kolejną edycją Festiwalu Zaczarowanej Piosenki (7 czerwca), którego organizatorem jest jej fundacja - Mimo Wszystko. W zabieganiu znajdzie jednak czas na powrót do kina. Janusz Majewski zaprosił ją na plan filmu "Ekscentrycy" według powieści Włodzimierza Kowalewskiego pod tym samym tytułem. Dymną zobaczymy w dość nietypowej dla niej roli. Na premierę musimy jednak jeszcze poczekać.
Kolejne spotkania Łukasza Maciejewskiego z ludźmi polskiego kina po wakacjach.
Dagmara Romanowska
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja: 24.05.2014
fot. materiały Ale Kino+
Kto poprowadzi "Szczerość za szczerość"?
"Wałęsa. Człowiek z nadziei" w Iranie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025