Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Janem Komasą o wyjątkowym dokumencie „Powstanie Warszawskie” rozmawia – w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 5/2014) – Łukasz Maciejewski. Pełny zapis rozmowy można przeczytać na łamach miesięcznika, wydawanego przez Stowarzyszenia Filmowców Polskich, już 10 maja.
Zanim jesienią do kin wejdzie "Miasto 44", w maju czeka nas premiera „Powstania Warszawskiego”.
"Powstanie Warszawskie" jest projektem, który przeszedł wiele metamorfoz. Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, oraz Piotr Śliwowski, szef pionu historycznego muzeum, po obejrzeniu „Sali samobójców” zwrócili się do mnie z propozycją współpracy. Okazało się, że byli w posiadaniu niesamowitej ilości materiałów dokumentalnych z czasów powstania warszawskiego. Te filmy przeszły skomplikowaną drogę, ale na szczęście nie zostały zniszczone. W końcu znalazły się w Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, gdzie przez lata za opłatą można było kopiować ich niewielkie fragmenty w słabej jakości technicznej. Ołdakowskiemu i Śliwowskiemu udało się wydobyć z wytwórni cały materiał, a kiedy zeskanowali filmy na najlepszych laserowych maszynach ukazała się im nieprawdopodobna rzeczywistość powstańcza, uchwycona w całej złożoności.
Podczas powstania filmy kręcili operatorzy należący do struktur Polskiego Państwa Podziemnego
.
Chodziło o zrobienie kronik filmowych, dokumentację. Wśród operatorów byli znakomici przedwojenni filmowcy, jak choćby Antoni Bohdziewicz. Dzięki ich zaangażowaniu powstał unikalny na skalę światową, wstrząsająco piękny zapis dokumentalny tego okresu. Oglądając po raz pierwszy materiał liczący w sumie pięć i pół godziny, miałem poczucie obcowania z prawdą odkrywaną na nowo, jakbym obserwował dokumenty Kazimierza Karabasza. Siła detalu, ujęcia rejestrowane przypadkowo, rzeczywiste reakcje.
Najpierw materiały zostały pokolorowane, następnie Ołdakowski i Śliwowski uznali, że skoro Muzeum Powstania jest w posiadaniu dokumentów stanowiących dobro publiczne, warto byłoby upowszechnić je poprzez film. Wówczas poproszono mnie o wymyślenie sposobu, by dokument przeobraził się w kino. Dramat wojenny non fiction.
Powstało coś w rodzaju found footage, kino korzystające z gotowych materiałów filmowych.
Słyszysz głosy, widzisz twarze. "Powstanie Warszawskie" wygląda jak kolorowy dokument z powstania znaleziony po latach.
Pomysł wywrotowy.
Z ponad pięciu godzin materiału wybraliśmy półtorej. Nasz found footage rządził się jedną zasadą: bohaterami „Powstania Warszawskiego” są ludzie z kamerą. Przeczytałem wszystko na ich temat, a chociaż tych dokumentów ocalało niewiele, wyłania się z nich obraz odważnych i utalentowanych reporterów wojennych. Fotografowie i filmowcy są dzisiaj codziennością: w Iraku, Syrii, Afganistanie, na Ukrainie. Ale wówczas tego rodzaju dokumentacja dopiero raczkowała. Operatorzy powstańczy biegali z kamerą po mieście, rejestrowali każdy moment. To, co wówczas nakręcili, jest szalenie współczesne, dotkliwe.
Kręcili jak Dziga Wiertow.
Totalne cinéma vérité. Trzonem mojego pomysłu na fabułę była opowieść o dwóch braciach, operatorach, którzy dokumentowali rzeczywistość powstańczą. Bohaterowie mieli zresztą autentyczne pierwowzory. Oparliśmy się na historii braci Szope, którzy nawet pojawiają się w filmie w jednym z ujęć. Bracia wierzą, że powstanie się skończy, że będą wolni i wrócą do przedwojennego świata kina, ale by dobrze zaistnieć w tym świecie, realizują film o wojnie, jakiego wcześniej nie było.
"Powstanie Warszawskie" jest projektem, który przeszedł wiele metamorfoz. Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, oraz Piotr Śliwowski, szef pionu historycznego muzeum, po obejrzeniu „Sali samobójców” zwrócili się do mnie z propozycją współpracy. Okazało się, że byli w posiadaniu niesamowitej ilości materiałów dokumentalnych z czasów powstania warszawskiego. Te filmy przeszły skomplikowaną drogę, ale na szczęście nie zostały zniszczone. W końcu znalazły się w Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, gdzie przez lata za opłatą można było kopiować ich niewielkie fragmenty w słabej jakości technicznej. Ołdakowskiemu i Śliwowskiemu udało się wydobyć z wytwórni cały materiał, a kiedy zeskanowali filmy na najlepszych laserowych maszynach ukazała się im nieprawdopodobna rzeczywistość powstańcza, uchwycona w całej złożoności.
Podczas powstania filmy kręcili operatorzy należący do struktur Polskiego Państwa Podziemnego
.
Chodziło o zrobienie kronik filmowych, dokumentację. Wśród operatorów byli znakomici przedwojenni filmowcy, jak choćby Antoni Bohdziewicz. Dzięki ich zaangażowaniu powstał unikalny na skalę światową, wstrząsająco piękny zapis dokumentalny tego okresu. Oglądając po raz pierwszy materiał liczący w sumie pięć i pół godziny, miałem poczucie obcowania z prawdą odkrywaną na nowo, jakbym obserwował dokumenty Kazimierza Karabasza. Siła detalu, ujęcia rejestrowane przypadkowo, rzeczywiste reakcje.
Najpierw materiały zostały pokolorowane, następnie Ołdakowski i Śliwowski uznali, że skoro Muzeum Powstania jest w posiadaniu dokumentów stanowiących dobro publiczne, warto byłoby upowszechnić je poprzez film. Wówczas poproszono mnie o wymyślenie sposobu, by dokument przeobraził się w kino. Dramat wojenny non fiction.
Powstało coś w rodzaju found footage, kino korzystające z gotowych materiałów filmowych.
Słyszysz głosy, widzisz twarze. "Powstanie Warszawskie" wygląda jak kolorowy dokument z powstania znaleziony po latach.
Pomysł wywrotowy.
Z ponad pięciu godzin materiału wybraliśmy półtorej. Nasz found footage rządził się jedną zasadą: bohaterami „Powstania Warszawskiego” są ludzie z kamerą. Przeczytałem wszystko na ich temat, a chociaż tych dokumentów ocalało niewiele, wyłania się z nich obraz odważnych i utalentowanych reporterów wojennych. Fotografowie i filmowcy są dzisiaj codziennością: w Iraku, Syrii, Afganistanie, na Ukrainie. Ale wówczas tego rodzaju dokumentacja dopiero raczkowała. Operatorzy powstańczy biegali z kamerą po mieście, rejestrowali każdy moment. To, co wówczas nakręcili, jest szalenie współczesne, dotkliwe.
Kręcili jak Dziga Wiertow.
Totalne cinéma vérité. Trzonem mojego pomysłu na fabułę była opowieść o dwóch braciach, operatorach, którzy dokumentowali rzeczywistość powstańczą. Bohaterowie mieli zresztą autentyczne pierwowzory. Oparliśmy się na historii braci Szope, którzy nawet pojawiają się w filmie w jednym z ujęć. Bracia wierzą, że powstanie się skończy, że będą wolni i wrócą do przedwojennego świata kina, ale by dobrze zaistnieć w tym świecie, realizują film o wojnie, jakiego wcześniej nie było.
PZ
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja: 9.05.2014
fot. Muzeum Powstania Warszawskiego/Next Film
Krytycy o polskim kinie. Właściwe proporcje
Rafał Orlicki pokieruje Alvernia Action!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024