PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
To był jeden z najlepszych festiwali od lat. Choć zaskoczenia nie było. Triumfowali ci, którzy wybierają się do Cannes i Annecy, choć wyścig gatunków był wyrównany.
Wiadomość o tym, że "Fragmenty" Agi Woszczyńskiej dostały się do bardzo znanej sekcji festiwalu w Cannes Quinzaine des Réalisateurs (Directors' Fortnight) pojawiła się świeżo po Świętach Wielkanocnych. Realizatorzy filmu zdołali wstawić do czołówki filmu informację o selekcji, co publiczność „Łodzią po Wiśle” przyjęła krótkim acz pełnym wyrazu „uuuu.....”. Pokaz filmu, który powstał pod opieką artystyczną Filipa Bajona był wisienką na torcie pierwszego dnia festiwalu łódzkich etiud.

W rozmowie z Aleksandrą Różdżyńską dla serwisu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszka Woszczyńska tak tłumaczy założenia filmu, który niezwykle oszczędnymi słowami opowiada historię intymną współczesnego miejskiego małżeństwa. - „Anna i Adam są produktem pewnego świata, świata ze szkła i metalu, gdzie ludzie ze sobą nie rozmawiają, bo nie potrafią. Nikt ich tego nie nauczył. To świat, który jest poukładany z pewnych elementów, fragmentów, nie jest jednością. Wieczorny seks, poranny jogging, kawa, potem praca, kolacja - jeżeli jest na nią siła po pacy, ponownie seks, jogging. Anna zaczyna czuć się w tym poukładanym świecie obco, choć nie za bardzo rozumie co się z nią dzieje. Problem polega na tym, że aby coś zmienić musiałaby zmienić absolutnie wszystko”.

  Trudno dziwić się wyborowi canneńskich selekcjonerów. Film Woszczyńskiej świetny jest i basta! I bardzo potrzebny: 25 lat od czasu przejścia na rynkową stronę mocy, artystka zadaje pytania, wydaje się że proste, ale w zasadzie bez odpowiedzi: gdzie jest granica naszego dobrobytu, materialnego szczęścia, prestiżu? Piękne przedmioty, wnętrza, atrakcyjne i dostatnie życie – co, jeśli już to wszystko mamy?

Bardzo wiele w kuluarach mówiło się o pierwszorzędnych zdjęciach Bartosza Świnarskiego. "Fragmenty" obok Grand Prix otrzymały również nagrodę w tej kategorii. Jak zaznacza reżyserka, chodziło o to, by „przekazywać emocje i znaczenia w sposób wizualny, opowiadać obrazem a nie dialogiem, redukować co się da, bo dopiero w ciszy rodzą się istotne pytania i refleksje”. Szare, błękitne, wyciszone zdjęcia, co jakiś czas przełamywane odważną plamu koloru to wielki atut filmu. Etiuda zwraca uwagę nie tylko dojrzałą – co podkreślali jurorzy – reżyserią i zdjęciami, ale pracą całej ekipy: scenograficznej, kostiumograficznej, aktorskiej. Wszystko w tym filmie, od charakteryzacji po wybór lokacji i bielizny bohaterki jest uzasadnione. "Fragmenty" składają się na spójną i przekonującą całość.


"Fragmenty"

Trzeba przyznać, że po raz kolejny studenci Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej pokazali, że dobra opinia o polskich operatorach „po Łodzi” jest jak najbardziej zasłużona. Cieszył oko wysoki poziom etiud operatorskich i dobre zdjęcia w fabułach. Zapewne dlatego jury zdecydowało się przyznać wyróżnienie dla powstałej pod opieką Zbigniewa Wichłacza etiudy operatorskiej "Albert" Daniela Wawrzyniaka - "za budowanie nastroju światłem". Nie jestem znawcą tematu, ale mam wrażenie, że poziom etiud operatorskich był wyjątkowo wyrównany – podobnie jak w roku ubiegłym.

Wielkim wygranym tegorocznego festiwalu jest także animacja. Od kilku lat etiudy   operatorskie i animowane tworzą niezwykle silną część programu „Łodzią po Wiśle”. O filmie „Nieprawdopodobnie elastyczny człowiek" Karoliny Specht, zrealizowanym pod opieką Henryka Ryszki i Aleksandry Chrapowickiej słyszałam już od pewnego czasu jako o jednej z najlepszych  animacji nowego sezonu. Film zakwalifikował się najpierw do Annecy (znowu łódzki film w konkursie!), następnie otrzymał wyróżnienie na OFAFA i został przyjety do konkursu polskiego Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Trudno uwierzyć, że ta dopracowana plastycznie tradycyjna animacja, odwołująca się do tradycji dwudziestowiecznego malarstwa abstrakcyjnego (o ile wolno mi tak to zinterpretować), wyszła spod ręki studentki II roku. To kilkuminutowa historia człowieka, który urodził się bez własnego kształtu. Ciągłe deformacje i wtłaczanie w cudze formy budzi w nim poczucie buntu. - Ta animacja to konsekwentna i bardzo ciekawa metafora współczesnego człowieka - powiedział Szymon Holcman, członek jury, uzasadniając werdykt. Film ma duże szanse powtórzyć sukcesy innej łódzkiej etiudy sprzed roku „Ab ovo” Anity Kwiatkowskiej – Naqvi, który otrzymał nagrodę m.in. właśnie w Annecy.

Spośród wszystkich rodzajów filmowych najskromniejszą reprezentację w tym roku miały dokumenty. Bardzo trafna wydaje mi się decyzja o nagrodzeniu „Aj Waj” Joanny Satanowskiej. W tej autobiograficznej opowieści artystka wraz ze swoim ojcem Jerzym Satanowskim, słynnym kompozytorem, przemierza łódzkie podwórka i przeszukuje miejskie archiwa w poszukiwaniu prawdy o swoich żydowskich przodkach. Tak, tak, wiem, brzmi to znajomo i banalnie. -  Przyznaliśmy nagrodę za bardzo wiarygodne i bezpretensjonalne przedstawienie tematu, który jest bardzo trudny i, wydawałoby się, ograny - uzasadniał werdykt Szymon Holcman. Bezpretensjonalność, lekkość opowiadania, otwarcie na bardzo szeroką widownię, dystans i autoironia to zdecydowane atuty opowieści o rodzinie Satanowskich.


„Nieprawdopodobnie elastyczny człowiek"

Nagrodę Dyrektora Planete + Film Festival Artura Liebharta, tradycyjnego już partnera imprezy, otrzymał dokument „Enrichment" Marcina Straucholda pod opieką pedagogiczną Grażyny Kędzielawskiej i Marii Zmarz-Koczanowicz – tych samych opiekunów (bo jakoś dziwnie brzmi „opiekunki”) wybrała zresztą Satanowska. Realizowany w zoo film ukazuje domniemany punkt  widzenia zwierząt na spotkaniu z człowiekiem.  Po raz kolejny oglądam na „Łodzią po Wiśle” nowy typ dokumentu przyrodniczego, wyraźnie badającego granice gatunku. To dobrze, bo przecież to Łódź właśnie jest kolebką polskiego filmu przyrodniczego, dzisiaj nieco zapomnianego, a przez lata kultywowanego w Wytwórni Filmów Oświatowych. Rok temu zauroczył widzów doskonały dokument Anieli Gabryel „Lecieć nie lecieć” o rozmowach badaczy ptaków, z których narratorka rozumie tyle, co przeciętny człowiek z rozmów informatyków. Publiczność pokładała się ze śmiechu, a co ciekawe, właśnie ten film dostał rok temu nagrodę Planete+ .

Dlatego z ciekawością czekałam na nowy film Gabryel, fabułę „Konstelacje”, wyróżnioną przez jury jako "poruszający, pełen emocji film". Zaskoczenie było pełne, gdyż  reżyserka zrobiła film co prawda psychologiczny, ale na granicy eksperymentu artystycznego, jakże rzadkiego ostatnio w polskim kinie. Kiedy oglądałam tę zrealizowaną pod opieką pedagogiczną  Mariusza Grzegorzka etiudę, przypomniały mi się prace studentów lat 90., m.in. Małgorzaty Szumowskiej. Abstrakcja, poszukiwanie, odwaga, kontrowersyjność, skierowanie kamery w głąb siebie – te cechy kojarzą mi się z filmami z tego okresu. Potem studenci w większym stopniu zwrócili uwagę na rzeczywistość społeczną, ekonomiczną, kulturową.  Film Gabryel może się podobać lub nie, ale nie pozostawia widza obojętnym.

Dla kontrastu – nagrodę za najlepszą fabułę fabularną otrzymał film "Obowiązki" Anny Karasińskiej, pod opieką  Jana Jakuba Kolskiego. Jak to uzasadnił Maciej Pieprzyca, „za poczucie humoru i udane zmierzenie się z najtrudniejszym gatunkiem filmowym”. - Wyróżniały się dwa filmy fabularne - mówi Maciej Pieprzyca w rozmowie z www.sfp.org.pl. - To komedia, gatunek, z którym studenci rzadko się mierzą. Słodko-gorzka komedia w czeskim stylu, z dużą dawką humoru sytuacyjnego. Nie jest tak doskonała w formie jak film nagrodzony Grand Prix, ale to film naprawdę zabawny, z dobrze podpatrzonymi życiowymi sytuacjami.



 - „Na Festiwalu zobaczyłem wiele ciekawych rzeczy i jestem tym podbudowany” – oświadczył  w uzasadnieniu operator i juror Szymon Lenkowski. W zupełności zgadzam się z jego opinią. Ciekawa jest nieprzewidywalność Łodzią po Wiśle, która powoduje, że nie można wyciągać pochopnych wniosków. W zeszłym roku w moim odczuciu fabuły wyraźnie gasły przy pierwszorzędnych animacjach i dokumentach, w tym roku poziom był bardziej wyrównany, choć znacznie mniej było filmów dokumentalnych, mimo iż to gatunek najbardziej dostępny dla młodych filmowców. Twórczość artystyczna nie znosi bowiem sezonowości. Pomysły na film w głowach młodych twórców dojrzewają stopniowo, by zaskoczyć podczas kolejnych edycji festiwalu. Ciepłego, wiosennego piątkowego wieczoru  siedzieliśmy przed Iluzjonem z Andrzejem Mellinem i Marcinem Malatyńskim, pomysłodawcą imprezy. Dzisiaj festiwal jest w rękach sprawnej ekipy kierowanej przez Krzysztofa Brzezowskiego. - Uwierzysz, że to już 12 lat? - powiedział Mellin. Ci, co wówczas pokazywali swoje etiudy, dzisiaj to już dojrzali twórcy, nierzadko z dorobkiem. Łódź dopłynęła do Warszawy i zacumowała w niej na dobre. I tylko kino staje się coraz ciaśniejsze.








Anna Wróblewska
artykuł własny
Ostatnia aktualizacja:  28.04.2014
Zobacz również
Rusza kolejna edycja Kina na Granicy
Werdykt "Łodzią po Wiśle". Oczywiście "Fragmenty"!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll