PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  26.04.2014
Bohaterem kolejnego „Alfabetu”, który ukaże się w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 5/2014), uczyniła Anna Serdiukow znakomitego operatora, scenarzystę i reżysera – Andrzeja Kostenkę. Oto jego fragment, całość można będzie przeczytać na łamach pisma, już 10 maja.
A jak arcykoledzy

Czyli przyjaźń z największymi indywidualnościami w Szkole Filmowej w Łodzi: Romanem Polańskim, Jerzym Skolimowskim i Witoldem Leszczyńskim. To były głębokie relacje, mieliśmy na siebie olbrzymi wpływ. Pokolenie przed nami zostało bardziej naznaczone przez wojnę, ukształtowane przez nią, my byliśmy generacją jazzu-bebopu. Byliśmy młodsi i różniliśmy się od tych, którzy z racji wieku zostali zaatakowani przez socrealizm. Niemal jak kamikadze – wyrywaliśmy się na Zachód, znając ten świat jedynie z filmów oglądanych w szkole. Nie mieliśmy kompleksów, ale na pewno była w nas świadomość, że wchodzimy na nieznane i atrakcyjne terytorium. Polański był pionierem, ale Skolimowskiemu i Leszczyńskiemu też się udało.

B jak bariera językowa

Polański znał francuski, Leszczyński – angielski, ale większość z nas dopiero zaczynała uczyć się języków obcych na studiach. Wiedzieliśmy, że bez nich będzie nam trudniej zaistnieć w branży za granicą. Tłumacz nie rekompensuje bezpośredniego kontaktu. Nigdy nie dostrzegałem różnic w sposobie pracy cudzoziemców i Polaków – jesteśmy świetnie wyedukowani, kochamy kino, wykształciliśmy swój filmowy język, jednak często sporo tracimy przez nieznajomość innych. Mówię to z perspektywy „językowego analfabety”, a jednocześnie filmowca, który pracował na jedenastu zagranicznych planach.

C jak Claudia Cardinale

Poznałem ją podczas realizacji zdjęć do filmu „Przygody Gerarda” (1970) Jerzego Skolimowskiego, gdzie byłem operatorem kamery, a Claudia grała hrabinę Morales. To była wielka, komercyjna angielsko-szwajcarsko-włoska koprodukcja, idealna dla rzemieślnika, ale nie dla kogoś takiego jak Jerzy. On już wtedy był artystą z odjazdową wyobraźnią, ale specjalizował się w bardziej kameralnych filmach. Nie było mu łatwo na planie ogromnej produkcyjnej maszynerii, ale wytrzymał do końca zdjęć, mimo sporów z producentami. Claudia zawsze stawała po naszej stronie. Głęboko nas popierała i akceptowała, nie miewała kaprysów, choć już wówczas cieszyła się statusem gwiazdy. Ekipa i producenci widzieli, że nas szanuje, co na pewno miało wielkie znaczenie. Film zebrał bardzo dobre opinie i niezłe recenzje. 

D jak dżdżownica

Między reżyserem i reżyserem może być większa różnica niż między… dżdżownicą a koniem wyścigowym. Polański był koniem wyścigowym Szkoły Filmowej w Łodzi. Był osobowością, wokół której wszyscy grawitowali.

E jak erudyta

Henryk Kluba. Wielka wiedza i równie wielkie poczucie humoru. Mieszkał z dwiema studentami ze Szkoły Filmowej w jednym mieszkaniu. Często tam bywałem, Henryk miał zawsze wiele do powiedzenia, na przykład na temat historii sztuki. To były wzbogacające spotkania, miał dar dzielenia się wiedzą. Był w naszej paczce, choć nieco się różnił – to był taki sztywniaczek do dziewczyn. Później – świetny rektor Szkoły Filmowej. Noszę go głęboko w sercu.

F jak film

Film nie był szczególnie cenioną dziedziną sztuki w mojej rodzinie. Byliśmy taką trochę petit bourgeois: tata był inżynierem, mama skończyła Instytut Kultury. Mój brat zgodnie z poleceniem ojca wybrał medycynę, ja miałem zdawać na Politechnikę, ale byłem wybitnym antytalentem w dziedzinach, które oferowały mi te studia. Wymyśliłem sobie „dziwną szkołę filmową” w Łodzi. Tata, gdy o tym usłyszał, poprosił Teresę Szmigielównę o pomoc. Dzięki jej kontaktom pewien fotograf dał mi kilka lekcji z zakresu kadru, kompozycji, działania przesłony. Tak przygotowany udałem się na egzamin.

PZ
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja:  24.04.2014
Zobacz również
fot. Romuald Pieńkowski/Filmoteka Narodowa
Piwniczno-filmowy Raj
Sytuacja ekonomiczna TVP
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll