PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
"Proszę pana, tam jest obóz dla internowanych, już my dobrze wiemy, co pan z tym obozem może zrobić" - usłyszał Janusz Zaorski, gdy w połowie lat 80. zgłosił pomysł realizacji "Jeziora Bodeńskiego" według prozy Stanisława Dygata.
O kulisach powstania filmu nagrodzonego Złotym Lampartem, Grand Prix MFF w Locarno reżyser opowiadał 3 kwietnia w  Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie - w ramach cyklu rozmów Łukasza Maciejewskiego "Przywrócone arcydzieła". 

Powieść Dygata zafascynowała Janusza Zaorskiego przed laty - po części dzięki bratu, aktorowi Andrzejowi Zaorskiemu, który akurat powtarzał kluczowy dla filmu monolog. - Dygat w nim z jednej strony kpi, z drugiej o drogę pyta. Jest ironiczny, ale zarazem bardzo patriotyczny. Łączy ogień z wodą. Plus z minusem. Ten monolog ciągle do mnie wraca i nieustannie myślę, co jeszcze z nim zrobić. To erupcja talentu, ironii, odwagi, bezczelności nawet. To wielka prowokacja. To wszystko mnie uwiodło. Zachwyciło mnie, że tak młody człowiek, dwudziestokilkuletni, był już tak artystycznie, psychicznie i filozoficznie dojrzały, by zmierzyć się z najtrudniejszymi pytaniami - mówił w Krakowie reżyser.

- "Jezioro Bodeńskie" wydane zostało zaraz po II wojnie światowej, ale Dygat zaczął je pisać jeszcze przed jej wybuchem - dodawał twórca. - Internowanie, ta niemęska niewola, są tu jedynie pretekstem. Padają tu o wiele ważniejsze kwestie. To opowieść o szamotaniu się inteligenta, który ma jakieś korzenie. Chce ulecieć, ale realizm go trzyma. Chciałby dalej, romantycznie, ale pozytywizm nie pozwala.

Zanim Zaorskiemu dano zielone światło na wymarzony projekt, "zasugerowano", by wpierw zrobił film niepolityczny. - Zająłem się wtedy "Barytonem". Niejako na "zaliczenie". Został zaakceptowany i otrzymałem zgodę na "Jezioro Bodeńskie" - wspominał Zaorski.

Adaptowanie prozy Dygata na ekran (reżyser sięgnął zarówno po "Jezioro Bodeńskie", jak i "Karnawał") było ogromnym wyzwaniem. - To trudna proza, ulotna. Didaskalia są w niej czasem ciekawsze niż to, co bohaterowie mówią - opowiadał filmowiec. - W mowie zależnej pojawia się coś niezmiernie ważnego, co jednak w dialogach nie umyka, nie gra. Długo się z tym tekstem biłem. Film montowałem przez sześć miesięcy! To taka proza, że gdy potasuje się ją inaczej, natychmiast nabiera innego sensu.

Pracę nad filmem Janusz Zaorski rozpoczął po uzyskaniu akceptacji od Kaliny Jędrusik, wdowy po Dygacie. - Idąc na spotkanie z nią, kupiłem 21 białych róż. Otworzyła drzwi. "Skąd pan wiedział, że kocham białe róże?". Wiedziałem, byłem przygotowany do tej rozmowy - z uśmiechem wspominał reżyser. - Kalina Jędrusik wprowadziła mnie w świat Dygata. Zaprowadziła mnie do jego pokoju, w którym nic nie zmieniła od jego odejścia. Powiesiła tylko plakat Solidarności i papieża. Później pozwoliła, żebym odwiedził ten pokój razem z aktorami. Chciałem, by uświadomili sobie, że nie możemy Dygata zawieść. Że musimy dać z siebie więcej niż myślimy, że możemy. Bardzo dużo o Dygacie opowiadał mi również Gustaw Holubek. Przyjaźnili się, razem oglądali mecze.

Łukasz Maciejewski pamiętał, żeby zapytać reżysera o dobór obsady. Sama Jędrusik pojawia się na ekranie przez chwilę. Grają również Małgorzata Pieczyńska, Joanna Szczepkowska i Maria Pakulnis. Główny aktor, Krzysztof Pieczyński, nie był pierwszym wyborem reżysera. - Przez jakiś czas byłem bardzo przywiązany do myśli, żeby obsadzić Bogusia Lindę, z którym pracowałem pod koniec lat 70. nad "Punktem widzenia", ale nie chciał, miał inne plany - przyznał Zaorski. - Potem pomyślałem o Marku Kondracie. Dostrzegłem w nim Dygata, tę ironię. "Stasio był zupełnie inny" - powiedział mi Holoubek. Wtedy postawiłem na Krzysztofa Pieczyńskiego. Czekałem na niego niemal rok, bo grał akurat w "Tanich pieniądzach" u Tomka Lengrena. Nigdy nie pracowałem z aktorem tak skupionym.


Łukasz Maciejewski i Janusz Zaorski, fot. Dagmara Romanowska

  Za swoją kreację Pieczyński uhonorowany został na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Nagrodę otrzymała również Maria Pakulnis. - Gdy kręciliśmy scenę tańca Renee Bleist było minus 20 stopni, a Maria Pakulnis miała prawie 40 stopni gorączki - przytoczył jedną z anegdot z produkcji Zaorski. - Tańczyła w tych szpileczkach, a ja cieszyłem się, że żyje, że nie przewróciła się. Nie patrzyłem jak gra, byłem zaaferowany stanem jej zdrowia.

Sukces w Locarno nie znalazł, niestety, kontynuacji w Polsce. - "Jezioro Bodeńskie" można wielorako interpretować, wymykało się ówczesnym wytycznym. Bo to nie komedia, nie rechot. Kto na to pójdzie… - odpowiadał na jedno z pytań Zaorski. - Bywało, że niektóre filmy robiłem za wcześnie, inne za późno. Czekały na półkach.


Z upływem lat "Jezioro Bodeńskie" tylko zyskuje. Ciągle jest aktualne. Spostrzeżenia Dygata i Zaorskiego nadal celne. - Dziś widzę ten film nieco inaczej niż przed laty. Jesteś w nim psychoanalitykiem, a nie reżyserem. To kompendium wiedzy o Polsce, nauka dla kolejnych pokoleń. Mówisz o sprawach ponadczasowych. Nie ma Polski zaborów, Ludowej - są tylko jej różne fazy. Jesteśmy komiczni i tragiczni. To my, nasz kraj. Wielkie gratulacje - komentował po projekcji Leopold René Nowak, reżyser, scenarzysta, aktor, który przed kamerą zadebiutował w 1949 roku w "Pierwszym starcie" Leonarda Buczkowskiego.
 
Kolejne filmowe spotkanie w Małopolskim Ogrodzie Sztuki już 23 maja (o godz. 19.). Gościem Łukasza Maciejewskiego będzie Anna Dymna. Rozmowie towarzyszyć będzie projekcja filmu "5 i 1/2 bladego Józka" w reżyserii Henryka Kluby i według scenariusza Wiesława Dymnego. Nie przegapcie!

Dagmara Romanowska
artykuł własny
Ostatnia aktualizacja:  5.04.2014
Zobacz również
fot. Dagmara Romanowska
Więcej niż zrzutka
Filmowe uroki Warmii i Mazur
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll