- Zaoferowałem nieco inną wizję festiwalu. Rewolucyjnych zmian nie trzeba robić, bo tych już dokonał Michał Chaciński. Mam inną wizję pewnych konkretnych aspektów – mówił Oleszczyk. - Wierzę w zmiany. Myślę, że jeśli uda mi się przetrwać te trzy lata, to zrozumiem decyzję Rady Programowej, jeśli będzie chciała wymienić mnie na kogoś innego, podobnie jak ja zastąpiłem Michała. Życie kulturalne imprezy wymaga ciągłej zmiany – mówił Michał Oleszczyk. Najczęściej padały pytania o selekcję.- Nie należy środowisku schlebiać, ale dokonywać po prostu dobrej selekcji. Oleszczyk, który nieodmiennie przywołuje osiągnięcia swojego poprzednika, uważa jednocześnie, że selekcja Michała Chacińskiego była za ostra w Konkursie Głównym i niedostatecznie ostra w Konkursie Młodego Kina. - Nawet na tych największych festiwalach konkurs główny nie jest tylko i wyłącznie konkursem arcydzieł – zauważył, przytaczając przykład festiwalu w Berlinie. - Wprowadzanie zbyt dużego napięcia wokół samej selekcji i skłócanie środowiska nie jest czymś dobrym.
Michał Oleszczyk, fot. S. Pultyn
Również Janusz Zaorski podkreślał
zasługi poprzedniego dyrektora jednocześnie wskazując, jako juror
Konkursu im. Krzysztofa Mętraka, że obaj szefowie są laureatami
tej prestiżowej nagrody, przy czym Michał Oleszczyk zdobywał ją
trzykrotnie – najpierw trzecią, potem drugą a w końcu pierwszą.
- W środowisku są różne poglądy. Jest porzekadło – dwóch
Polaków, trzy zdania, ale bardzo dobrze, że mamy okazję o tym
porozmawiać - mówił twórca „Syberiady Polskiej”. Jak
zauważył, mało jest okazji do publicznej dyskusji o tak ważnym
wydarzeniu. - Przez wiele lat środowisko filmowe przyzwyczaiło
się, ze festiwal jest przeglądem wszystkich filmów
wyprodukowanych. Co innego jednak przegląd, a co innego festiwal.
Przyzwyczajenie rzecz święta – mówił Zaorski. Dlatego jego
zdaniem dyrektorzy festiwalu muszą liczyć się z takimi dyskusjami.
- Niektórzy przez minione 40 lat zostali przyzwyczajeni, że
wszystkie filmy są w konkursie, że nie jest potrzebna selekcja. Nie
mogą zrozumieć, że festiwal jest od popierania kina artystycznego,
eksperymentalnego, i że filmy dla szerokiej publiczności mają
swoją nagrodę w kinach, bo widzowie głosują na nie nogami –
wyliczał. - Część filmowców może uważać selekcję za
niejasną i zadawać sobie pytania – czy działają tam jakieś
„nieczyste siły”, dlaczego decyzję ma podejmować jedna osoba
lub kilka. - W środowisku jest wiele skrzydeł, opcji – rozważał
Zaorski. I przypomniał starą prawdę. Na całym świecie jest
paradoks, że udane filmy, które miały powodzenie u widzów lub
krytyki stanowią 10 procent repertuaru. Kiedy o tym powiedziano
Stalinowi, zapytał – dlaczego więc nie robicie tylko tych 10
procent? - To jaki będzie festiwal, będzie zależało od jakości
filmów. Jeśli będą dobre, nikt nie będzie mówił że te czy
tamten został pominięty. Jeśli będą to gnioty, to wtedy będą
pytania, po co tak droga zabawa, po co łożymy na to wszystko –
zauważył Zaorski. Nie mamy na to wpływu bezpośredniego, ale
możemy na przykład opiekować się debiutantami, wspierać filmy ze
Studia Munka. Polski Instytut Sztuki Filmowej może dofinansować
znaczną część budżetu debiutu. - Ale czy talent się urodzi czy
nie, czy rok będzie grzyborodny czy nie, to tego nie wiemy. Trzeba
się więc zachowywać tak, aby filmy najbardziej znaczące znalazły
się w sieci – powiedział reżyser, mając na myśli rzecz jasna
sieć selekcyjną.
- Od kilku lat mamy tłuste lata –
zauważył optymistycznie Zaorski, choć ta tłustość dotyczy
filmów średnio – i niskobudżetowych, bo na inne nie ma środków.
Filmy te zbierają zasłużone nagrody na świecie, są też
zauważalne w obiegu kinowym.
Janusz Zaorski, fot. A. Gojke
- Ważna jest też atmosfera, w jakiej dokonywane są wybory. Rozmawiać z filmowcami też trzeba umieć – dodał Oleszczyk. - Festiwal jest instytucją, a każda instytucja składa się z wielu kół zębatych. Wyobrażenie o festiwalu jako o wykwicie wewnętrznej wrażliwości dyrektora jest całkowicie mylne – mówił i zwracał uwagę na to, że w tej sytuacji szef imprezy musi udźwignąć rolę polityka, dyplomaty i wizjonera jednocześnie. - Muszę być dyplomatą, aby wprowadzić wizję w życie. Jest to trudne, pracochłonne i na tym polegają moje dni – na spotkaniach, mailach, negocjacjach.
Jak zauważył, nie ma festiwalu, na którym wszystko dzieje się wedle decyzji jednego człowieka. - Mówimy o imprezie z dużym budżetem, załogą, kulturalną wagą i znaczeniem. Mickiewiczowski mit, zgodnie z którym wszystko dzieje się za sprawą wyobraźni i twórczego potencjału wielkiego artysty, nie ma tutaj przełożenia – skonkludował. - Wierzę w proces i wierzę w siłę dyplomacji.
- Festiwal jest świętem polskiego kina, choć to święto zaczęło się rozprzestrzeniać. Filmy, role i zawody pominięte w Gdyni dostawały Orły. Jest mnóstwo różnych imprez, może za dużo, ale ja w tym snobizmie nie widzę nic złego, to wszystko idzie w normalnym kierunku – powiedział Janusz Zaorski.
Nowy dyrektor widzi ten normalny kierunek także w procesie dalszego otwierania się na widza. Na festiwalu w Toronto zauważył, że w seansach uczestniczy wiele osób starszych, seniorów, gdy tymczasem polskie imprezy ukierunkowane są przede wszystkim na młodzież. Niezwykle ważna jest dla niego także edukacyjna rola festiwali. - Jestem z ducha pozytywistą, wierzę w powolną zmianę mentalności – mówił. Chce, aby jednym z głównych nurtów festiwalu były warsztaty filmowe dla młodych filmowców. - Wiem, co się dzieje, gdy polscy twórcy przyjeżdżają na światowy festiwal i nie potrafią komunikatywnie przekazać, o czym jest ich film. Nawet po polsku – mówił Michał Oleszczyk zapowiadając, że ta rola edukacyjna festiwalu będzie wzmacniania. Jak dodał, nie wierzy w myślenie magiczne, że jeden czy drugi festiwal coś generalnie zmienią. - Zmiana rodzi się często poza centrum uwagi – dodał.
Teraz na festiwalu pędzimy z filmu na film, a kiedyś rozmawialiśmy – mówił z kolei Janusz Zaorski. Festiwal był miejscem, gdzie spotykali się filmowcy z różnych miast, teraz to zanikło. - Dobrze byłoby znaleźć sponsora, żeby więcej osób z ekipy mogło przyjechać. Takich jak scenografowie, montażyści. Warto coś zrobić, żeby wrócić do paneli, podczas których środowisko może się wypowiadać – zaproponował reżyser.
Tak jak już pisaliśmy w Serwisie Internetowym SFP, nowy dyrektor potwierdził, że chce wzmocnić rolę Konkursu Młodego Kina, zaostrzyć jego selekcję a także, co jest nowością, przyznawać nagrodę nie tylko reżyserowi, ale także producentowi, - Chcę, aby duży snop światła został skierowany na tych twórców – deklarował Michał Oleszczyk. Potwierdził również, że chce utrzymać międzynarodowe jury, czy raczej z „międzynarodowym akcentem”, ale bez fetyszyzacji jurora zagranicznego, która świadczy jego zdaniem o kompleksach. Warto zapraszać i jurorów, ale także gości, dziennikarzy.
- Festiwale to spotkania. Nie rozumiałem tego, kiedy zaczynałem kilka lat temu pracę przy Off Plus Camera, ale ten świetny festiwal właśnie tego mnie nauczył – przyznał nowy dyrektor. - Teraz już wiem, że wspólna kawa o 8.15 przed seansem może skutkować na przykład zorganizowaniem czyjejś retrospektywy. Gdynia ma być miejscem spotkań – mówi nowy dyrektor.
39. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni odbędzie się w dniach 15-20 września 2014 roku.