PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  28.03.2014
Z Mateuszem Rakowiczem i Maciejem Cuske, współreżyserami filmu „Stacja Warszawa”, rozmawia Kuba Armata.
"Stacja Warszawa" to sześć opowieści różnych reżyserów w sąsiadujących ze sobą nowelach, które zostały zmontowane niejako na sposób „altmanowski”. Skąd ten pomysł?

Mateusz Rakowicz: Pierwotnie myśleliśmy o tym projekcie jako o eksperymencie. Z taką myślą wyszedł Piotr Subbotko – współautor części scenariusza. Pomysł pojawił się, gdy wraz z kilkoma kolegami kończyliśmy Szkołę Wajdy. Wtedy nie doszło do realizacji. Po pewnym czasie uznaliśmy, że jednak spróbujemy. Miał to być film nowelowy, ale opowiedziany w taki sposób, żeby oglądało się go jak jeden spójny obraz. Punktem wyjścia były filmy kręcone w światowych metropoliach przez kilku reżyserów, takie jak „Zakochany Paryż” czy „Zakochany Nowy Jork”. Na etapie montażu jednym z wzorców był dla nas sposób narracji zastosowany „Na skróty” Roberta Altmana.   

Maciej Cuske: Zostałem zaproszony do tego projektu przez kolegów jako reżyser filmów dokumentalnych, by realistyczny, bliski dokumentowi  sposób połączyć powstałe nowele. Od początku przyświecała nam więc idea, żeby mimo różnych osobowości i różnych charakterów pisma stworzyć spójne dzieło. Czy nowele będą się łączyć, czy przeplatać było dla nas drugorzędne.

Czy zanim przystąpili panowie do realizacji, ustalono jakieś wspólne wytyczne dla tych historii?

M.R.: Na etapie scenariusza każdy pisał swoją nowelę oddzielnie. Przyjęliśmy, że akcja ma się dziać w określonym miejscu i czasie. Chcieliśmy, żeby nasz film (a więc i opowiadane w nim historie) miał uniwersalny wymiar. By był zrozumiały poza granicami naszego kraju. Bardzo nam zależało, by „Stację Warszawa” oglądało się jako jeden film, a nie kilka oddzielnych fragmentów, gdzie widz zastanawia się, która historia jest czyja. Dlatego zdecydowaliśmy, żeby wszystkie nowele będą miały wspólnego operatora, scenografa, kostiumografa czy charakteryzatora. Wiedzieliśmy, że pomoże to nam znaleźć wspólny mianownik.

M.C.: Szukaliśmy wspólnej nici dla początkowo osobnych historii, by dopowiadały się nawzajem. Odkryliśmy, że nasi wszyscy bohaterowie są w jakiś sposób zagubieni. Panicznie poszukują wyjścia z sytuacji, w której tkwią od jakiegoś czasu. Staraliśmy się to właśnie uwypuklić, żeby wzbudzić w widzu taki sam niepokój, jaki towarzyszy naszym bohaterom. 

Zatem konstrukcja filmu, polegająca na wzajemnym przeplataniu się wątków poszczególnych nowel, nie była zapisana w scenariuszu, a powstała dopiero podczas montażu?

M.R.: Zapis scenariusza różnił się od tego, jak film został ostatecznie zmontowany. Początkowo większość historii było montowanych jako oddzielne nowele, tak jak w scenariuszu. Mieliśmy jednak poczucie, że to nie to. Ustaliliśmy, że spróbujemy znaleźć inną drogę i postanowiliśmy go zmontować w sposób mozaikowy, taki jak widać w finalnej wersji. To film, który ma dosyć szarpaną narrację. Trochę jak wybrane momenty życia naszych bohaterów, które jest w stanie rozpadu, przełomu, załamania. Może to nie trafi do wrażliwości każdego widza, ale wierzymy, że była to najlepsza forma dla tej opowieści.

Jak doszło do współpracy z Arkiem Tomiakiem?

M.C.: Szukaliśmy operatora, który swoim autorytetem połączy nasze różne osobowości i sposoby myślenia o poszczególnych historiach. Zależało nam, by osobne nowele prowadzone przez różnych reżyserów połączył podobny charakter zdjęć i sposób myślenia filmowego. Arek jest wyjątkowym operatorem. Ma niezwykłą intuicję. Pięknie operuje światłem. Tworzy cuda, bez fajerwerków. Dawał nam poczucie bezpieczeństwa, że osobne wątki nagle zaistnieją jako jeden organizm. To był idealny wybór dla naszego skomplikowanego projektu.


Plakat filmu "Stacja Warszawa".

Oglądając film, miałem poczucie, że przede wszystkim jest to opowieść o samotności w wielkim mieście.

M.R.: Ten element łączy wszystkich bohaterów. Chcieliśmy w nienachalny i poważny sposób opowiedzieć o naszym świecie i zadać pytania, nie dając gotowych odpowiedzi. Skłonić widza do poszukania tych odpowiedzi, do refleksji. Zastanowić się, dlaczego pewne symbole służą do manipulacji albo są tylko gadżetami. Dzisiaj to krzyż, jutro gender, a prawdziwe problemy czy tematy nie są nawet zauważane. "Stacja Warszawa" to film, który opowiada losy szóstki bohaterów, szukających swego miejsca we współczesnej Warszawie, na której cieniem położył się krzyż. Opowiadamy o ich samotności w tej metropolii.

M.C.: Ten film jest o kilku ważnych dla nas rzeczach. Na pewno każdy zawarł w nim swoje lęki, obawy, wątpliwości. Każda nowela dotyka trochę innych problemów. Zgodzę się jednak, że czymś, co je łączy, jest również samotność. Ale także zagubienie, próba wyrwania się z życia, w którym tkwią, poszukiwanie Boga lub czegoś większego od nas, co pomoże wszystko uporządkować.

Skąd pomysł, by wpleść w film symbolikę religijną i motyw krzyża?

M.R.: Chcieliśmy, żeby poza Warszawą, w której rozgrywa się akcja, był jeszcze jakiś współczesny element dla tych historii. Podjęcie tematu krzyża, który od zawsze - a od pewnego czasu szczególnie - jest dość specyficznym wycinkiem polskiej rzeczywistości, zasugerował nam Feliks Falk. Myślę, że można się do tego odnieść nawet szerzej – jako rodzaju kryzysu wiary, kościoła, szargania i zarazem rozpaczliwego poszukiwania wartości. Chcieliśmy o tym opowiedzieć, choć każdy z nas ma do tego trochę inne podejście. Rozmowy na ten temat między nami nie należały do łatwych, ale były bardzo inspirujące i ciekawe. Wiedzieliśmy, że nie chcemy stawać po żadnej ze stron. To nie jest film o krzyżu. Krzyż jest tylko tłem naszych historii.

M.C.: Chcieliśmy, żeby nasz film dział się tu i teraz, żeby odbijał się od naszej rzeczywistości. Każdy z nas inaczej myśli o tym, co się wokół dzieje. Ale wspólnie nie możemy się pogodzić z absurdem, który nas otacza. Z jakimś dziwnym teatrem, którym ktoś na pewno reżyseruje, ale w naszych oczach to chyba nie jest Pan Bóg. Mnie to napawa strachem.

Nie mieli panowie obaw, że przyda to filmowi kontrowersji?

M.C.: Kontrowersje są dobre. Wzbudzają emocje. Ale nie to było naszym celem. Nikomu w tym filmie nie przyklaskujemy, nie mówimy, kto jest dobry, a kto zły. Nie oceniamy ludzi pod krzyżem. I tak naprawdę to właśnie może wzbudzić największe kontrowersje, że nie stanęliśmy po żadnej ze stron. Dziś mało kto zwraca uwagę na prawdziwe przesłanie płynące z symboliki krzyża. Jest on – jak przez wieki – elementem rozgrywek, intryg, manipulacji. Uważaliśmy, że trzeba o tym opowiedzieć, ale w sposób bezstronny.

M.R.: Wydaje nam się, że film nie jest zbyt prowokacyjny. Abstrahując od tego, że w Polsce jest duża rzesza ludzi, którzy tylko czekają, żeby ich obrazić. Są też tacy, którzy uważają, że nie wolno dotykać symboli, zwłaszcza religijnych. Zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy się narazić na negatywny odbiór filmu przez niektóre środowiska. Ale nie obawiamy się tego. W naszym mniemaniu nikogo nie stygmatyzujemy, nie oskarżamy. Nasz film jest pewnego rodzaju eksperymentem, wymyka się jednoznacznym interpretacjom, w związku z tym wierzymy, że będzie on przyczynkiem do ciekawych, ważnych dyskusji.
PZ
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja:  28.03.2014
Zobacz również
"Kochanie, chyba cię zabiłem”. Zbrodnia na wesoło
Znamy program "Łodzią po Wiśle"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll