Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
- Szłam korytarzem i poczułam, że ktoś wbija się wzrokiem w mój kark. Obróciłam się i zobaczyłam nieznajomego. Nie mógł oderwać ode mnie oczu. Coś trzymał. 'Mam dla pani scenariusz. Czy mogłaby go pani przeczytać i wybrać dla siebie rolę?' - usłyszałam. Nawet nie wiedział, że jestem aktorką. To był Wiesław Saniewski - swój początek współpracy z reżyserem przy filmie "Nadzór" wspominała 14 marca 2014 roku w Krakowie Ewa Błaszczyk.
Rozmowa Łukasza Maciejewskiego z aktorką oraz projekcja "Nadzoru" rozpoczęła w Małopolskim Ogrodzie Sztuki nowy cykl spotkań z wybitnymi polskimi artystami. Na pytania krytyka, ale i zebranych widzów Ewa Błaszczyk odpowiadała niemal przez godzinę.
Niespodziewaną propozycję Saniewskiego, wówczas nikomu niemal nieznanego debiutanta, przyjęła bez wahania. Trwał jeszcze stan wojenny. - Natychmiast zadzwoniłam do niego: „Wiem, że niewiele zrobiłam i bardzo trudno mieć do mnie zaufanie. To świetny scenariusz. Jest tu wiele ciekawych ról. Mnie interesuje jednak filtr, przez który cała ta historia i świat przechodzą. Odczuwam głęboką potrzebę, żeby przepuścić to wszystko przez siebie” - opowiadała Błaszczyk w Krakowie. Zgodnie ze swoją prośbą i marzeniem dostała główną rolę - Klary, kobiety, która niesłusznie została skazana na dożywocie. Za kratami urodziła córkę.
Chociaż motorem „Nadzoru” jest obyczajowość, jego prawdziwą siłę stanowią odniesienia polityczne. Dziś widać je bardzo wyraźnie. To przede wszystkim film o zniewoleniu, ale i o buncie. - To ciekawe, gdy patrzy się na to z perspektywy lat, że w tym samym okresie, zupełnie niezależnie, powstało też „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego - zwróciła uwagę Błaszczyk. - Ten problem w nas narastał, tkwił. W tym kraju, w tym miejscu, w tym czasie - musieliśmy o nim opowiedzieć. Cenzurę udało się filmowcom obejść, przynajmniej na czas zdjęć, sprytem i jednością. Obraz powstał w Studiu Filmowym im. Karola Irzykowskiego, wytwórni dla debiutantów. - To był ewenement. To studio, powstałe z inicjatywy absolwentów szkół filmowych, rządziło się własnymi prawami. Jego pracownicy przekonali różne komisje, że "Nadzór" to scenariusz oparty na faktach (co zresztą było zgodne z prawdą - Saniewskiego zainspirowały autentyczne losy pewnej kobiety), że chodzi przede wszystkim o dziecko, że nie ma tu polityki - mówiła aktorka.
Ewa Błaszczyk i Łukasz Maciejewski, fot. D. Romanowska
Nie obyło się całkiem bez interwencji urzędników państwowych, którzy w pewnym momencie, po obejrzeniu pierwszych materiałów, na chwilę wstrzymali zdjęcia. Niemniej, sprawę udało się załagodzić i film został skończony. Smutniejsze były jego dalsze losy - trafił na półkę, by dopiero w 1985 roku zabłysnąć na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (nagrody otrzymali Wiesław Saniewski - za reżyserię, Ewa Błaszczyk - za pierwszoplanową rolę kobiecą oraz Witold Adamek - za zdjęcia). W Mannheim dzieło zostało wyróżnione nagrodą FIPRESCI. Gdy jednak starały się o niego Berlin i Wenecja, Polska odmówiła. Nawet gdy Niemcy szukali kontaktu z Błaszczyk, „Film Polski” mówił, że „nie ma takiej aktorki”.
Później Błaszczyk pojawiła się w zagranicznych produkcjach. Na Zachodzie jednak zostać nie chciała. - Zobaczyłam, że nie mieszczę się tam kulturowo, że mam inny „zapis” doświadczenia, że nie rozwinę się tam artystycznie - odpowiadała w Krakowie aktorka. - Tu mogłam śpiewać Osiecką i ją „milczeć” - razem z publicznością. Tu byłam w domu. Chcę być tutaj, jestem stąd.
Moderując rozmowę, Łukasz Maciejewski pamiętał także o pozaartystycznej działalności Ewy Błaszczyk - jej fundacji „Akogo?” i zaangażowaniu w powstanie Kliniki Neurorehabilitacyjnej „Budzik” przy Centrum Zdrowia Dziecka. Skąd czerpie siłę i nadzieję? - Z ludzi, z krążącej energii, z tego, że prowokuję zdarzenia i przesiadam się z jednego rewiru w drugi - odpowiadała. - Nie tkwię tylko w chorobie, ale też śpiewam, gram. To mnie doładowuje. Budowanie wiary, nadziei - to bardzo trudne. Czasami z bezradności się płacze, ale czasami nie ma wyboru. Jeśli podejmuję decyzję, że chcę żyć, a chcę, to muszę codziennie rano tak się zmobilizować, żeby tę nadzieję mieć. Ona nie berze się sama z siebie.
Niespodziewaną propozycję Saniewskiego, wówczas nikomu niemal nieznanego debiutanta, przyjęła bez wahania. Trwał jeszcze stan wojenny. - Natychmiast zadzwoniłam do niego: „Wiem, że niewiele zrobiłam i bardzo trudno mieć do mnie zaufanie. To świetny scenariusz. Jest tu wiele ciekawych ról. Mnie interesuje jednak filtr, przez który cała ta historia i świat przechodzą. Odczuwam głęboką potrzebę, żeby przepuścić to wszystko przez siebie” - opowiadała Błaszczyk w Krakowie. Zgodnie ze swoją prośbą i marzeniem dostała główną rolę - Klary, kobiety, która niesłusznie została skazana na dożywocie. Za kratami urodziła córkę.
Chociaż motorem „Nadzoru” jest obyczajowość, jego prawdziwą siłę stanowią odniesienia polityczne. Dziś widać je bardzo wyraźnie. To przede wszystkim film o zniewoleniu, ale i o buncie. - To ciekawe, gdy patrzy się na to z perspektywy lat, że w tym samym okresie, zupełnie niezależnie, powstało też „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego - zwróciła uwagę Błaszczyk. - Ten problem w nas narastał, tkwił. W tym kraju, w tym miejscu, w tym czasie - musieliśmy o nim opowiedzieć. Cenzurę udało się filmowcom obejść, przynajmniej na czas zdjęć, sprytem i jednością. Obraz powstał w Studiu Filmowym im. Karola Irzykowskiego, wytwórni dla debiutantów. - To był ewenement. To studio, powstałe z inicjatywy absolwentów szkół filmowych, rządziło się własnymi prawami. Jego pracownicy przekonali różne komisje, że "Nadzór" to scenariusz oparty na faktach (co zresztą było zgodne z prawdą - Saniewskiego zainspirowały autentyczne losy pewnej kobiety), że chodzi przede wszystkim o dziecko, że nie ma tu polityki - mówiła aktorka.
Ewa Błaszczyk i Łukasz Maciejewski, fot. D. Romanowska
Nie obyło się całkiem bez interwencji urzędników państwowych, którzy w pewnym momencie, po obejrzeniu pierwszych materiałów, na chwilę wstrzymali zdjęcia. Niemniej, sprawę udało się załagodzić i film został skończony. Smutniejsze były jego dalsze losy - trafił na półkę, by dopiero w 1985 roku zabłysnąć na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (nagrody otrzymali Wiesław Saniewski - za reżyserię, Ewa Błaszczyk - za pierwszoplanową rolę kobiecą oraz Witold Adamek - za zdjęcia). W Mannheim dzieło zostało wyróżnione nagrodą FIPRESCI. Gdy jednak starały się o niego Berlin i Wenecja, Polska odmówiła. Nawet gdy Niemcy szukali kontaktu z Błaszczyk, „Film Polski” mówił, że „nie ma takiej aktorki”.
Później Błaszczyk pojawiła się w zagranicznych produkcjach. Na Zachodzie jednak zostać nie chciała. - Zobaczyłam, że nie mieszczę się tam kulturowo, że mam inny „zapis” doświadczenia, że nie rozwinę się tam artystycznie - odpowiadała w Krakowie aktorka. - Tu mogłam śpiewać Osiecką i ją „milczeć” - razem z publicznością. Tu byłam w domu. Chcę być tutaj, jestem stąd.
Moderując rozmowę, Łukasz Maciejewski pamiętał także o pozaartystycznej działalności Ewy Błaszczyk - jej fundacji „Akogo?” i zaangażowaniu w powstanie Kliniki Neurorehabilitacyjnej „Budzik” przy Centrum Zdrowia Dziecka. Skąd czerpie siłę i nadzieję? - Z ludzi, z krążącej energii, z tego, że prowokuję zdarzenia i przesiadam się z jednego rewiru w drugi - odpowiadała. - Nie tkwię tylko w chorobie, ale też śpiewam, gram. To mnie doładowuje. Budowanie wiary, nadziei - to bardzo trudne. Czasami z bezradności się płacze, ale czasami nie ma wyboru. Jeśli podejmuję decyzję, że chcę żyć, a chcę, to muszę codziennie rano tak się zmobilizować, żeby tę nadzieję mieć. Ona nie berze się sama z siebie.
Dagmara Romanowska
informacja własna
Ostatnia aktualizacja: 17.03.2014
fot. ewablaszczyk.pl
Napisz recenzję i wygraj udział w „Dwóch Teatrach”
TVP i TVN walczą o internautów
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024