Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
WYDARZENIA
8.03.2014
Z okazji premiery filmu Roberta Glińskiego z odtwórcą roli "Zośki" rozmawia Paweł Zwoliński. Oto wywiad:
Jakie to było uczucie wcielić się w rolę „Zośki”, organizatora akcji pod Arsenałem?
To było wielkie przeżycie. Ja sobie nie wyobrażam tego, że ja teraz, uzbrojony w parę pistoletów, z butelkami z benzyną, atakuję więźniarkę celem odbicia przyjaciela, w której znajdują się uzbrojeni SS-mani. Do której chwilę później mógłby się zlecieć cały batalion SS. Robi to na mnie ogromne wrażenie. Chodzi tutaj o dokonania „Zośki”, ale też całego pokolenia, które żyło i walczyło w czasach II wojny światowej.
Więc jakie była wasza misja? Co chcieliście widzom pokazać – Ty jako „Zośka”, Tomasz Ziętek jako „Rudy”, czy Kamil Szeptycki jako „Alek”?
Chcieliśmy pokazać przede wszystkim ludzi. Budowałem rolę pamiętając o tym, aby przedstawić człowieka, który ma swoje zalety, wady, pragnienia, takiego, który odbiera wiele bodźców z zewnątrz. Mógłbym wymieniać wiele tych cech. Mój zawód polega na kreowaniu postaci w dobrym znaczeniu tego słowa. Im więcej postać ma „kolorów”, tym lepiej się ją wtedy odgrywa. Z drugiej strony, jeśli się za dużo wie o swojej postaci, to też nie dobrze, bo wówczas nic nie zagra. Warto wtedy skupić się na kilku priorytetowych cechach takiej postaci.
Czy w takim razie wiedziałeś o „Zośce” zbyt wiele?
Wydaje mi się, że wiedziałem tyle, ile udało mi się pozyskać wiedzy. Informacji o „Zośce” czerpałem głównie z książek, rozmów, czy z fotografii.
Jak oceniasz pierwowzór literacki?
Byłem bardzo wzruszony jak ją czytałem. Musiałem ją sobie odświeżyć od czasów szkolnych. Jest to książka napisana ku pokrzepieniu serc. Sam „Zośka” przeczytał "Kamienie na szaniec" i powiedział, że nie do końca tak było. Uznał wtedy, że to bardzo ładna książka, jednak w pełni stanowi wizję autora. My, kręcąc film, inspirowaliśmy się nie tylko książką, ale także faktami, które zaczerpnęliśmy z innych źródeł.
Jak oceniasz współpracę z takimi twórcami jak Robert Gliński, czy Paweł Edelman?
Fantastycznie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł się z nimi spotkać na planie: coś podpatrzeć, coś wziąć dla siebie. Kiedyś chciałbym wyreżyserować swój własny film. Więc kontakty z twórcami takiego formatu jak Robert, czy Paweł są dla mnie bardzo cenne.
Masz jakiś wymarzony temat, o którym chciałbyś nakręcić film?
Mam w głowie pewien pomysł, który na razie się rodzi. Póki co jeszcze nic nie napisałem. Od pomysłu, do reżyserii to bardzo długa i niełatwa droga.
Czy masz jakieś plany filmowe w najbliższym czasie?
Póki co nie mam propozycji, ale czekam. Chętnie pojawię się na castingach. Zależy mi, żeby się pokazać. A jak na razie można mnie zobaczyć na deskach Teatru Kamienica, w jednym z przedstawień.
To było wielkie przeżycie. Ja sobie nie wyobrażam tego, że ja teraz, uzbrojony w parę pistoletów, z butelkami z benzyną, atakuję więźniarkę celem odbicia przyjaciela, w której znajdują się uzbrojeni SS-mani. Do której chwilę później mógłby się zlecieć cały batalion SS. Robi to na mnie ogromne wrażenie. Chodzi tutaj o dokonania „Zośki”, ale też całego pokolenia, które żyło i walczyło w czasach II wojny światowej.
Więc jakie była wasza misja? Co chcieliście widzom pokazać – Ty jako „Zośka”, Tomasz Ziętek jako „Rudy”, czy Kamil Szeptycki jako „Alek”?
Chcieliśmy pokazać przede wszystkim ludzi. Budowałem rolę pamiętając o tym, aby przedstawić człowieka, który ma swoje zalety, wady, pragnienia, takiego, który odbiera wiele bodźców z zewnątrz. Mógłbym wymieniać wiele tych cech. Mój zawód polega na kreowaniu postaci w dobrym znaczeniu tego słowa. Im więcej postać ma „kolorów”, tym lepiej się ją wtedy odgrywa. Z drugiej strony, jeśli się za dużo wie o swojej postaci, to też nie dobrze, bo wówczas nic nie zagra. Warto wtedy skupić się na kilku priorytetowych cechach takiej postaci.
Czy w takim razie wiedziałeś o „Zośce” zbyt wiele?
Wydaje mi się, że wiedziałem tyle, ile udało mi się pozyskać wiedzy. Informacji o „Zośce” czerpałem głównie z książek, rozmów, czy z fotografii.
Jak oceniasz pierwowzór literacki?
Byłem bardzo wzruszony jak ją czytałem. Musiałem ją sobie odświeżyć od czasów szkolnych. Jest to książka napisana ku pokrzepieniu serc. Sam „Zośka” przeczytał "Kamienie na szaniec" i powiedział, że nie do końca tak było. Uznał wtedy, że to bardzo ładna książka, jednak w pełni stanowi wizję autora. My, kręcąc film, inspirowaliśmy się nie tylko książką, ale także faktami, które zaczerpnęliśmy z innych źródeł.
Jak oceniasz współpracę z takimi twórcami jak Robert Gliński, czy Paweł Edelman?
Fantastycznie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł się z nimi spotkać na planie: coś podpatrzeć, coś wziąć dla siebie. Kiedyś chciałbym wyreżyserować swój własny film. Więc kontakty z twórcami takiego formatu jak Robert, czy Paweł są dla mnie bardzo cenne.
Masz jakiś wymarzony temat, o którym chciałbyś nakręcić film?
Mam w głowie pewien pomysł, który na razie się rodzi. Póki co jeszcze nic nie napisałem. Od pomysłu, do reżyserii to bardzo długa i niełatwa droga.
Czy masz jakieś plany filmowe w najbliższym czasie?
Póki co nie mam propozycji, ale czekam. Chętnie pojawię się na castingach. Zależy mi, żeby się pokazać. A jak na razie można mnie zobaczyć na deskach Teatru Kamienica, w jednym z przedstawień.
Paweł Zwoliński
Ostatnia aktualizacja: 7.03.2014
fot. Monolith Films
TVP publikuje sprawozdanie za 2013 rok
„Orły” i „Miłość” w Dwójce
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024