Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Kolejny odcinek cyklu Marka Łuszczyny „Miejsca” w „Magazynie Filmowym SFP” (nr 31/2014) autor poświęcił krakowskiej Piwnicy Pod Baranami. Oto fragment artykułu, całość będzie można przeczytać w nowym numerze miesięcznika, który ukaże się 10 marca.
Piwnica Pod Baranami to setki legend, mitów, tysiące osób, morze wódki ale i detale. Na przykład legitymacja funkcjonariusza SB, która na „wieki wieków amen” wylądowała w kieszeni Czesława Miłosza.
Najtrudniej było zgubić ogon. Chodziło o to, że w środowisku piwnicznym chciał być każdy. Każdy pragnął ogrzewać się w promieniach sławy Piotra Skrzyneckiego. Mnóstwo studentów, mniej lub bardziej uzdolnione (raczej mniej) szansonistki, podpici mitomani. Prawdziwi piwniczanie nazywali ich satelitami. Satelici dosiadali się w Piwnicy i czuli się pełnoprawni. Były rozmowy, picie wódki, poklepywanie po plecach Ewy Demarczyk, Wiesława Dymnego, Jana Nowickiego. Ale nie było osoby najważniejszej. Piotr Skrzynecki czekał bowiem w swoim mieszkaniu na Groblach na „prawdziwą piwnicę”. Tam dopiero miała rozpocząć się zabawa dla wtajemniczonych, skromnych, świadomych swojego talentu, autentycznych. Najpierw jednak trzeba było zgubić ogon – trochę satelitów wykruszało się w Piwnicy od ilości wypitej wódki, trochę w czasie spaceru po Rynku i Plantach. Przed niektórymi trzeba było uciekać truchtem – pod okno Piotra, na Groble. Przez to okno dopiero do mieszkania mistrza gramolili się najwięksi. W ciągu czterdziestu lat do Skrzyneckiego weszli oknem, m.in. Melchior Wańkowicz, Krzysztof Komeda, Agnieszka Osiecka, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Andrzej Wajda i trzecia żona Ernesta Hemingwaya – piosenkarka Patachou. Wcisnął się również Czesław Miłosz, podczas swojego krótkiego pobytu w Polsce, w okresie karnawału „Solidarności”. A kilkanaście minut po nim jakiś nieznany satelita, któremu w momencie zeskakiwania z parapetu na podłogę wypadła legitymacja. Miłosz zrobił szybko dwa susy i podniósł esbecką blaszkę z podłogi. Wszyscy byli pewni, że da w mordę, ale noblista spojrzał, obrócił w dłoniach, „Może się przydać” - powiedział pod nosem, a do kapusia – „Na wieki wieków”. Po czym schował legitymację do kieszeni i stracił zainteresowanie sprawą. Funkcjonariusz wyleciał na kopach, wypłaconych przez kogoś innego.
Serce Piwnicy Pod Bananami tętniło więc w mieszkaniu Janiny Garyckiej na Groblach, gdzie pomieszkiwał Skrzynecki. W latach 60. wpadała do mistrza m.in. Luiza, artystka średnich lotów. Kilka razy wystąpiła na piwnicznej scenie, zaśpiewała parę piosenek, przede wszystkim jednak zajmowała się piciem. Skrzynecki po latach mówił wprost: „Piła za dużo”. Nawet potrafiła śpiewać, ale rozbrajała jej sceniczna nieporadność, truchtała w miejscu, wszyscy jej mówili: „Masz słabe ruchy”.
„Słabo się ruszam, kurwa?” – usłyszał w swoje urodziny Skrzynecki. Wyjrzał przez okno. Luiza stała na ulicy i robiła striptiz, rozrzucając ubrania, gdzie popadnie. Niektórzy przechodnie zatrzymywali się, podnosili ciuchy z chodnika i próbowali ją nakrywać, ale ona ich odtrącała, bo rozbierała się „specjalnie na urodziny Piotra”. „Piersi miała akurat ładne, to nie był taki zły pomysł”- powiedział po całej sprawie Skrzynecki. „Po całej sprawie”, bo finał był taki, że półnaga Luiza pobiegła do pobliskiego baru po szklankę, napełniła ją w toalecie do połowy wodą, wróciła „na scenę” przed okno tego, który godzien był obejrzeć striptiz kompletny i w ostatnim akcie sięgnęła sobie zamaszystym ruchem do ust, żeby wyjąć sztuczną szczękę. Włożyła ją do szklanki i cały zestaw cisnęła w okno Skrzyneckiego. Trudno powiedzieć: z całkowitego oddania, czy z żalu, że mistrz nie stawia na nią jako na główną gwiazdę Piwnicy.
Najtrudniej było zgubić ogon. Chodziło o to, że w środowisku piwnicznym chciał być każdy. Każdy pragnął ogrzewać się w promieniach sławy Piotra Skrzyneckiego. Mnóstwo studentów, mniej lub bardziej uzdolnione (raczej mniej) szansonistki, podpici mitomani. Prawdziwi piwniczanie nazywali ich satelitami. Satelici dosiadali się w Piwnicy i czuli się pełnoprawni. Były rozmowy, picie wódki, poklepywanie po plecach Ewy Demarczyk, Wiesława Dymnego, Jana Nowickiego. Ale nie było osoby najważniejszej. Piotr Skrzynecki czekał bowiem w swoim mieszkaniu na Groblach na „prawdziwą piwnicę”. Tam dopiero miała rozpocząć się zabawa dla wtajemniczonych, skromnych, świadomych swojego talentu, autentycznych. Najpierw jednak trzeba było zgubić ogon – trochę satelitów wykruszało się w Piwnicy od ilości wypitej wódki, trochę w czasie spaceru po Rynku i Plantach. Przed niektórymi trzeba było uciekać truchtem – pod okno Piotra, na Groble. Przez to okno dopiero do mieszkania mistrza gramolili się najwięksi. W ciągu czterdziestu lat do Skrzyneckiego weszli oknem, m.in. Melchior Wańkowicz, Krzysztof Komeda, Agnieszka Osiecka, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Andrzej Wajda i trzecia żona Ernesta Hemingwaya – piosenkarka Patachou. Wcisnął się również Czesław Miłosz, podczas swojego krótkiego pobytu w Polsce, w okresie karnawału „Solidarności”. A kilkanaście minut po nim jakiś nieznany satelita, któremu w momencie zeskakiwania z parapetu na podłogę wypadła legitymacja. Miłosz zrobił szybko dwa susy i podniósł esbecką blaszkę z podłogi. Wszyscy byli pewni, że da w mordę, ale noblista spojrzał, obrócił w dłoniach, „Może się przydać” - powiedział pod nosem, a do kapusia – „Na wieki wieków”. Po czym schował legitymację do kieszeni i stracił zainteresowanie sprawą. Funkcjonariusz wyleciał na kopach, wypłaconych przez kogoś innego.
Serce Piwnicy Pod Bananami tętniło więc w mieszkaniu Janiny Garyckiej na Groblach, gdzie pomieszkiwał Skrzynecki. W latach 60. wpadała do mistrza m.in. Luiza, artystka średnich lotów. Kilka razy wystąpiła na piwnicznej scenie, zaśpiewała parę piosenek, przede wszystkim jednak zajmowała się piciem. Skrzynecki po latach mówił wprost: „Piła za dużo”. Nawet potrafiła śpiewać, ale rozbrajała jej sceniczna nieporadność, truchtała w miejscu, wszyscy jej mówili: „Masz słabe ruchy”.
„Słabo się ruszam, kurwa?” – usłyszał w swoje urodziny Skrzynecki. Wyjrzał przez okno. Luiza stała na ulicy i robiła striptiz, rozrzucając ubrania, gdzie popadnie. Niektórzy przechodnie zatrzymywali się, podnosili ciuchy z chodnika i próbowali ją nakrywać, ale ona ich odtrącała, bo rozbierała się „specjalnie na urodziny Piotra”. „Piersi miała akurat ładne, to nie był taki zły pomysł”- powiedział po całej sprawie Skrzynecki. „Po całej sprawie”, bo finał był taki, że półnaga Luiza pobiegła do pobliskiego baru po szklankę, napełniła ją w toalecie do połowy wodą, wróciła „na scenę” przed okno tego, który godzien był obejrzeć striptiz kompletny i w ostatnim akcie sięgnęła sobie zamaszystym ruchem do ust, żeby wyjąć sztuczną szczękę. Włożyła ją do szklanki i cały zestaw cisnęła w okno Skrzyneckiego. Trudno powiedzieć: z całkowitego oddania, czy z żalu, że mistrz nie stawia na nią jako na główną gwiazdę Piwnicy.
PZ
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja: 20.02.2014
fot. fva.pl
Nowa działalność WFDiF. Pokazać "szwy" kina (foto)
Łódź Film Commission
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024