Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Choć nie jest to ostatni dzień lata, to kończy pierwszą transzę zdjęć do nowego filmu Marcina Krzyształowicza "Pani z przedszkola". Aktorzy i ekipa wrócą na plan 18 września, by pracować przez kolejnych 30 dni.
Inaczej niż sugeruje tytuł filmu, dziś zdjęcia nie odbywają się w przedszkolu. Z trudem trafiamy na plan w krakowskiej Nowej Hucie. W tle kominy, na pierwszym planie hałda piachu, po bokach resztki zabudowań. W tej postindustrialnej przestrzeni zaskakuje obecność amerykańskiego krążownika szos w landrynkowym kolorze. Z daleka poznajemy Adama Woronowicza i od razu się uśmiechamy. W jasnym garniturze, z bokobrodami i wąsem znakomity aktor bawi historyczną stylizacją. Bez dwóch zdań jesteśmy w latach 70.
Inaczej niż sugeruje tytuł filmu, dziś zdjęcia nie odbywają się w przedszkolu. Z trudem trafiamy na plan w krakowskiej Nowej Hucie. W tle kominy, na pierwszym planie hałda piachu, po bokach resztki zabudowań. W tej postindustrialnej przestrzeni zaskakuje obecność amerykańskiego krążownika szos w landrynkowym kolorze. Z daleka poznajemy Adama Woronowicza i od razu się uśmiechamy. W jasnym garniturze, z bokobrodami i wąsem znakomity aktor bawi historyczną stylizacją. Bez dwóch zdań jesteśmy w latach 70.
Adam Woronowicz w filmie "Pani z przedszkola". Fot. Jacek Drygała
Kamera wbija „wzrok” w ziemię, obserwując kroki Woronowicza. Przed nim, czego obiektyw już nie widzi, człowiek z ekipy szczotką wzbija kurz. Przez chwilę oglądamy duble, w których aktor przechadza się i westernowo nonszalanckim ruchem odrzuca niedopałek papierosa. I to ma być ten film o przedszkolakach?
Reżyser pilnie strzeże sekretu swego filmu, mówi nam tak mało, jak to tylko możliwe. Podczas rozmowy słyszymy strzały, które Krzyształowicz tłumaczy z niewinną miną: Popadliśmy w małą dygresję i oddajemy się wolnym skojarzeniom […]. Z lasu [chodzi o poprzedni film reżysera "Obława" – red.] przeniosłem się do przedszkola. Zdokumentowałem to zagadnienie. Mając dwójkę małych dzieci, miałem okazję i to w dramatycznych okolicznościach – żartuje.
- Pani z przedszkola jest tytułową postacią [filmu], ale dla mnie głównym bohaterem jest tata, to z nim się najbardziej utożsamiam i on jest najbliższy mojemu sercu. Przez jego los obserwujemy historię pewnej rodziny, która przeżywa swoje wzloty i upadki. W tej chwili jesteśmy świadkami dość burzliwego momentu w jej życiu, ale chyba wszystko zmierza do dobrego zakończenia – wyjaśnia. - Wydaje mi się, że kraina przedszkolna naszych wczesnych doświadczeń jest szalenie ujmująca filmowo i myślę, że może stanowić metaforę naszego życia, funkcjonowania w dorosłej rzeczywistości. To rzecz, która dotyczy wszystkich, uniwersalna: albo sami przeszliśmy przez przedszkole, leżakowaliśmy i jedliśmy zupę mleczną albo odprowadzamy nasze pociechy i uczestniczymy w przedszkolnym okresie ich życia.
Reżyser pilnie strzeże sekretu swego filmu, mówi nam tak mało, jak to tylko możliwe. Podczas rozmowy słyszymy strzały, które Krzyształowicz tłumaczy z niewinną miną: Popadliśmy w małą dygresję i oddajemy się wolnym skojarzeniom […]. Z lasu [chodzi o poprzedni film reżysera "Obława" – red.] przeniosłem się do przedszkola. Zdokumentowałem to zagadnienie. Mając dwójkę małych dzieci, miałem okazję i to w dramatycznych okolicznościach – żartuje.
- Pani z przedszkola jest tytułową postacią [filmu], ale dla mnie głównym bohaterem jest tata, to z nim się najbardziej utożsamiam i on jest najbliższy mojemu sercu. Przez jego los obserwujemy historię pewnej rodziny, która przeżywa swoje wzloty i upadki. W tej chwili jesteśmy świadkami dość burzliwego momentu w jej życiu, ale chyba wszystko zmierza do dobrego zakończenia – wyjaśnia. - Wydaje mi się, że kraina przedszkolna naszych wczesnych doświadczeń jest szalenie ujmująca filmowo i myślę, że może stanowić metaforę naszego życia, funkcjonowania w dorosłej rzeczywistości. To rzecz, która dotyczy wszystkich, uniwersalna: albo sami przeszliśmy przez przedszkole, leżakowaliśmy i jedliśmy zupę mleczną albo odprowadzamy nasze pociechy i uczestniczymy w przedszkolnym okresie ich życia.
Karolina Gruszka wśród przedszkolaków. Fot. Jacek Drygała
Przedszkole w filmie pojawia się jednak naprawdę. - Te sekwencje są w poważnej mierze za nami, współpracowało z nami ok. 40 dzieciaków, które nigdy wcześniej nie stały przed kamerą. Stanowiły nie lada wyzwanie, bo nie dopasowywały się do naszych oczekiwań tylko my - do ich możliwości. W przypadku dzieci tak małych klasyczne prowadzenie aktorów nie wchodzi w ogóle w grę. Chodzi o to, żeby je zauważyć, poświęcić im tyle czasu, ile się da, lekko prowokując do pewnych zachowań i to wszystko – opowiada Krzyształowicz. - Historia [filmu] rozgrywa się na styku dwóch epok: pod koniec lat 90., kiedy świat jest już zmieniony, bardziej skomercjalizowany i tętni współczesnym życiem i lat 70., do których się odnoszę z sentymentem, bo to są czasy mojego dzieciństwa. Mimo, że było dramatycznie, ciężko i szaro, w mojej pamięci tamten czas jednak zachowałem jako coś szczególnie kolorowego. [Akcja filmu] w poważnej mierze dzieje się w przeszłości. Natomiast główny bohater, który opowiada swoją historię, [żyje współcześnie]. Gra go Łukasz Simlat. W pewnych dramatycznych dla siebie okolicznościach zmuszony jest cofnąć się w czasie. To dorosły synek rodziców [w tych rolach Agata Kulesza i Adam Woronowicz], którego potem widzimy w wieku lat trzech, jak z drobną dysfunkcją zjawia się w przedszkolu. W tytułową rolę wciela się Karolina Gruszka, w rolę babci - Krystyna Janda. Bohater Mariana Dziędziela należy do współczesności i wysłuchuje opowieści, którą snuje syn.
Reżyser przyznaje, że "Pani z przedszkola" to film kostiumowy. – Kostiumy zaprojektowała Kasia Lewińska i myślę, że one w przewrotny sposób komentują tamten czas: w kostiumach próbujemy uchwycić epokę początku lat 70., ale bardziej w Europie Zachodniej niż u nas, co pewnie niektórzy przyjmą jako zgrzyt. Ten PRL szarobury u nas jest świetlisty, kolorowy, prowokujący jednak do uśmiechu.
Reżyser przyznaje, że "Pani z przedszkola" to film kostiumowy. – Kostiumy zaprojektowała Kasia Lewińska i myślę, że one w przewrotny sposób komentują tamten czas: w kostiumach próbujemy uchwycić epokę początku lat 70., ale bardziej w Europie Zachodniej niż u nas, co pewnie niektórzy przyjmą jako zgrzyt. Ten PRL szarobury u nas jest świetlisty, kolorowy, prowokujący jednak do uśmiechu.
Agata Kulesza i Adam Woronowicz w filmie "Pani z przedszkola". Fot. Jacek Drygała
O kostiumy pytamy też Agatę Kuleszę: Kasia Lewińska twierdzi, że lata 70. są malownicze w ubraniu, w kolorze i niezwykle sexy. I tak stara się nas ubierać i to są rzeczy oryginalne.[…] Spódnice, sweterki bouclé, płaszcz skórzany. Bardzo piękne to wszystko […] Chyba pierwszy raz mam tyle kostiumów w błękicie.
Tymczasem na planie dzieją się rzeczy interesujące. Podziwiamy pracę kostiumografa, ale też specjalistów od broni palnej. Znakomity krakowski aktor Starego Teatru, Artur Dziurman, znany szerszej widowni z licznych seriali, pojawia się w płaszczu z futrzanym kołnierzem, garniturowych spodniach o bardzo szerokich nogawkach i dwukolorowych brogsach. Ma bokobrody, w ręku trzyma obrzyn i parokrotnie strzela. Potem pojawia się Grzegorz Wojdon, aktor filmów Feliksa Falka, Bodo Koksa, Janusza Morgensterna, Wojciecha Smarzowskiego, Marcina Krzyształowicza, w równie atrakcyjnej, choć odmiennej stylizacji. I też strzela.
Adam Woronowicz w filmie "Pani z przedszkola". Fot. Jacek Drygała
Pytany o formę filmu w odniesieniu do pomysłów zrealizowanych w „Obławie” Krzyształowicz mówi: - Dla mnie forma jest bohaterem i to chyba się nie zmieni. Czy mogę to tak bezpośrednio odnieść do „Obławy”? Tu też będę ostrożny , to jest po pierwsze inny film, po drugie chciałem, żeby scenariusz był w innym stylu skonstruowany, bo to też daje mi możliwość zabawienia się formą w inny sposób niż w „Obławie”. Agata Kulesza nie kryje swojego entuzjazmu dla scenariusza "Pani z przedszkola": Jest bardzo dobrze i precyzyjnie napisany.[…] Czytając go ma się już pewne wyobrażenie o rytmie tego filmu, co jest moim zdaniem w dzisiejszych czasach niezwykłe. I dodaje: Fajnie, że Marcin zdecydował się mnie obsadzić w takiej roli, w jakiej na pewno jeszcze nie grałam. I tłumaczy, że jej postać to kobieta bardzo łagodna, może trochę smutna. - To wymaga trochę mojej prywatności i poskromienia tej energii, której nagle dostaję na planie, takiej szarży czy takiego rozlatania. Tak sobie spokojnie muszę i skromnie budować tę postać – dodaje.
Tymczasem na planie dzieją się rzeczy interesujące. Podziwiamy pracę kostiumografa, ale też specjalistów od broni palnej. Znakomity krakowski aktor Starego Teatru, Artur Dziurman, znany szerszej widowni z licznych seriali, pojawia się w płaszczu z futrzanym kołnierzem, garniturowych spodniach o bardzo szerokich nogawkach i dwukolorowych brogsach. Ma bokobrody, w ręku trzyma obrzyn i parokrotnie strzela. Potem pojawia się Grzegorz Wojdon, aktor filmów Feliksa Falka, Bodo Koksa, Janusza Morgensterna, Wojciecha Smarzowskiego, Marcina Krzyształowicza, w równie atrakcyjnej, choć odmiennej stylizacji. I też strzela.
Adam Woronowicz w filmie "Pani z przedszkola". Fot. Jacek Drygała
Pytany o formę filmu w odniesieniu do pomysłów zrealizowanych w „Obławie” Krzyształowicz mówi: - Dla mnie forma jest bohaterem i to chyba się nie zmieni. Czy mogę to tak bezpośrednio odnieść do „Obławy”? Tu też będę ostrożny , to jest po pierwsze inny film, po drugie chciałem, żeby scenariusz był w innym stylu skonstruowany, bo to też daje mi możliwość zabawienia się formą w inny sposób niż w „Obławie”. Agata Kulesza nie kryje swojego entuzjazmu dla scenariusza "Pani z przedszkola": Jest bardzo dobrze i precyzyjnie napisany.[…] Czytając go ma się już pewne wyobrażenie o rytmie tego filmu, co jest moim zdaniem w dzisiejszych czasach niezwykłe. I dodaje: Fajnie, że Marcin zdecydował się mnie obsadzić w takiej roli, w jakiej na pewno jeszcze nie grałam. I tłumaczy, że jej postać to kobieta bardzo łagodna, może trochę smutna. - To wymaga trochę mojej prywatności i poskromienia tej energii, której nagle dostaję na planie, takiej szarży czy takiego rozlatania. Tak sobie spokojnie muszę i skromnie budować tę postać – dodaje.
Marcin Krzyształowicz i Michał Englert na planie. Fot. Jacek Drygała
Marcina Krzyształowicza pytamy jeszcze, co oznacza dla filmu fakt, że zdjęcia do niego robi Michał Englert. - Michał jest świetnym fachowcem, […] a ja potrzebowałem człowieka, który byłby w stanie spojrzeć na Kraków, na moją historię w sposób lekki, zaskakujący, pełen światła. Z mrocznych, wilgotnych klimatów [„Obławy”] postanowiłem przejść w inne rejony i do tego świetnie nadawał się Michał. Na koniec dodaje: - Przedszkole jest rodzajem trampoliny.[…] To jest historia o miłości.
Babie lato jakoś rymuje się z moim wyobrażeniem o tym tajemniczym filmie. Słoneczne, ale nostalgiczne. Ciepłe, ale jednak trochę gorzkie.
Katarzyna Skorupska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 5.09.2013
Jack Nicholson odchodzi na emeryturę?
GFF: Łódzka filmówka na festiwalu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024