PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  20.06.2013
Jeśli ktoś, tak jak ja, ponownie obejrzał niemiecki serial "Nasze matki, nasi ojcowie", ten być może, tak jak ja, utwierdził się w przekonaniu, że miał niewątpliwie do czynienia z dziełem dobrze spełniającym oczekiwania dzisiejszej widowni telewizyjnej - w Europie i nie tylko.
 
Podobne pod względem poziomu realizacyjnego, troski o wierność realiom epoki, uniwersalności warstwy fabularnej i wysokiej jakości aktorstwa seriale produkują bowiem i z powodzeniem sprzedają Anglicy, Rosjanie, Francuzi. W Europie i na świecie wcale niemałą część telewizyjnej publiczności stanowią ludzie należący do pokolenia, które wciąż chce zaspokoić głód historii i próbować odpowiadać sobie na stare jak świat pytania o przyszłość, w czym pomaga niewątpliwie wiedza o przeszłości.


Kadr z serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Fot. ZDF
 
Nasi telewizyjni prezesi i nasi dyrektorzy z Woronicza mogą zaproponować owej zainteresowanej historią publiczności tylko przygodowo-bogoojczyźnianą wersję wydarzeń znad Wisły, w której  wszystkie sytuacje i postacie są wyłącznie dwukolorowe. W "Czasie honoru" zawsze wiadomo kto, do kogo i po co strzela, a motywy i ewentualne wątpliwości autorzy serialu rozgrywają na poziomie podstawowego kursu psychoanalizy. O uproszczeniach historycznych i realizacji, w której w każdym kadrze widać mizerię finansową TVP, nie wspominając.

Po głosach, które pojawiły się po niemieckiej premierze "Naszych matek, nazych ojców" w polskiej prasie, można by sądzić, że będzie to niemal po amatorsku zrealizowany serialik permanentnie  przekłamujący historię, stawiający w skrajnie niekorzystnym świetle polski ruch oporu, którego zaopatrzeni w biało-czerwone opaski z napisem AK, reprezentanci momentami bardziej niż walką z hitlerowskim okupantem, zajęci byli „czystkami etnicznymi”, czyli eliminowaniem Żydów ze swych szeregów i otoczenia. Piszący te słowa recenzenci w ferworze walki mylili nazwy polskich miejscowości, pojawiające się rzekomo na ekranie, odsądzali od czci i wiary autorów scenariusza, którzy podobno mnożyli uproszczenia i banalizowali wątki, narzekali gremialnie na słabą reżyserię i aktorstwo. Nieliczne głosy przywołujące może mniej znane, ale wcale przez to nie mniej prawdziwe fakty z okupacji, kiedy polskiej partyzantce zdarzały się haniebne antysemickie epizody, przyjmowane były jako „określone głosy określonych środowisk”. Bo przecież byliśmy PRAWIE bez wyjątku tylko szlachetni, tylko bohaterscy i tylko internacjonalni. Ewidentne błędy i uproszczenia w polskiej sekwencji serialu tylko pomagają utrwalać ten stereotypowy sposób myślenia o narodowych cnotach.


Kadr z serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Fot. ZDF

Jeśli ktoś… ten  jednak zauważył w "Naszych matkach, naszych ojcach"  sprawnie poprowadzoną linię fabularną, piątkę różnych charakterologicznie bohaterów, których wojenne losy obchodzą nas także dlatego, że za fundamentalne wahania (ta wojna jest nie do wygrania), wewnętrzne dylematy (ile czasu trzeba, by stać się maszynką do zabijania?) czy tylko chwilowe wątpliwości w sens wszystkiego wokół, płacą wysoką, a bywa, ze i  najwyższą cenę. Jeśli ktoś… ten doceni rozmach inscenizacyjny, świetnie sfotografowane i zmontowane sceny batalistyczne, ten zapamięta epizody,  na przykład, w spalonym rosyjskim czołgu czy w brzozowym lasku, gdzie ruszają się robactwem całe pagórki kryjące pod płytką ziemią rozstrzelane przez cofających się Rosjan ciała.
Ten w końcu może w finale pomyśli, że wojna zawsze i najbardziej demoluje życie i psychikę pojedynczych ludzi. To może mało ale może też bardzo dużo.



Janusz Kołodziej
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  20.06.2013
Zobacz również
Polska Światłoczuła ma już 2 lata
Krzysztof Gierat szefem jury w Karlowych Warach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll