PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  27.05.2013
Magdalena Bartczak: Kino do utraty tchu

W przeciwieństwie do demokratycznego Berlinale i swobodnej Wenecji, rządzi tu kastowość, nieustanne doświadczenie zatłoczenia, rozmaite zakazy i nakazy. Cannes to z jednej strony czerwone dywany, wielkie gwiazdy, blichtr i przepych. Z drugiej – stojące od świtu kolejki kinofilów (z marnymi szansami wejścia na seanse) i dziennikarzy, którzy też muszą walczyć, by obejrzeć chociaż połowę tego, co zaplanowali.

Święto kina na bulwarze Croisette oszałamia i męczy, zachwyca i zarazem przeraża intensywnością. Poziom prezentowanych filmów rekompensuje jednak stres i zmęczenie. Choć narzekano tu na poziom kandydatów do Złotej Palmy (mniej więcej tak samo chętnie, jak na kapryśną pogodę), to z dystansu widać, jak wiele było mocnych tytułów, które pewnie długo nie wypadną z pamięci. Szczególnie cieszy, iż doceniono je w werdyktach jurorów – celnych, odważnych i świetnie oddających poziom konkursowych zmagań. Moim gorącym faworytem był surowy i mroczny dramat Jia Zhangke – nowelowa opowieść o współczesnych Chinach. Cieszą również nagrody dla "Heli" Escalante, w którym meksykański autor konsekwentnie kroczy swoją drogą, dając dowód znakomitemu zmysłowi obserwacji i reżyserskiej odwagi. Kibicowałam też nagrodzonemu subtelnemu dramatowi Hirokazu Koreedy, traktatowi na temat rodzinnych więzów i kształtowania się tożsamości, lepionej po części przez wychowanie, po części przez geny.


Abdellatif Kechiche i gwiazdy jego filmu ze Złotą Palmą. Fot. euronews.com

Najbardziej cieszy najwyższe wyróżnienie dla historii fenomenalnie opowiedzianej przez Abdellatifa Kechiche’a – niezwykle równego reżysera, któremu byłabym w stanie dać Złotą Palmę za każde wcześniejsze dzieło. Choć „Życie Adele” nie ma rozmachu narracyjnego „Tajemnicy ziarna” i jest filmem mniej konsekwentnym niż „Wina Woltera”, to w tegorocznym zestawie był tytułem bezkonkurencyjnym – dojrzałym, przemyślanym, równo rozkładającym granicę między dystansem i emocjonalnością. Tym, co stanowi największą siłę kina Kechiche’a i co najbardziej wybrzmiało w jego historii miłosnej, jest jego szacunek i empatia dla bohaterów. Ten wrażliwy mistrz szczegółu wchodzi w ich świat, ale nie traci dystansu potrzebnego, by stworzyć opowieść o pojedynczych ludzkich losach. Znaleźć w ich portrecie przejmująco uniwersalną prawdę o naszym życiu.

Znakomite były produkcje, które nie dostały żadnych nagrodami – choćby najnowsze dzieło Polańskiego, ostatni (być może zamykający karierę) film Soderbergha czy „Shield of Straw” Takashiego Miike – moralitet zanurzony w wartkim kinie gatunkowym. Jak to zwykle bywa, w konkursie nie zabrakło też jednak paru pomyłek, które z powodzeniem mogłyby zostać zastąpione znakomitymi z pozostałych sekcji. Mile zaskoczył m.in. Tydzień Krytyki, gdzie szczególnie mocną pozycją okazał się włoski „Salvo” Fabia Grassadonii i Antonio Piazzy – arcydzieło minimalizmu ze znakomitą rolą palestyńskiego aktora Saleha Bakriego. Wyjątkowo mocny był cykl Un Certain Regard, przynoszący wiele dzieł radykalnych i przekraczających granice kina – właśnie takich, jakich poszukiwałam przyjeżdżając na Lazurowe Wybrzeże.


Kadr z filmu "Les Salauds". Fot. festival-cannes.fr

Nie zawiodła Claire Denis z enigmatycznym "Les Salauds", zachwycił Laz Diaz poematem na temat granic moralności, „Norte, the end of History”, sprowokował Alain Guiraudie smakowitym thrillerem „Stranger by the lake”. Najoryginalniejsze propozycje przywiózł kambodżański mistrz kina, Rithy Panh, który w nagrodzonym „The missing picture” przepracowuje historię swego narodu, a także nowy talent filipińskiego kina, Adolfo Alix jr – autor poetyckiej medytacji nad śmiercią, „Death March”. Właśnie w Un Certain Regard zaprezentowano najlepsze moim zdaniem dzieło canneńskiego festiwalu –„La jaula de oro”. Fenomenalny debiut Diego Quemady-Dieza w kluczu kina drogi opowiada o dojrzewaniu, trudnych konstelacjach młodzieńczych emocji, zgubnej i nieco fałszywej naturze marzeń. Wyciszony, a zarazem tętniący od podskórnych emocji film meksykańskiego autora wydaje się mówić tym samym głosem, co obraz Kechiche’a – ładunek politycznych, dosłownych znaczeń pozostaje w nim istotny, ale nie najważniejszy. Zostaje wyparty przez to, co najbardziej archetypiczne, osobiste, poszukujące prawdy, w myśl Godarda, przez 24 klatki na sekundę.

Urszula Lipińska: Z perspektywy wygodnego fotela

Intensywność wymagającego festiwalu w Cannes zawsze łatwiej znieść z jednego prostego powodu: filmy rekompensowały wszystko. Nawet najsłabsze tytuły pokazywane w konkursie wciąż były dalece lepsze od średnich filmów prezentowanych czasami na festiwalach w Wenecji czy Berlinie.


W tym roku Cannes przesadziło. W konkursowej stawce dało się wykryć zupełnie nieporozumienia, jak również filmy miłe, acz błahe czy wręcz płytkie analizy kondycji współczesnego człowieka. Z co najmniej połowy konkursowych filmów nie wynikało nic dla świata kina, przemyśleń widza czy spojrzenia na rzeczywistość. To był festiwal konserwatywnego myślenia, tradycyjnej formy, oklepanych historyjek, bezpiecznych poglądów i jednowymiarowych bohaterów. Wygrał film prosty, pozbawiony mistrzowskiego tchnienia, niespektakularny, niepodważający zastanych prawd, ale w tym zestawie bez wątpienia najlepszy, bo potrafiący szczerze i bez uogólnień mówić o podjętym temacie. Gotowy na odważne sceny. Niebojący się ukazywania rzeczywistości niewygodnej i pozbawionej prostolinijności.

 
Kadr z filmu "La jaula de oro". Fot. materiały prasowe

Wstyd tegorocznej edycji jest tym większy, że ilekroć wychyliło się nos poza sekcję konkursową, okazywało się, że kino wciąż żyje: ryzykuje i potrafi rzucić widzowi wyzwanie. Pokazywane w Un Certain Regard "Les Salauds" Claire Denis czy „La jaula de oro” Diega Quemady-Dieza miały trzy razy więcej odwagi, mocy, dotkliwości czy szczerości niż wszystkie konkursowe filmy razem wzięte. Pierwszy, nakręcony przez Francuzkę, dla której w konkursie nie znaleziono miejsca, zajmując je pięcioma innymi filmami nakręconymi przez jej rodaków. Drugi, zrealizowany przez debiutanta z Meksyku, od którego połowa konkursowych reżyserów mogłaby się uczyć konstrukcji scenariusza. Oni nie potrzebowali gwiazd, fajerwerków, wymyślnej przemocy. Nie potrzebowali histerii i desperacji, zdecydowanie za często obecnych w tegorocznym konkursie, gdzie panowała zgodna bezradność w kierunkowaniu bohaterów. Prawie żaden z filmów nie może się pochwalić stworzeniem mocnej, przenikliwie ukazanej soczystej postaci. Kto miałby nim być? Niewiele różniący się od typowych hollywoodzkich superbohaterów Grigris z filmu Mahamata- Saleha Harouna? Llewyn Davis, kolejny coenowski nieszczęśnik, w którym nie następuje żadne przełamanie? Znudzona dobrobytem Isabelle z „Jeune&Jolie”?


Kadr z filmu "Wenus w futrze". Fot. festival-cannes.fr

Postawa Ozona w tym filmie mogłaby zresztą służyć za symboliczny punkt widzenia wielu reżyserów, których obrazy oglądaliśmy w konkursie. To była plejada twórców apatycznych, niczym niezainteresowanych, nieskorych do wygłaszania niekonwencjonalnych poglądów. Obserwujących świat z bezpiecznych pozycji i niechętnych zmienianiu położenia tylko po to, żeby dostrzec w nim pęknięcia, wątpliwości, niepewności. Abdellatif Kechiche poruszył się minimalnie: nie zadał wielkich pytań, ale nie unikał jak ognia tego, co zignorowało większość twórców: pokazania wielowymiarowego obrazu rzeczywistości. Nakręcił fabułę uniwersalną w takim znaczeniu, że przypominającą o walce o szczęście toczonej przez całe życie. Adele z jego filmu ma wszystko, czego inni bohaterowie w Cannes nie mieli: poczucie uwierającej rzeczywistości, ludzkie słabości, zmienne nastroje i trudności. Trudności zwyczajne i niewygórowane. Bliżej będzie wielu widzom do nich niż sugerowanych przez innych ciężarów wojennej emigracji, kłopotów z zajściem w ciążę czy doświadczenia ubóstwa w afrykańskim slumsie. Wcale nie dlatego, że akcja tych filmów dzieje się w egzotycznych miejscach, przeszłych epokach. Nie dlatego, że sportretowane w nich problemy są niszowe a doświadczenia hermetyczne. Każdy z tych tematów mógł się okazać tym wielkim, uniwersalnym. Ale żaden z reżyserów nie potrafił go takim uczynić. 
 


Magdalena Bartczak, Urszula Lipińska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  27.05.2013
Zobacz również
53. KFF: Produkcje, o których było i będzie głośno
Młodzi i Film: kolejne tytuły filmów konkursowych!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll