PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  25.05.2013
Dzień po gorzkim rozczarowaniu, jakim dla większości widzów okazał się długo oczekiwany film Nicolasa Windinga Refna, „Tylko Bóg wybacza”, w Konkursie Głównym pojawił się wreszcie obraz, który według wielu zasłużył na najwyższą nagrodę – zachwycający „La vie d'Adele” Abdellatifa Kechiche’a.

Jeśli na tegorocznym festiwalu w Berlinie królowały kobiety, to na 66. Festiwalu w Cannes zdecydowany prym wiodą męskie historie. Większość obrazów prezentowanych w Konkursie Głównym w szczątkowej formie wprowadzało na ekran kobiety, a niektóre – jak choćby gorąco oklaskiwany film Stevena Soderbergha – w całości poświęcone są mężczyznom. Również dwa tytuły typowane jako najmocniejsi jak dotąd kandydaci do Złotej Palmy, czyli nowa produkcja braci Coen i „La Grande Bellezza” Paolo Sorrentino przyglądają się męskiemu światu, w którym kobiety stanowią tło opowieści, są tylko atrakcyjnym dodatkiem do bohaterów.


Kadr z filmu "La vie d'Adele". Fot. festival-cannes.fr

Najnowsza odsłona Konkursu Głównego wreszcie skonfrontowała nas z mocnymi i intrygującymi przedstawicielkami płci pięknej. Prawdziwym olśnieniem okazał się nowy film jednego z najzdolniejszych europejskich autorów – Abdellatifa Kechiche’a, „La vie d’Adele”. Francuski reżyser tunezyjskiego pochodzenia, ceniony m.in. za „Tajemnicę ziarna” i „Czarną Wenus”, przywiózł do Cannes obraz, na jaki wielu czekało. Trzygodzinna opowieść o dojrzewaniu nastolatki odkrywającej w sobie lesbijskie skłonności, jest poprowadzona tak sprawnie, że czas projekcji mija w mgnieniu oka. Od pierwszego do ostatniego ujęcia ta niezwykła historia miłosna porywa, wciągając nas w świat, któremu trudno się oprzeć i trudno go porzucić od razu po seansie. Kamera przesuwa się subtelnie po twarzach bohaterek (fenomenalne kreacje nieznanej jeszcze Adele Exarchopoulos i gwiazdy francuskiego kina, Léi Seydoux), rejestrując ich rzeczywistość w wymiarze jeden do jeden: bez skrótów, nawiasów i upiększeń. Portrety obu dziewczyn są budowane skrupulatnie od pierwszej sceny – nie umyka nam żaden ich gest, ruch, ani słowo.

Kechiche już po raz drugi wziął na warsztat temat dojrzewania i młodzieńczego poszukiwania tożsamości. Wcześniej w znakomitym „Uniku” przyglądał się emocjom nastoletniego chłopaka zakochanego w koleżance ze szkoły, tym razem jego kamera towarzyszy dziewczynie, dla której pierwszym krokiem do dojrzałości jest związek z dziewczyną. Ten filmowy dziennik dojrzewania olśniewa subtelnością, z jaką reżyser przenosi na ekran dziewczęce uczucia. Nie ma w jego obrazie częstego dla wizji młodości przerysowania, sztuczności czy przesady. Dzieło Kechiche’a trafnie przenosi na drugą stronę ekranu to, co jest w tym temacie najtrudniejsze do uchwycenia: burzliwą gęstość rodzących się uczuć, trudną niepewność życiowych decyzji, delikatną granicę między bolesną obsesją i słodkim miłosnym odurzeniem.


Kadr z filmu "We Are What We Are". Fot. festival-cannes.fr

O ile nowy film francuskiego mistrza kameralnych dramatów zakorzeniony jest w realizmie, o tyle dwie inne świetnie opowiedziane historie dojrzewania, które pojawiły się na festiwalu, celnie wykorzystują surrealistyczny język groteski. Obie zostały zaprezentowane w cyklu Quinzaine des Réalisateurs, często wypełnionym ekranową  awangardą i znanym z promowania dzieł mniej znanych autorów. Amerykański „We Are What We Are” Jima Mickle’a z elektryzującą rolą młodej gwiazdy kina niezależnego, Julią Garner, to filmowy bildugnsorman z mrocznego pogranicza „Twin Peaks” i „Delicatessen”. Nastoletnia bohaterka pochodzi z rodziny o dość specyficznych skłonnościach: zgodnie ze swymi tajemniczymi wierzeniami, rodzice każą jej jeść mięso, wierząc, że w ten sposób podtrzymują rodową tradycję i kontakt z przodkami. Choć początkowo dziewczyna wydaje się przerażona tą krwawą praktyką, to w istocie coraz chętniej poddaje się krwawemu procederowi, który prowadzi ją do dojrzałości.

 
Kadr z filmu "Magic Magic". Fot. festival-cannes.fr

Nasycony czarnym humorem film amerykańskiego autora świetnie koresponduje z nowym obrazem Sebastiána Silvy, „Magic Magic”. Chilijski reżyser, znany w Polsce jako autor komediodramatu „Służąca”, tym razem opowiedział historię w iście Hitchcockowskim stylu. Bohaterami jego thrillera (zręcznie przy tym meandrującego między dramatem i komedią) jest grupa nastolatków, spędzających weekend na działce. Jedna z dziewczyn staje się ofiarą żartów kolegi (znakomity Michael Cera), które stopniowo prowadzą ją do obłędu. Granica między jej przerażającymi wizjami i równie upiorną rzeczywistością stopniowo się zaciera. Silva zręcznie obraca swoim filmowym światem, nie dając historii jasnego finału i pozostawiając widzów w niepewności aż do końca. Podobnie jak u Kechiche’a i Mickle’a, konfrontacja z młodością wydaje się w jego historii przełomem, który nie tylko otwiera nas na nowe doświadczenia, ale też ma w sobie posmak szaleństwa. 


Magdalena Bartczak
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  25.05.2013
Zobacz również
"Ranczo" - ruszyły zdjęcia do 8. sezonu
[Kraków] Ostatnie seanse festiwalu O Miłości Między Innymi
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll