PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  22.05.2013
Im bliżej końca konkursowych pokazów na 66. Festiwalu Filmowym w Cannes, tym szybciej mnożą się niespełnione nadzieje i filmowe rozczarowania.

Dwa lata temu święcił tu triumfy, w tym roku jest jednym z najgłośniej wygwizdanych autorów. Nicolas Winding Refn dla wielu zaczął się w Cannes wraz z "Drive" i skończył się także tu – przy okazji dzisiejszej premiery „Only God Forgives”. Nic tego nie zapowiadało. Soczyste kolory przelewały się przez ekran jeszcze w zwiastunie filmu, Ryan Gosling w obsadzie sprawiał, że tłumy piszczały na myśl o tym filmie, a nazwisko reżysera zwiastowało kino sensacyjne zrealizowane w oryginalnym stylu. To ostatnie poniekąd nawet się udało, bo dla oka „Only God Forgives” jest ucztą. Malowniczy Bangkok, konsekwentnie utrzymane na przestrzeni całego filmu przyćmione oświetlenie rodem z klubu nocnego, atmosfera tajemnicy, kadry skomponowane niczym obrazy – każdy z nich skutecznie mógłby być pocztówką reklamującą film. Niedobrze jednak, że tym razem nic za tą wizualną orgią nie idzie, bo reżysera mało obchodzi zarówno fabuła, jak i bohaterowie.


Ryan Gosling w filmie "Only God Forgives". Fot. festival-cannes.fr

Postaci prawie tu nie ma. Są symbole, ślady charakterów: Julian, chłopak w kręgach lokalnych gangsterów poszukujący szansy na zemstę za śmierć brata, Billa; jego matka w żałobie po synu przybywająca do Tajlandii, mistrz sztuk walki bezlitośnie wymierzający karę każdemu, kto wejdzie mu w paradę. W tych ledwie naszkicowanych postaciach tli się zaczątek relacji, z których najciekawsza zarysowuje się między matką i Julianem. Przez chwilę wydaje się, jakby kobieta powiła drugiego syna tylko po to, aby teraz pomścić pierwszego. Tego, którego kochała tak bardzo, że nie może sobie wyobrazić, iż miał on na sumieniu coś złego, coś, za co mógł tak brutalnie zginąć. Natomiast co dzieje się w głowie Juliana, jaka siła tak bardzo pozbawia go posiadania własnej woli i podejmowania samodzielnych decyzji – do tego sekretu reżyser nas nie dopuszcza. Woli rzucić nieistotne tropy, takie jak choćby stłumiona seksualność mężczyzny albo przedstawić Juliana jako samotnego mściciela owianego tajemnicą niż solidnie zbudować świat relacji między postaciami. A w przypadku Refna nie odznaczałoby to przecież opowieści wyłożonej kawa na ławę – w "Drive" bohater bez przeszłości i przyszłości, ktoś, o kim nie wiedzieliśmy wiele, fascynował właśnie dlatego, że nieprzerwanie się wymykał. A Julian nudzi. Snuje się po nocnym mieście, ma jakieś zwidy, nosi w sobie obawę śmierci, ale żadna z tych rzeczy nie tworzy go na ekranie, nie przykuwa do niego uwagi, nie pozwala dopisać sobie w głowie jego historii.


Kadr z filmu "Grigris". Fot. festival-cannes.fr

Film Refna miał wyjątkowego pecha. Był tu jednym z najbardziej wyczekiwanych tytułów, a przecież złych filmów tu nie brakuje. Pokazywany w konkursie zaraz po sąsiedzku „Grigris” Mahamata-Saleha Harouna także nie przyniósł kina satysfakcjonującego. Prawdę powiedziawszy, pewnie nikt nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby akcja filmu nie działa się w Afryce. Fabuła bowiem do złudzenia przypomina produkcje w stylu „Step Up”. Historie od zera do bohatera, od chłopca z nizin, który odnosi sukces, pokonuje „złych ludzi” i jeszcze po drodze podrywa najpiękniejszą dziewczynę w dzielnicy. Losy Grigrisa toczą się dokładnie tak. Po hollywoodzku. Grigris marzy o tym, żeby zostać tancerzem i mimo, że choroba pokiereszowała mu ciało, na scenie radzi sobie świetnie i wzbudza zainteresowanie. Czasu na rozwój scenicznej kariery jednak nie ma. Jego ojciec choruje, więc chłopak potrzebuje dużych pieniędzy, aby go ratować. Wikła się więc w gangsterskie porachunki i gdy już mu się udaje wykołować wszystkich dookoła i zdobyć majątek za jednym zamachem, mafijna ręka sprawiedliwości łapie go za pazuchę.

Im dalej w film, tym bardziej „Grigris” poddaje się schematom. W obliczu tak przewidywalnej historii, film Harouna nie ratuje nawet egzotyczna sceneria Czadu, która nie odciąga uwagi od płycizn scenariusza i reżyserskiej prostoty spojrzenia na rzeczywistość. „Grigris” bowiem dzieli świat na ludzi dobrych, ale skazanych na robienie złych rzeczy i na ludzi złych do cna, którym od czyjegoś nieszczęścia łezka w oku się nie zakręci. Zaiste, trudno w tym bajkowym podziale znaleźć jakieś przełamanie. Przynajmniej do finału filmu, gdzie reżyser zdobywa się na szczyptę groteskowego poczucia humoru. Robi to jednak tylko po to, aby osiągnąć swoje założenie: pokazać, że dobro zawsze wygrywa, a zło prędzej czy później zostanie ukarane. Szczytny to cel, ale w konkursie głównym, w którym od filmów oczekujemy próby ujęcia świata bardziej skomplikowanego, nie potraktowanego dwuwymiarowo, Haroun reprezentuje naiwność w czystej formie.

Urszula Lipińska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  22.05.2013
Zobacz również
Oscary 2014: zmiany w kategorii film animowany
Marcel Łoziński na czele Jury Gdańsk DocFilm Festival
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll