Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Kubą Czekajem, autorem nagradzanych krótkich metraży o jego fabularnym debiucie, rozmawia Urszula Lipińska.
PortalFilmowy.pl: W centrum twoich filmów krótkometrażowych zawsze znajdują się dzieci. Czym jest dla ciebie dziecięcy bohater? Gwarancją bezpieczeństwa czy wręcz przeciwnie-wyzwaniem?
Kuba Czekaj: Wydaje mi się, że ryzyko pracy z dziećmi jest większe niż z dorosłymi, moja odpowiedzialność za nie jest podwójna. To są osoby nieukształtowane, które dopiero wchodzą w życie. Muszę uważać, żeby nie zrobić im krzywdy, nie wskazać złej drogi. Oczywiście, z punktu widzenia reżysera, dziecięca postać daje więcej możliwości kreacji, wyobraźnia dziecka jest nieobliczalna. Dziecku przystoją rzeczy, których dorośli ludzie nie zrobiliby.
Kuba Czekaj, fot. Studio Munka
PF: Co jest dla ciebie impulsem do nakręcenia filmu, początkiem projektu?
KC: Wszystko i nic zarazem. Brzmi to enigmatycznie, ale w rzeczywistości wygląda to tak, że jedne filmy przychodzą niechciane, nieproszone układają się w głowie, inne zaczerpnięte są z notatki prasowej czy podsłuchanej rozmowy. Droga do ich powstania bywa bardzo różna, zależy od aury i tego co się ze mną dzieje w danej chwili. Scenariusz do "Ciemnego pokoju nie trzeba się bać" objawił się i śnił przez kilka nocy. To wymyślona historia z bohaterem – strażnikiem więziennym, powołanym do życia z powietrza. Dokonałem wyboru zawodu oraz splotu zdarzeń na potrzeby opowiadanej opowieści i postaci – silnego z pozoru mężczyzny, ojca. Dopiero później, przypadkiem, pokryło się to z autentycznymi wydarzeniami. Z kolei impuls na "Twist & Blood" wziął się z rzeczywistości, słyszałem o problemie autoagresji, o dziecięcej depresji. W przypadku mojego fabularnego debiutu, podobnie jak z pomysłem na opowieść o Łacie i jej tacie, idea przyszła znikąd – niepokorna i upośledzona. Na początku była chaosem, z którego zacząłem wypracowywać dramaturgię, układać obrazy w całość.
PF: Scenariusz twojego debiutu, podobnie jak wcześniejszych filmów, napisałeś sam. Dlaczego wolisz własne teksty?
KC: Bardzo lubię ryzyko, a mam wrażenie, że mało który scenarzysta ryzykuje. Szukam wyzwania i niepokornych tekstów. W scenariuszach, które dotychczas dostawałem, brakowało mi postawienia wszystkiego na jedną kartę.
PF: Co ryzykownego będzie w "Królewiczu olch", twoim fabularnym debiucie?
KC: Myślę, że ryzyko będzie z każdej strony. Planuję film nierealistyczny, łączący w sobie różne filmowe konwencje i trendy charakterystyczne dla thrillera, filmu przygodowego czy science fiction. Najbliżej mu jednak do dramatu rodzinnego z szansą na interesujące kreacje aktorskie. Historia nie opowiada o żadnym konkretnym miejscu i czasie. To fabuła zawieszona między rzeczywistością a sferą wyobrażeń trzynastoletniego chłopca. Żaden z bohaterów nie ma imienia i nazwiska. Postaci opierają się na archetypach, którym przypisane są konkretne życiowe role matki, syna i ojca. Są z różnych z biegunów, odległych planet, reprezentują różne wartości: dobra doczesne, naukę i naturę. Bardzo ważna jest warstwa wizualna, będziemy obrazować podróż od światła do śmierci. Biel, promienie słońca, lustra i odbicia pochłonie noc, ciemny las kryjący w sobie tajemnice. Wytycza to interesujący i, mam nadzieję, oryginalny kierunek operowania obrazem. Daje mi to możliwość niejednoznacznych odpowiedzi, balansowania między prawdopodobnym i nierealnym.
PF: Kim będzie bohater filmu?
KC: Chłopcem na skraju dorastania, jeszcze dzieciakiem, ale takim, który za chwilę będzie młodym mężczyzną. To film o śmierci chłopca i narodzinach młodzieńca. Rytuale przejścia od matki do ojca, opisującym próbę uniezależnienia się od rodziców – studium inicjacji w dorosłość. Bohater doświadcza wszystkiego pierwszy raz, wszystko wydaje mu się nowe. Dla niego to koniec znanego mu świata. Coś, co wygląda na dobre, okazuje się złe i odwrotnie. Granica między jednym a drugim jest cienka. To może być kwestia minuty, godziny albo dnia. Bardzo mnie interesuje tego typu proces, czas burzliwych i radykalnych zmian.
PF: Brałeś pod uwagę trzy scenariusze jako te, które mogą się stać twoim debiutem. Dlatego wybrałeś właśnie ten?
KC: Teraz udało mi się dojrzeć do tego, aby pracować jednocześnie nad kilkoma projektami, ale wcześniej pisałem tylko ten. Doprowadziłem go do takiego momentu, w którym – wydaje mi się – był on najbardziej dookreślony w swoim braku nakreślenia. Poza tym ten tekst po prostu najsilniej był we mnie, właściwie sam się wybrał.
Kadr z filmu "Twist and Blood", fot. polishshorts.pl
PF: Czy po licznych sukcesach twoich filmów krótkometrażowych czujesz presję oczekiwań w związku z debiutem?
KC: Nie, nie zważam na to. Mam wiele pomysłów na filmy, bardzo chciałbym je robić, realizować najlepiej jak potrafię. Nie czuję na sobie presji żadnych oczekiwań i nie mam kogoś, kto deptałby mi po piętach i mówił, że mam szybciutko robić film, albo że mam go nie robić w ogóle, bo mi nie wyjdzie.
PF: Osobistych obaw też nie masz?
KC: Obawiam się doprowadzenia do takiej sytuacji, że będę kręcił film wtedy, kiedy nie będę tego chciał. Jeśli mam się zebrać na jakąś generalną myśl o polskim kinie, to wydaje mi się, że czasami zdarzają nam się filmy "przenoszone". Robi się je, gdy dostanie się na nie pozwolenie, chociaż reżyser jest już w zupełnie innym miejscu, a podjęty dawniej temat zupełnie go teraz nie interesuje. Tyle jednak czekał, aby zadebiutować, że po prostu reaguje na bodziec, czyli możliwość jego zrealizowania. Ale w tym momencie ta historia już się nie unosi, a o to właśnie chodzi – żeby film się uniósł nad kawałkiem papieru, a nie był tylko ilustracją tego, co zapisano w scenariuszu. Dlatego robię wszystko, żeby do tego nie doprowadzić, i po prostu wierzę, że się uda. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, fantastyczny kolektyw: aktorów – odtwórców głównych ról, autora zdjęć, montażu, autorów scenografii i kostiumów, kompozytora. To mój największy kapitał. Razem zrobimy ten film.
PortalFilmowy.pl: W centrum twoich filmów krótkometrażowych zawsze znajdują się dzieci. Czym jest dla ciebie dziecięcy bohater? Gwarancją bezpieczeństwa czy wręcz przeciwnie-wyzwaniem?
Kuba Czekaj: Wydaje mi się, że ryzyko pracy z dziećmi jest większe niż z dorosłymi, moja odpowiedzialność za nie jest podwójna. To są osoby nieukształtowane, które dopiero wchodzą w życie. Muszę uważać, żeby nie zrobić im krzywdy, nie wskazać złej drogi. Oczywiście, z punktu widzenia reżysera, dziecięca postać daje więcej możliwości kreacji, wyobraźnia dziecka jest nieobliczalna. Dziecku przystoją rzeczy, których dorośli ludzie nie zrobiliby.
Kuba Czekaj, fot. Studio Munka
KC: Wszystko i nic zarazem. Brzmi to enigmatycznie, ale w rzeczywistości wygląda to tak, że jedne filmy przychodzą niechciane, nieproszone układają się w głowie, inne zaczerpnięte są z notatki prasowej czy podsłuchanej rozmowy. Droga do ich powstania bywa bardzo różna, zależy od aury i tego co się ze mną dzieje w danej chwili. Scenariusz do "Ciemnego pokoju nie trzeba się bać" objawił się i śnił przez kilka nocy. To wymyślona historia z bohaterem – strażnikiem więziennym, powołanym do życia z powietrza. Dokonałem wyboru zawodu oraz splotu zdarzeń na potrzeby opowiadanej opowieści i postaci – silnego z pozoru mężczyzny, ojca. Dopiero później, przypadkiem, pokryło się to z autentycznymi wydarzeniami. Z kolei impuls na "Twist & Blood" wziął się z rzeczywistości, słyszałem o problemie autoagresji, o dziecięcej depresji. W przypadku mojego fabularnego debiutu, podobnie jak z pomysłem na opowieść o Łacie i jej tacie, idea przyszła znikąd – niepokorna i upośledzona. Na początku była chaosem, z którego zacząłem wypracowywać dramaturgię, układać obrazy w całość.
PF: Scenariusz twojego debiutu, podobnie jak wcześniejszych filmów, napisałeś sam. Dlaczego wolisz własne teksty?
KC: Bardzo lubię ryzyko, a mam wrażenie, że mało który scenarzysta ryzykuje. Szukam wyzwania i niepokornych tekstów. W scenariuszach, które dotychczas dostawałem, brakowało mi postawienia wszystkiego na jedną kartę.
PF: Co ryzykownego będzie w "Królewiczu olch", twoim fabularnym debiucie?
KC: Myślę, że ryzyko będzie z każdej strony. Planuję film nierealistyczny, łączący w sobie różne filmowe konwencje i trendy charakterystyczne dla thrillera, filmu przygodowego czy science fiction. Najbliżej mu jednak do dramatu rodzinnego z szansą na interesujące kreacje aktorskie. Historia nie opowiada o żadnym konkretnym miejscu i czasie. To fabuła zawieszona między rzeczywistością a sferą wyobrażeń trzynastoletniego chłopca. Żaden z bohaterów nie ma imienia i nazwiska. Postaci opierają się na archetypach, którym przypisane są konkretne życiowe role matki, syna i ojca. Są z różnych z biegunów, odległych planet, reprezentują różne wartości: dobra doczesne, naukę i naturę. Bardzo ważna jest warstwa wizualna, będziemy obrazować podróż od światła do śmierci. Biel, promienie słońca, lustra i odbicia pochłonie noc, ciemny las kryjący w sobie tajemnice. Wytycza to interesujący i, mam nadzieję, oryginalny kierunek operowania obrazem. Daje mi to możliwość niejednoznacznych odpowiedzi, balansowania między prawdopodobnym i nierealnym.
PF: Kim będzie bohater filmu?
KC: Chłopcem na skraju dorastania, jeszcze dzieciakiem, ale takim, który za chwilę będzie młodym mężczyzną. To film o śmierci chłopca i narodzinach młodzieńca. Rytuale przejścia od matki do ojca, opisującym próbę uniezależnienia się od rodziców – studium inicjacji w dorosłość. Bohater doświadcza wszystkiego pierwszy raz, wszystko wydaje mu się nowe. Dla niego to koniec znanego mu świata. Coś, co wygląda na dobre, okazuje się złe i odwrotnie. Granica między jednym a drugim jest cienka. To może być kwestia minuty, godziny albo dnia. Bardzo mnie interesuje tego typu proces, czas burzliwych i radykalnych zmian.
PF: Brałeś pod uwagę trzy scenariusze jako te, które mogą się stać twoim debiutem. Dlatego wybrałeś właśnie ten?
KC: Teraz udało mi się dojrzeć do tego, aby pracować jednocześnie nad kilkoma projektami, ale wcześniej pisałem tylko ten. Doprowadziłem go do takiego momentu, w którym – wydaje mi się – był on najbardziej dookreślony w swoim braku nakreślenia. Poza tym ten tekst po prostu najsilniej był we mnie, właściwie sam się wybrał.
Kadr z filmu "Twist and Blood", fot. polishshorts.pl
PF: Czy po licznych sukcesach twoich filmów krótkometrażowych czujesz presję oczekiwań w związku z debiutem?
KC: Nie, nie zważam na to. Mam wiele pomysłów na filmy, bardzo chciałbym je robić, realizować najlepiej jak potrafię. Nie czuję na sobie presji żadnych oczekiwań i nie mam kogoś, kto deptałby mi po piętach i mówił, że mam szybciutko robić film, albo że mam go nie robić w ogóle, bo mi nie wyjdzie.
PF: Osobistych obaw też nie masz?
KC: Obawiam się doprowadzenia do takiej sytuacji, że będę kręcił film wtedy, kiedy nie będę tego chciał. Jeśli mam się zebrać na jakąś generalną myśl o polskim kinie, to wydaje mi się, że czasami zdarzają nam się filmy "przenoszone". Robi się je, gdy dostanie się na nie pozwolenie, chociaż reżyser jest już w zupełnie innym miejscu, a podjęty dawniej temat zupełnie go teraz nie interesuje. Tyle jednak czekał, aby zadebiutować, że po prostu reaguje na bodziec, czyli możliwość jego zrealizowania. Ale w tym momencie ta historia już się nie unosi, a o to właśnie chodzi – żeby film się uniósł nad kawałkiem papieru, a nie był tylko ilustracją tego, co zapisano w scenariuszu. Dlatego robię wszystko, żeby do tego nie doprowadzić, i po prostu wierzę, że się uda. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, fantastyczny kolektyw: aktorów – odtwórców głównych ról, autora zdjęć, montażu, autorów scenografii i kostiumów, kompozytora. To mój największy kapitał. Razem zrobimy ten film.
Urszula Lipińska
www.portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 24.07.2013
Premiera filmu „The Big Leap“
Roman Polański nakręcił satyrę na seksizm
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024