Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Indyjska kinematografia, która produkuje 1500 filmów rocznie, obchodzi stulecie istnienia. Przeszła drogę od filmu niemego, przez artystyczny do rozrywkowego Bollywoodu.
Najbardziej popularne wśród Indusów są dziś obrazy przedstawiające tragiczną historię miłości kochanków, którym okrutny los, w postaci zazdrosnych rywali, nieprzychylnej rodziny lub przez serię zwykłych nieporozumień, rzuca kłody pod nogi. Na szczęście od początku wiadomo, że przeszkody zostaną przezwyciężone, a po drodze publiczność zobaczy pięknych aktorów o znanych nazwiskach, kolorowe, ekskluzywne plany (wciąż popularny jest Londyn i Szwajcaria) oraz chwytliwe piosenki i układy taneczne, które w najmniej oczekiwanym momencie przerywają akcję filmu.
Kadr z filmu "Czasem słońce, czasem deszcz", fot. Gutek Film
Bollywood nie zawsze posługiwał się tym schematem. Narodził się sto lat temu, 3 maja 1913 roku, w Bombaju, w kinie Coronation Cinematograph, gdzie wyświetlono 40-minutowy film "Raja Harischandra" w reżyserii DG Phalke. Był to obraz niemy, oparty na fragmencie epickiej Mahabharaty, gdzie role żeńskie grali mężczyźni. Lata 30. to udźwiękowienie obrazu i początek "gadających obrazów" w kinematografii. Indyjskie kina masowo zmieniały wtedy nazwy na "Talkies".
Złota dekada indyjskiego filmu przyszła w latach 50. i 60., gdy artystyczne produkcje o wydźwięku społecznym tworzył Satyajit Ray, Guru Dutt i Raj Kapoor. Indyjskie filmy zdobywały nagrody w Cannes i były nominowane do amerykańskich Oscarów. Bollywood w obecnej formie zaczął się kształtować dopiero w latach 70. i 80.
Każdego dnia w Indiach odbywa się około 50 tys. seansów i jak ostrożnie szacuje prezes stowarzyszenia filmowców Amit Khanna, średnia frekwencja to 100 tys. widzów dziennie. W małych miasteczkach i wiejskich kinach widzowie głośno komentują ekranowe wydarzenia, złorzeczą i wygrażają złym charakterom, a entuzjastycznie klaszczą, gdy dobro zwycięża. Na seansach w galeriach handlowych nikt nie śpiewa i nie tańczy razem z filmowymi aktorami.
"W Indiach obowiązek uszczęśliwiania ludzi spada na filmy" - potwierdza w dzienniku "Guardian" Anurag Kashyap, reżyser młodego pokolenia, który nakręcił kontrowersyjne i realistyczne "Gangi Wasseypuru". "Ludzie zawsze oskarżają mnie o robienie czarnych, depresyjnych filmów. Mówią: Dlaczego musisz podejmować realistyczne tematy? Ludzie są wyczerpani i nieszczęśliwi" - tłumaczy.
Realistyczne filmy Anuraga Kashyapa są jednak wyjątkiem. Bollywood to wciąż ogromny biznes, który trzyma się utartego schematu. W 2012 roku w Indiach powstało około 1500 filmów. Firma konsultingowa KPMG szacuje, że przemysł filmowy wart jest obecnie 2 miliardy USD, a w ciągu pięciu lat przekroczy granicę 3,6 miliarda USD.
Po głośnym gwałcie w grudniu 2012 roku w Delhi krytycy filmowi zaczęli zwracać uwagę na negatywną rolę kina bollywoodzkiego w kształtowaniu wizerunku kobiety w społeczeństwie. "Do niedawna kanon Bollywoodu wiernie odwoływał się do prawideł gwałtu" - pisze w magazynie "Caravan" pisarz i filmowiec Shuddhabrata Sengupta. Tłumaczy, że skoro finałem filmu jest zawsze małżeństwo, seks nigdy nie mógł być obecny na ekranie i tylko kobieta zamężna, jako własność mężczyzny, mogła go uprawiać. Jego substytutem stawiał się taniec i piosenka w przerwach od fabuły.
"Alternatywnie, kiedy seks musiał zostać pokazany, mógł to być tylko gwałt. Dlatego kino lat 70. i 80. jest tak zależne od obowiązkowych scen gwałtu. Film musiał zwierać seks, ponieważ ludzie chcieli go oglądać, ale mógł to być tylko seks jako gwałt" - podkreśla.
W ubiegłym roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podpisało porozumienie o współpracy z Indiami w zakresie kinematografii .
Najbardziej popularne wśród Indusów są dziś obrazy przedstawiające tragiczną historię miłości kochanków, którym okrutny los, w postaci zazdrosnych rywali, nieprzychylnej rodziny lub przez serię zwykłych nieporozumień, rzuca kłody pod nogi. Na szczęście od początku wiadomo, że przeszkody zostaną przezwyciężone, a po drodze publiczność zobaczy pięknych aktorów o znanych nazwiskach, kolorowe, ekskluzywne plany (wciąż popularny jest Londyn i Szwajcaria) oraz chwytliwe piosenki i układy taneczne, które w najmniej oczekiwanym momencie przerywają akcję filmu.
Kadr z filmu "Czasem słońce, czasem deszcz", fot. Gutek Film
Bollywood nie zawsze posługiwał się tym schematem. Narodził się sto lat temu, 3 maja 1913 roku, w Bombaju, w kinie Coronation Cinematograph, gdzie wyświetlono 40-minutowy film "Raja Harischandra" w reżyserii DG Phalke. Był to obraz niemy, oparty na fragmencie epickiej Mahabharaty, gdzie role żeńskie grali mężczyźni. Lata 30. to udźwiękowienie obrazu i początek "gadających obrazów" w kinematografii. Indyjskie kina masowo zmieniały wtedy nazwy na "Talkies".
Złota dekada indyjskiego filmu przyszła w latach 50. i 60., gdy artystyczne produkcje o wydźwięku społecznym tworzył Satyajit Ray, Guru Dutt i Raj Kapoor. Indyjskie filmy zdobywały nagrody w Cannes i były nominowane do amerykańskich Oscarów. Bollywood w obecnej formie zaczął się kształtować dopiero w latach 70. i 80.
Każdego dnia w Indiach odbywa się około 50 tys. seansów i jak ostrożnie szacuje prezes stowarzyszenia filmowców Amit Khanna, średnia frekwencja to 100 tys. widzów dziennie. W małych miasteczkach i wiejskich kinach widzowie głośno komentują ekranowe wydarzenia, złorzeczą i wygrażają złym charakterom, a entuzjastycznie klaszczą, gdy dobro zwycięża. Na seansach w galeriach handlowych nikt nie śpiewa i nie tańczy razem z filmowymi aktorami.
"W Indiach obowiązek uszczęśliwiania ludzi spada na filmy" - potwierdza w dzienniku "Guardian" Anurag Kashyap, reżyser młodego pokolenia, który nakręcił kontrowersyjne i realistyczne "Gangi Wasseypuru". "Ludzie zawsze oskarżają mnie o robienie czarnych, depresyjnych filmów. Mówią: Dlaczego musisz podejmować realistyczne tematy? Ludzie są wyczerpani i nieszczęśliwi" - tłumaczy.
Realistyczne filmy Anuraga Kashyapa są jednak wyjątkiem. Bollywood to wciąż ogromny biznes, który trzyma się utartego schematu. W 2012 roku w Indiach powstało około 1500 filmów. Firma konsultingowa KPMG szacuje, że przemysł filmowy wart jest obecnie 2 miliardy USD, a w ciągu pięciu lat przekroczy granicę 3,6 miliarda USD.
Po głośnym gwałcie w grudniu 2012 roku w Delhi krytycy filmowi zaczęli zwracać uwagę na negatywną rolę kina bollywoodzkiego w kształtowaniu wizerunku kobiety w społeczeństwie. "Do niedawna kanon Bollywoodu wiernie odwoływał się do prawideł gwałtu" - pisze w magazynie "Caravan" pisarz i filmowiec Shuddhabrata Sengupta. Tłumaczy, że skoro finałem filmu jest zawsze małżeństwo, seks nigdy nie mógł być obecny na ekranie i tylko kobieta zamężna, jako własność mężczyzny, mogła go uprawiać. Jego substytutem stawiał się taniec i piosenka w przerwach od fabuły.
"Alternatywnie, kiedy seks musiał zostać pokazany, mógł to być tylko gwałt. Dlatego kino lat 70. i 80. jest tak zależne od obowiązkowych scen gwałtu. Film musiał zwierać seks, ponieważ ludzie chcieli go oglądać, ale mógł to być tylko seks jako gwałt" - podkreśla.
W ubiegłym roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podpisało porozumienie o współpracy z Indiami w zakresie kinematografii .
RP
PAP
Ostatnia aktualizacja: 3.05.2013
Prezydent RP uhonorował Marię Zmarz-Koczanowicz i Barbarę Horowiankę
Projekt "Pride and Prejudice and Zombies" powstaje z martwych?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024