Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Drugi i zarazem ostatni dzień święta młodych reżyserów przyniósł kolejne etiudy nakręcone przez studentów łódzkiej szkoły filmowej. Na zdecydowane prowadzenie wyszły projekty fabularne, bardziej udane niż te z pierwszego dnia przeglądu.
Sobota w warszawskim Iluzjonie rozpoczęła się od mocnego uderzenia. W samo południe ruszyła projekcja trzeciego już cyklu studenckich etiud, z których parę prezentowało naprawdę wysoki poziom. Widzów zachwyciła fabularna "Arena" Martina Ratha z Marcinem Kowalczykiem w roli mężczyzny, który postanowił na chwilę uciec od cywilizacyjnego zgiełku i przeżyć przygodę swojego życia w Bieszczadach. W filmie Ratha widać znakomitą kooperację z młodym aktorem, świetną pracę kamery, a przede wszystkim – ogromną reżyserską wrażliwość, zwiastującą rozwój godnego uwagi talentu. Drugim takim obrazem z pierwszego sobotniego bloku okazała się "Miruna" – dyplom licencjacki Piotra Sułkowskiego. Jest to mroczna, podszyta surrealistycznym nastrojem opowieść o jednym wieczorze z życia dziewczyny (Anna Gorajska), która po kłótni ze swoim chłopakiem (epizod TomaszaSchuchardta) wsiadła do samochodu nieznajomego mężczyzny (Andrzej Chyra). Ich wspólna podróż okazuje się mieć nieoczekiwane konsekwencje: tajemniczy bohater dowiaduje się o sobie rzeczy, jakich wolałby nie wiedzieć, a los dziewczyny w magiczny sposób splata się z historią tytułowej miruny, o której rybacy mówią, że jeśli spojrzy się jej prosto w oczy, to część duszy ryby stanie się częścią patrzącego. Oryginalny pomysł na historię to tylko połowa sukcesu. Sułkowskiemu udało się ten pomysł w równie nietuzinkowy sposób przełożyć na ekran.
Niepokojąca i zaskakująca na wielu poziomach "Miruna" tym samym świetnie wpisuje się w model jego dotychczasowej twórczości – niezwykle konsekwentnej i podążającej własną filmową drogą. Do konkursowych fabuł godnych wyróżnienia należą też "Smutne potwory" Justyny Tafel – obraz wrażliwości sześcioletniej bohaterki, kreowanej przez świetną Basię Kubiak. Głównym tematem obrazu młodej autorki są jest relacja dziewczynki z ukochanym ojcem (Piotr Głowacki), przefiltrowana przez dziecięce, a przy tym mocno kreacyjne spojrzenie na świat.
Festiwalowej publiczności ponownie nie zawiodły dokumenty, z których szczególnie dwa zdradzają cenny i godny śledzenia talent autorów. "K-15" Jakuba Michnikowskiego to opowieść o kilku dniach z życia grupki nastolatków, którzy zapragnęli wybudować w Łodzi skocznię narciarską z prawdziwego zdarzenia. Tymczasem na kilka dni wyjechali do Zakopanego, gdzie mieli w planach intensywnie poćwiczyć skoki, ale sytuacja nabrała nieoczekiwanego obrotu sprawy – po dość spontanicznej imprezie chłopcy nie byli w stanie kontynuować treningu. Krzysztof Kieślowski, opowiadając o swojej pracy dokumentalisty, powiedział kiedyś, że film dokumentalny to film, który zajmuje się rzeczywistością istniejącą – "rzeczywistością, która nie została stworzona na potrzeby filmu. Ten film musi się do niej dostosować, nie może być odwrotnie". Słodko-gorzki i zabawny "K-15" Michnikowskiego, w którym kamera wydaje się prawie nieobecna i niewidzialnie wkraczająca w życie bohaterów, stanowi udany przykład dokumentalnego "podglądactwa", gdzie obserwowana rzeczywistość w swoim autentycznym kształcie dyktuje porządek narracji filmowej.
"Self(less)-Portrait", 45-minutowy dokument Mateja Bobrika zdobył Grand Prix festiwalu i nagrodę dla najlepszej etiudy dokumentalnej, fot. pl-pl.facebook.com/filmschool.lodz
Z kolei w świetnym "Self(less)-Portrait" Matej Bobrik skierował kamerę nie na otoczenie, lecz głównie na samego siebie, budując film z mozaiki osobistych fragmentów własnego życia. W swojej narracji skupia się przede wszystkim na jego relacjach z kobietami: ukochaną babcią oraz swoją japońską dziewczyną, z którą planuje się pobrać. Gdzieś w tle wciąż też obecna jest zmarła matka reżysera – i wydaje się, że właśnie jej śmierć w dużym stopniu skłoniła go do tego, by opowiedzieć przed kamerą o sobie. Bobrik zaprasza widzów do swojego świata z wyważeniem i szczerością, co docenili nie tylko gromkimi oklaskami widzowie, ale też – jurorzy festiwalu. Gremium jurorskie pod przewodnictwem Przemysława Wojcieszka, u którego boku zasiadł Kuba Kijowski, Kuba Mikurdę oraz Adam Badowski, uznało film Bobrika za najlepszą etiudę i najlepszy dokument całego przeglądu. Nagroda festiwalu Planete+ Doc trafiła w ręce Anieli Gabryel za "Lecieć – nie lecieć", a wyróżnienie specjalne przyznane przez Kubę Mikurdę trafiło do "Areny". Za najlepszą fabułę jurorzy uznali "Króla kosmosu" Marka Wegnera – poetycką etiudę o dziecięcej przyjaźni, wyróżnioną też za najlepsze zdjęcia (Tomasz Ziółkowski). Z kolei nagroda z najlepszą animację powędrowała w ręce Renaty Gąsiorowskiej, autorki nietypowej i uroczej miłosnej opowieści – "Łukasza i Lotty". Nagrodę publiczności zdobyła etiuda "Wiatr/Oddech" Katarzyny Panejko, prezentowana poza konkursem.
Sobota w warszawskim Iluzjonie rozpoczęła się od mocnego uderzenia. W samo południe ruszyła projekcja trzeciego już cyklu studenckich etiud, z których parę prezentowało naprawdę wysoki poziom. Widzów zachwyciła fabularna "Arena" Martina Ratha z Marcinem Kowalczykiem w roli mężczyzny, który postanowił na chwilę uciec od cywilizacyjnego zgiełku i przeżyć przygodę swojego życia w Bieszczadach. W filmie Ratha widać znakomitą kooperację z młodym aktorem, świetną pracę kamery, a przede wszystkim – ogromną reżyserską wrażliwość, zwiastującą rozwój godnego uwagi talentu. Drugim takim obrazem z pierwszego sobotniego bloku okazała się "Miruna" – dyplom licencjacki Piotra Sułkowskiego. Jest to mroczna, podszyta surrealistycznym nastrojem opowieść o jednym wieczorze z życia dziewczyny (Anna Gorajska), która po kłótni ze swoim chłopakiem (epizod TomaszaSchuchardta) wsiadła do samochodu nieznajomego mężczyzny (Andrzej Chyra). Ich wspólna podróż okazuje się mieć nieoczekiwane konsekwencje: tajemniczy bohater dowiaduje się o sobie rzeczy, jakich wolałby nie wiedzieć, a los dziewczyny w magiczny sposób splata się z historią tytułowej miruny, o której rybacy mówią, że jeśli spojrzy się jej prosto w oczy, to część duszy ryby stanie się częścią patrzącego. Oryginalny pomysł na historię to tylko połowa sukcesu. Sułkowskiemu udało się ten pomysł w równie nietuzinkowy sposób przełożyć na ekran.
"Arena", etiuda fabularna Martina Ratha, otrzymała wyróżnienie specjalne na festiwalu, fot. pl-pl.facebook.com/filmschool.lodz
Niepokojąca i zaskakująca na wielu poziomach "Miruna" tym samym świetnie wpisuje się w model jego dotychczasowej twórczości – niezwykle konsekwentnej i podążającej własną filmową drogą. Do konkursowych fabuł godnych wyróżnienia należą też "Smutne potwory" Justyny Tafel – obraz wrażliwości sześcioletniej bohaterki, kreowanej przez świetną Basię Kubiak. Głównym tematem obrazu młodej autorki są jest relacja dziewczynki z ukochanym ojcem (Piotr Głowacki), przefiltrowana przez dziecięce, a przy tym mocno kreacyjne spojrzenie na świat.
Festiwalowej publiczności ponownie nie zawiodły dokumenty, z których szczególnie dwa zdradzają cenny i godny śledzenia talent autorów. "K-15" Jakuba Michnikowskiego to opowieść o kilku dniach z życia grupki nastolatków, którzy zapragnęli wybudować w Łodzi skocznię narciarską z prawdziwego zdarzenia. Tymczasem na kilka dni wyjechali do Zakopanego, gdzie mieli w planach intensywnie poćwiczyć skoki, ale sytuacja nabrała nieoczekiwanego obrotu sprawy – po dość spontanicznej imprezie chłopcy nie byli w stanie kontynuować treningu. Krzysztof Kieślowski, opowiadając o swojej pracy dokumentalisty, powiedział kiedyś, że film dokumentalny to film, który zajmuje się rzeczywistością istniejącą – "rzeczywistością, która nie została stworzona na potrzeby filmu. Ten film musi się do niej dostosować, nie może być odwrotnie". Słodko-gorzki i zabawny "K-15" Michnikowskiego, w którym kamera wydaje się prawie nieobecna i niewidzialnie wkraczająca w życie bohaterów, stanowi udany przykład dokumentalnego "podglądactwa", gdzie obserwowana rzeczywistość w swoim autentycznym kształcie dyktuje porządek narracji filmowej.
"Self(less)-Portrait", 45-minutowy dokument Mateja Bobrika zdobył Grand Prix festiwalu i nagrodę dla najlepszej etiudy dokumentalnej, fot. pl-pl.facebook.com/filmschool.lodz
Z kolei w świetnym "Self(less)-Portrait" Matej Bobrik skierował kamerę nie na otoczenie, lecz głównie na samego siebie, budując film z mozaiki osobistych fragmentów własnego życia. W swojej narracji skupia się przede wszystkim na jego relacjach z kobietami: ukochaną babcią oraz swoją japońską dziewczyną, z którą planuje się pobrać. Gdzieś w tle wciąż też obecna jest zmarła matka reżysera – i wydaje się, że właśnie jej śmierć w dużym stopniu skłoniła go do tego, by opowiedzieć przed kamerą o sobie. Bobrik zaprasza widzów do swojego świata z wyważeniem i szczerością, co docenili nie tylko gromkimi oklaskami widzowie, ale też – jurorzy festiwalu. Gremium jurorskie pod przewodnictwem Przemysława Wojcieszka, u którego boku zasiadł Kuba Kijowski, Kuba Mikurdę oraz Adam Badowski, uznało film Bobrika za najlepszą etiudę i najlepszy dokument całego przeglądu. Nagroda festiwalu Planete+ Doc trafiła w ręce Anieli Gabryel za "Lecieć – nie lecieć", a wyróżnienie specjalne przyznane przez Kubę Mikurdę trafiło do "Areny". Za najlepszą fabułę jurorzy uznali "Króla kosmosu" Marka Wegnera – poetycką etiudę o dziecięcej przyjaźni, wyróżnioną też za najlepsze zdjęcia (Tomasz Ziółkowski). Z kolei nagroda z najlepszą animację powędrowała w ręce Renaty Gąsiorowskiej, autorki nietypowej i uroczej miłosnej opowieści – "Łukasza i Lotty". Nagrodę publiczności zdobyła etiuda "Wiatr/Oddech" Katarzyny Panejko, prezentowana poza konkursem.
Magdalena Bartczak
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 15.04.2013
"Zulu" na zamknięciu festiwalu w Cannes
Urodziny urodziwej legendy włoskiego kina
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024