PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  15.04.2013
W udręczonym zimą Krakowie stopniał śnieg i zostawił po sobie brud, a nad brukiem Rynku Głównego wyrosły charakterystyczne niebiesko-żółte sztandary. Po raz szósty rozpoczął się festiwal Off Plus Camera.

Do dobrze znanego korowodu dzieciaków, turystów, meneli i żarłocznych gołębi dołączyli jeszcze uczestnicy festiwalu: obnoszący na smyczach karnety, przepychający się przez tłum w stronę kin lub odwiedzanych w przerwach między seansami delikatesów. Opatuleni w szmateksowe szaliczki studenci kierunków humanistycznych krążą między salami wykładowymi i projekcyjnymi, zagraniczni goście w asyście organizatorów przechadzają się spacerowym krokiem, łącząc przyjemne role celebrytów z pożytecznym zwiedzaniem. Nie czuć jednak przesilenia, zbliżenia się do masy krytycznej – miasto jest zatłoczone, ale takie jest przecież cały rok. Zgiełk rozchodzi się po starych kościach Rynku Głównego.


Kadr z filmu "Krzyk mocy". Fot. Off Plus Camera

Chociaż zima odeszła, to kryzys trwa dalej. Zaświadczy o tym grecko-francuski reżyser Costa-Garvas, gość tegorocznej Off Plus Camery. Festiwal otworzył pokaz jego najnowszego filmu, „Żądzy bankiera”, opowiadającej o wiecznie głodnych rekinach finansjery. Jeśli poprzednie dwie edycje otwierały dzieła raczej słuszne, nobliwe i polubowne – „Niepokonani” Petera Weira i „Lady A” Luka Bessona – to obraz Costy-Garvasa stanowi mocniejsze wejście. Jego przedłużeniem ma być sekcja „Oblicza kryzysu”. Zobaczymy w niej globalny krajobraz po przegranej bitwie z kapitalizmem.

O nadciągającej bitwie między brukiem a elitą tego świata mówi też „Krzyk mody” Sally Potter, pokazywany w sekcji „Nadrabianie zaległości”. To wizualny i narracyjny eksperyment – całość zbudowana jest z nagrywanych na komórce wywiadów, które niejaki Michelangelo przeprowadza na tle blue boxa z przedstawicielami modowej branży. Prawie wszyscy są ostentacyjnie cyniczny i zblazowani, patologicznie narcystyczni i bezdennie puści. Mówią o sztuce, religii, polityce, marzeniach i pięknie, ale głównie mówią o sobie – wydrążeni ludzie na targowisku próżności. W międzyczasie dochodzi do tragedii, tragedia przedostaje się do mediów, a rozwścieczony tłum wychodzi na ulicę. Jako eksperyment „Krzyk mody” jest filmem spełnionym. Postacie są odpowiednio zróżnicowane, dialogi napisano tak, aby podtrzymywały równocześnie napięcie i tajemnicę, a zmieniający kolory blue box nadaje całości równocześnie psychodelicznego i upiornie sztucznego charakteru. Jako krytyka branży „Krzyk mody” nie wychodzi jednak poza komiksową satyrę. Najbardziej siermiężna staje się ona w scenie, kiedy fotoreporter zadaje Michelangelo retoryczne pytanie: „Jeśli jesteś na wojnie i widzisz leżącą na ziemi zakrwawioną staruszkę, to co zrobisz – podasz jej rękę, czy pstrykniesz wiekopomne zdjęcie?”


Kadr z filmu "Święta góra". Fot. Off Plus Camera

"Święta góra" Alejandro Jodorowsky'ego, kultowy film z lat 70., prezentowany w sekcji „Kino spod ciemnej gwiazdy”, dla odmiany całkowicie odwraca się od doczesności. Reżysera – także mima, psychoterapeutę, maga i znawcę tarota – interesują wyłącznie sprawy ostateczne. W świecie, który na zmianę przypomina starożytną cywilizację i futurystyczną antyutopię, grupa ludzi wyrusza w stronę tytułowej góry, aby osiągnąć oświecenie. Po dwóch godzinach wysłuchiwania bełkotliwych aforyzmów i doświadczania naładowanych symbolami halucynacji spotykają na szczycie świata Jodorowsky'ego we własnej osobie; ten wyjaśnia im, że cały czas grają w filmie. Jest w „Świętej górze” coś bezgranicznie kabotyńskiego. Chociaż Jodorowsky wchodzi w buty proroka, to tak naprawdę jest Szalonym Kapelusznikiem – i w tym, o dziwo, tkwi jego największa siła. Mieszając wątki biblijne z popkulturą, odprawiając magiczne rytuały i serwując obrazy rodem z okładek albumów ze space rockiem, tworzy jeden z najbardziej olśniewających wizualnie filmów w historii kina. Zaprezentowane w nim wizje – oparte na inscenizacji, scenografii i charakteryzacji, a nie na efektach komputerowych – prawie w ogóle się nie zestarzały. Ciągle mogą służyć za celuloidowy ekwiwalent LSD.


Kadr z filmu "Upstream Color". Fot. Off Plus Camera

Filmem równie eskapistycznym, co "Święta góra", jest pokazywany w Konkursie Głównym „Upstream Color” Shane'a Carrutha. Równie, ale w zupełnie inny sposób – jeśli Jodorowsky funduje widzowi złoty strzał ze stężonej dawki cudowności, to Carruth drażni się z nim, jedynie sugeruje nadnaturalny kontekst. Tak jak i w jego poprzednim dziele, skonstruowanym jak puzzle „Wynalazku”, podstawową figurą stylistyczną jest tutaj elipsa. Śledzimy historię kobiety, która po tajemniczym porwaniu musi mozolnie rekonstruować swoje wspomnienia – to wszystko zostaje pochlastane na stole montażowym do granic jakiejkolwiek czytelności. Obserwujemy strzępki: urywki gestów i rozmów, obrazy, które się ze sobą rymują, oraz takie, które wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Na początku ta formuła działa i fascynuje, ale tylko na początku – potem wychodzi na jaw, że to wszystko jest metodą „kija i marchewki”; że „Upstream Color” nie spełnia swoich obietnic. Chociaż Carruth uprawia sztukę zaciemnienia i rozdmuchiwania w wirtuozerski sposób, to przekracza granicę, za którą słowo „pretensjonalność” nabiera pejoratywnego znaczenia. Chce się przekłuć ten balon, po swojemu wypełnić dziury w scenariuszu. Po seansie zastanawialiśmy się ze znajomymi m.in. nad tym, czy powracające w filmie obrazy trzody chlewnej, na zmianę upiorne i czułe, to ukłon w stronę „Babe – świnki z klasą” czy PETA.


Piotr Mirski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  15.04.2013
Zobacz również
Roman Gądek nie żyje
Film lepszy niż książka
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll