Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z reżyserem Sławomirem Fabickim o wchodzącej właśnie do kin jego „Miłości” oraz artystycznych planach na przyszłość rozmawia Marcin Zawiśliński.
PortalFilmowy.pl: Wstrząsnęła panem „seksafera olsztyńska"?
Sławomir Fabicki: Bardzo. W swoim reportażu „To się stało mojej żonie” Lidia Ostałowska pisała, że „jak kobietę zgwałcą i zabiją to jest święta, a jak ją tylko zgwałcą, to jest kurwą”. Pomyślałem wtedy, jak łatwo można oceniać ludzi bez wnikania, dlaczego coś się dzieje tak a nie inaczej.
PF: Co pana skłoniło, żeby historię prezydenta Olsztyna oskarżonego o gwałt na swojej podwładnej, przekuć na film?
SF: Na ten temat trafiłem w czasie, kiedy przygotowywałem się do filmu familijnego "Bonobo Jingo". Jego scenariusz był już właściwie skończony, ale zdjęcia jeszcze nie ruszyły. O seksaferze olsztyńskiej słyszałem już wcześniej, ale nie traktowałem tej historii jako tematu na film. Czytając wspomniany reportaż Ostałowskiej, który ukazał się w „Dużym Formacie”, zainteresował mnie przedstawiony tam punkt widzenia mężczyzny - męża ofiary. Razem z Markiem Pruchniewskim postanowiliśmy napisać najpierw treatment, a potem scenariusz o raku, który drąży człowieka dotkniętego taką tragedią. To był punkt wyjścia naszej opowieści, którą napisaliśmy w ciągu roku.
PF: Jak dalece scenariusz „Miłości” odbiega od „seksafery olsztyńskiej”?
SF: Spotkałem się z Lidią Ostałowską. Poprosiłem nawet o kontakt do pary małżeńskiej, o której ona pisała, ale w międzyczasie rozmyślania o naszym filmie poszły o wiele dalej niż ta historia. Dlatego zrezygnowaliśmy ze spotkania z nimi. Po prostu, nie interesuje mnie publicystyka w fabule. Od tego są dokumenty i reportaże. Ja chcę robić filmy bardziej uniwersalne i emocjonalne.
PF: Jest Pan kolejnym z wielu reżyserów, który eksploruje temat miłości. Co pana w nim fascynuje?
SF: To jest najważniejsze uczucie w naszym życiu, nie ma ważniejszego. Determinuje całą naszą egzystencję, nasze relacje z ludźmi. Dlatego, jak sądzę, jest to temat tak wielu opowieści filmowych – od romansów po melodramaty.
PF: Jaka jest pana definicja miłości?
SF: Nie potrafię jej zdefiniować. Natomiast bardzo bliskie jest mi rozumienie miłości tak jak je ujął św. Paweł w „Hymnie o miłości (część pierwszego listu do Koryntian). O choćby w tym fragmencie:
„Miłość nie zazdrości, nie przechwala się,
nie unosi się pychą,
nie zachowuje się nietaktownie,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego,
nie cieszy się z nieprawości, lecz raduje się z triumfu prawdy.”
PF: Ale przecież miłość potrafi wyzwolić w człowieku gniew!
SF: To prawda, w końcu nie jesteśmy aniołami. Ponosimy też porażki, bywamy słabi, ale potem następuje refleksja i próba samooczyszczenia.
PF: Po tym, co spotkało jego żonę, Tomek, główny bohater „Miłości”, powinien być nieprawdopodobnie wkurzony, żądny zemsty etc. Tymczasem…
SF: ...Tomek żyje w zawieszeniu. Nie jest pewny swojej miłości do żony, a ta tragedia tym bardziej mu to uzmysławia. Nie jest też pewien, jej miłości do niego. Ich wzajemne uczucie trochę przyblakło, wypala się, a to rodzi dalsze konsekwencje. To jest opowieść o człowieku, który uświadamia sobie problem, z którym następnie próbuje sobie poradzić. Poza tym, w moim filmie to nie historia kreuje bohaterów, ale bohaterowie tworzą historię.
Marcin Dorociński i Julia Kijowska w filmie "Miłość". Fot. Forum Film Poland.
PF: Jest ich wielu. Nie tylko Maria i Tomek.
SF: To jest film o kilku parach. Poza małżeństwem Marysi i Tomka jest też małżeństwo prezydenckie oraz rodzice Tomka. To są trzy rodzaje miłości, które determinują odmienne losy i powiązania emocjonalne małżonków. Każda para zmaga się z jakimś problemem.
PF: Jednak z największymi zmaga się Tomek. W tej roli obsadził pan Marcina Dorocińskiego.
SF: Marcin wcześniej grał silne postaci, które same decydują o swoim losie. Tym razem dostał inne zadanie. Miał zagrać mężczyznę w typie macho, ale wewnętrznie bardzo rozedrganego, niepewnego siebie i swoich uczuć. Jego znakomitym dopełnieniem była Julia Kijowska, filmowa żona Maria. Od zdjęć castingowych zauważyłem, że między nimi jest niesamowite uczucie, jakieś napięcie, którego potrzebowałem w moim filmie.
PF: Co łączy głównych bohaterów Marię i Tomka? Czy to jest miłość, czy to jest kochanie?
SF: Myślę, że i to, i to. Widać to szczególnie w dwóch następujących po sobie scenach erotycznych. Tomka z nieznajomą kobietą, a następnie z własną żoną.
PF: W „Niebieskim” Krzysztofa Kieślowskiego, którego tematem również jest miłość, jednym z głównych bohaterów jest muzyka. W pana filmie niemal jej nie ma. Dlaczego?
SF: Doszedłem do wniosku, że obraz jest na tyle intensywny i pozostawia wystarczająco duże pole do interpretacji, że emocji widzów nie trzeba podbudowywać dodatkowo muzyką. Są tylko dwie piosenki: „Złoty pierścionek” i „Made in China” Dezertera.
PF: Przy poprzednich projektach filmowych współpracował pan z Bogumiłem Godfrejowem. Tym razem autorem zdjęć jest Piotr Szczepański.
SF: Znamy się z Piotrkiem jeszcze z czasu studiów w łódzkiej Filmówce. Byliśmy razem na roku. Zrobiliśmy wcześniej jeden teatr telewizji, a teraz "Miłość". Piotrek z niesamowitym wyczuciem obserwuje aktorów, a mój film jest swoistym portretem ludzkich twarzy.
PF: Dziś kinowa premiera „Miłości”. Co potem?
SF: Mam pomysł na musical w stylu „Dogmy” Larsa von Triera, ale na razie powracam do filmu familijnego na podstawie mojego scenariusza sprzed kilku lat. "Bonobo Jingo" będzie opowieścią o młodym szympansie i jego przygodach z dziećmi. Zdjęcia, które planuję na wiosnę 2014 roku, będzie robił Bogumił Godfrejów. To będzie film dla ludzi od 5 do setnego roku życia z głębokim humanistycznym przesłaniem, że najważniejszy jest dom i rodzina. Będzie śmiech i wzruszenie i… muzyka symfoniczna.
PortalFilmowy.pl: Wstrząsnęła panem „seksafera olsztyńska"?
Sławomir Fabicki: Bardzo. W swoim reportażu „To się stało mojej żonie” Lidia Ostałowska pisała, że „jak kobietę zgwałcą i zabiją to jest święta, a jak ją tylko zgwałcą, to jest kurwą”. Pomyślałem wtedy, jak łatwo można oceniać ludzi bez wnikania, dlaczego coś się dzieje tak a nie inaczej.
PF: Co pana skłoniło, żeby historię prezydenta Olsztyna oskarżonego o gwałt na swojej podwładnej, przekuć na film?
SF: Na ten temat trafiłem w czasie, kiedy przygotowywałem się do filmu familijnego "Bonobo Jingo". Jego scenariusz był już właściwie skończony, ale zdjęcia jeszcze nie ruszyły. O seksaferze olsztyńskiej słyszałem już wcześniej, ale nie traktowałem tej historii jako tematu na film. Czytając wspomniany reportaż Ostałowskiej, który ukazał się w „Dużym Formacie”, zainteresował mnie przedstawiony tam punkt widzenia mężczyzny - męża ofiary. Razem z Markiem Pruchniewskim postanowiliśmy napisać najpierw treatment, a potem scenariusz o raku, który drąży człowieka dotkniętego taką tragedią. To był punkt wyjścia naszej opowieści, którą napisaliśmy w ciągu roku.
PF: Jak dalece scenariusz „Miłości” odbiega od „seksafery olsztyńskiej”?
SF: Spotkałem się z Lidią Ostałowską. Poprosiłem nawet o kontakt do pary małżeńskiej, o której ona pisała, ale w międzyczasie rozmyślania o naszym filmie poszły o wiele dalej niż ta historia. Dlatego zrezygnowaliśmy ze spotkania z nimi. Po prostu, nie interesuje mnie publicystyka w fabule. Od tego są dokumenty i reportaże. Ja chcę robić filmy bardziej uniwersalne i emocjonalne.
PF: Jest Pan kolejnym z wielu reżyserów, który eksploruje temat miłości. Co pana w nim fascynuje?
SF: To jest najważniejsze uczucie w naszym życiu, nie ma ważniejszego. Determinuje całą naszą egzystencję, nasze relacje z ludźmi. Dlatego, jak sądzę, jest to temat tak wielu opowieści filmowych – od romansów po melodramaty.
PF: Jaka jest pana definicja miłości?
SF: Nie potrafię jej zdefiniować. Natomiast bardzo bliskie jest mi rozumienie miłości tak jak je ujął św. Paweł w „Hymnie o miłości (część pierwszego listu do Koryntian). O choćby w tym fragmencie:
„Miłość nie zazdrości, nie przechwala się,
nie unosi się pychą,
nie zachowuje się nietaktownie,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego,
nie cieszy się z nieprawości, lecz raduje się z triumfu prawdy.”
PF: Ale przecież miłość potrafi wyzwolić w człowieku gniew!
SF: To prawda, w końcu nie jesteśmy aniołami. Ponosimy też porażki, bywamy słabi, ale potem następuje refleksja i próba samooczyszczenia.
PF: Po tym, co spotkało jego żonę, Tomek, główny bohater „Miłości”, powinien być nieprawdopodobnie wkurzony, żądny zemsty etc. Tymczasem…
SF: ...Tomek żyje w zawieszeniu. Nie jest pewny swojej miłości do żony, a ta tragedia tym bardziej mu to uzmysławia. Nie jest też pewien, jej miłości do niego. Ich wzajemne uczucie trochę przyblakło, wypala się, a to rodzi dalsze konsekwencje. To jest opowieść o człowieku, który uświadamia sobie problem, z którym następnie próbuje sobie poradzić. Poza tym, w moim filmie to nie historia kreuje bohaterów, ale bohaterowie tworzą historię.
Marcin Dorociński i Julia Kijowska w filmie "Miłość". Fot. Forum Film Poland.
PF: Jest ich wielu. Nie tylko Maria i Tomek.
SF: To jest film o kilku parach. Poza małżeństwem Marysi i Tomka jest też małżeństwo prezydenckie oraz rodzice Tomka. To są trzy rodzaje miłości, które determinują odmienne losy i powiązania emocjonalne małżonków. Każda para zmaga się z jakimś problemem.
PF: Jednak z największymi zmaga się Tomek. W tej roli obsadził pan Marcina Dorocińskiego.
SF: Marcin wcześniej grał silne postaci, które same decydują o swoim losie. Tym razem dostał inne zadanie. Miał zagrać mężczyznę w typie macho, ale wewnętrznie bardzo rozedrganego, niepewnego siebie i swoich uczuć. Jego znakomitym dopełnieniem była Julia Kijowska, filmowa żona Maria. Od zdjęć castingowych zauważyłem, że między nimi jest niesamowite uczucie, jakieś napięcie, którego potrzebowałem w moim filmie.
PF: Co łączy głównych bohaterów Marię i Tomka? Czy to jest miłość, czy to jest kochanie?
SF: Myślę, że i to, i to. Widać to szczególnie w dwóch następujących po sobie scenach erotycznych. Tomka z nieznajomą kobietą, a następnie z własną żoną.
PF: W „Niebieskim” Krzysztofa Kieślowskiego, którego tematem również jest miłość, jednym z głównych bohaterów jest muzyka. W pana filmie niemal jej nie ma. Dlaczego?
SF: Doszedłem do wniosku, że obraz jest na tyle intensywny i pozostawia wystarczająco duże pole do interpretacji, że emocji widzów nie trzeba podbudowywać dodatkowo muzyką. Są tylko dwie piosenki: „Złoty pierścionek” i „Made in China” Dezertera.
PF: Przy poprzednich projektach filmowych współpracował pan z Bogumiłem Godfrejowem. Tym razem autorem zdjęć jest Piotr Szczepański.
SF: Znamy się z Piotrkiem jeszcze z czasu studiów w łódzkiej Filmówce. Byliśmy razem na roku. Zrobiliśmy wcześniej jeden teatr telewizji, a teraz "Miłość". Piotrek z niesamowitym wyczuciem obserwuje aktorów, a mój film jest swoistym portretem ludzkich twarzy.
PF: Dziś kinowa premiera „Miłości”. Co potem?
SF: Mam pomysł na musical w stylu „Dogmy” Larsa von Triera, ale na razie powracam do filmu familijnego na podstawie mojego scenariusza sprzed kilku lat. "Bonobo Jingo" będzie opowieścią o młodym szympansie i jego przygodach z dziećmi. Zdjęcia, które planuję na wiosnę 2014 roku, będzie robił Bogumił Godfrejów. To będzie film dla ludzi od 5 do setnego roku życia z głębokim humanistycznym przesłaniem, że najważniejszy jest dom i rodzina. Będzie śmiech i wzruszenie i… muzyka symfoniczna.
Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 15.03.2013
Jerzy Stuhr ponownie za kamerą
Kręte drogi Thomasa Vinterberga
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024